Lando Norris stwierdził, że nadzwyczajny jak na ten sezon wynik McLarena w Australii wynika głównie z charakterystyki toru.
Gdyby po pierwszych dwóch rundach zapytać kogokolwiek o największe tegoroczne rozczarowanie w kategorii zespół, bez cienia wątpliwości odpowiedzią byłby McLaren. Ekipa z Woking od lat nie zaliczyła tak słabego pod względem punktów startu kampanii, a przecież poprzednie, przełomowe wręcz lata, w najmniejszym stopniu na to nie wskazywały.
Podobnie jak nic nie wskazywało na to, że po fatalnych i zwieńczonych zaledwie sześcioma punktami weekendach w Bahrajnie i Arabii Saudyjskiej Australia przyniesie nagłą poprawę. I to nie tylko w kwalifikacjach, co pokazał niedzielny wynik.
Gdy tylko sobotnia sesja dobiegła końca, media z podekscytowaniem pytały zawodników teamu papaya, skąd wzięło się ich lepsze tempo, które pozwoliło im na ustawienie bolidów z numerami 3 i 4 na odpowiednio 7. i 4. polu startowym do niedzielnych zmagań.
Jednakże Lando Norris, cytowany przez The Race, w zdecydowany sposób studził optymistyczne nastroje i wizje przyszłości. Odpowiedzialnością za awans jego i Ricciardo do Q3 „obarczył” odpowiadającą MCL36 charakterystykę toru w Melbourne, który - co było przypominane za każdym razem, gdy ten obiekt otwierał sezon - nie należy do zbyt wymiernych.
- Istnieje pewien podział - rozpoczął Brytyjczyk. - Są rzeczy, które zrobiliśmy dobrze. Udało nam się wykrzesać nieco więcej osiągów z samochodu poprzez zrozumienie kilku kwestii i pójście w nieco innym kierunku z ustawieniami. Ale jednocześnie uważam, że większość tej poprawy zawdzięczamy charakterystyce toru.
- Nie przywieźliśmy niczego, co bardzo by się zmieniło. I nie jest tak, że możemy osiągnąć dużo więcej z setupem, co sprawiłoby, że nagle bylibyśmy o wiele szybsi. Stosunkowo jest bardziej 70-30 lub 80-20, przy czym 80% to tor, a 20% to ciężka praca.
22-latek potwierdzał, że zmiany ku lepszemu są i będą, ale uspokajał zapał kibiców, obrazując progres poczyniony przez McLarena za pomocą jednostek w Formule 1 kluczowych, a zatem dziesiątek sekundy, które nie zostały według niego zbite przez inżynierów zespołu Zaka Browna, lecz przez projektantów toru Albert Park.
- Wszyscy ciężko pracują, żebyśmy zrobili jakiś postęp i zmaksymalizowali wszystko. Widać to po krokach naprzód, które stawiamy. Ale gdy mówię „krok naprzód”, mam na myśli jedną dziesiątą, może dwie, co najwyżej trzy. Pozostała nadrobiona sekunda wynika z tego, że ten tor zdecydowanie bardziej odpowiada temu bolidowi - mówił Lando.
Do podobnych wniosków po fantastycznych kwalifikacjach doszedł jego przełożony, Andreas Seidl, choć przez jego słowa przebija się wyraźne światełko w tunelu. Niemiec przedstawił najważniejsze czynniki, stojące za zdecydowanie zadowalającym rezultatem brytyjsko-australijskiego duetu we wczorajszej sesji.
- Są trzy główne powody, dla których jesteśmy bardziej konkurencyjni niż np. w Dżuddzie. Z pewnością jest to bardziej płynny układ toru, który pasuje do naszego samochodu z obecnym pakietem. Poza tym w kwestii osiągów przywieźliśmy niewielkie poprawki, które zadziałały.
- Nie możemy jednak zapominać, że zaczynaliśmy ten sezon krok za innymi, tracąc mnóstwo okrążeń podczas testów w Bahrajnie. Mieliśmy sporo do nauczenia o samochodzie w trakcie pierwszych dwóch weekendów. I wydaje mi się, że to szansa na wykorzystanie zdobytej wiedzy też jest źródłem lepszych wyników.
- Jeśli złożysz to wszystko w całość, to sprawiło, że jesteśmy trochę bardziej konkurencyjni tutaj, co jest świetne i jest po prostu nagrodą bądź impulsem dla zespołu, żebyśmy nie zatrzymywali się, dalej ciężko pracowali i byli szybsi - zakończył Seidl.
Wyścig pokazał natomiast, że brytyjskiej stajni nie dręczy problem, którym dotknięte było chociażby AlphaTauri w końcówce zeszłego roku, gdy Pierre Gasly wykręcał rewelacyjne czasy na jednym okrążeniu, ale nie był w stanie czynić tego na dystansie całego wyścigu, co oznaczało dla Francuza utratę wielu pozycji.
Nie zmieniło to jednak faktu, że Lando pozostał bardzo chłodny w ocenie nagłej poprawy osiągów swojej drużyny. Dodatkowo zmagał się też z problemami z paliwem, przez co McLaren prosił go o poważne oszczędzanie cennego płynu, a Daniela Ricciardo o nienakładanie presji na kolegę.
- Mieliśmy kilka problemów, z którymi musieliśmy się uporać, co sprawiało, że nie było idealnie - mówił, cytowany przez RaceFans. Mieliśmy przyzwoite tempo. Gdy naciskasz, wszystko pracuje trochę bardziej.
- Rzecz w tym, że jeśli wrócilibyśmy do Bahrajnu, to dalej zakwalifikowalibyśmy się na 13. pozycji i do mety dojechali dwa kółka za liderem czy coś w tym stylu. Samochód jest ten sam, co jest problemem.
- Bardziej chodzi o zmiany na torze, a nie przyspieszenie bolidu - dodał dla Sky. - On jest niemal identyczny w Bahrajnie. Powiedziałem to już chyba w każdym jednym wywiadzie. Robimy małe kroki do przodu, ale to nie tak, że wiele się zmieniło, tylko auto dobrze pracuje tutaj.
W dalszej części swoich wypowiedzi powtarzał on tezy z soboty, których weryfikacja przyjdzie dopiero za dwa tygodnie na Imoli, choć gdy F1 przeniesie się do Europy, w MCL36 powinny zostać zamontowane pierwsze poważniejsze poprawki, zrobione z użyciem cennej wiedzy nabytej przez inżynierów podczas wyjątkowo udanego weekendu na Antypodach.
- Rozumiemy, że to po prostu szybszy i bardziej płynny tor, który pasuje do naszego samochodu. Mogliśmy go tutaj umieścić w optymalnym oknie pracy. Weźmiemy ze sobą to, czego nauczyliśmy się dzisiaj i postaramy się wykorzystać to w następnych wyścigach - podsumował Norris.
Tuż po wyścigu kilka zdań powiedział także Daniel Ricciardo. Mimo radości z wyniku Honey Badger wspomniał, że na ogólną poprawę trzeba będzie jeszcze poczekać.
- Po pierwszych dwóch weekendach byłem dość pozytywny i ludzie pytali, czemu tak się zachowywałem. W tym sporcie wszystko może się jednak szybko zmienić, szczególnie przy nowych autach, których nikt tak naprawdę nie zna. Byłem świadomy, że możemy mieć taki weekend, choć może nie tak wcześnie. Jestem natomiast zadowolony, że wydarzyło się to tutaj.
- Tydzień przerwy pomaga. Być może wyciśniemy więcej z Imoli. Jednak dopiero w Europie, pewnie w okolicach 8. wyścigu, być może będzie nas stać na więcej.