Mercedes w końcu zdecydował się na wymianę silnika w samochodzie Lewisa Hamiltona.
Brytyjczyk od dobrych kilku tygodni był zagrożony otrzymaniem kary za przekroczenie dozwolonej ilości komponentów jednostki napędowej.
Oddział HPP z Brixworth ma w tym roku trochę problemów z napędem, co potwierdziły już awarie w Astonie Martinie czy Williamsie.
Kłopoty nie ominęły też głównej ekipy, której przytrafiła się usterka w FP2 na Zandvoort. Dodatkowo z różnych powodów, ponoć nie tylko taktycznych, dwukrotnie z końca stawki we Włoszech i w Rosji ruszał Valtteri Bottas.
Ekipa z Brackley miała niemały ból głowy, starając się wybrać tor, na którym to Hamilton będzie mógł wprowadzić nowy silnik do swojej puli. Zespół starał się dobrze trafić z wskazaniem miejsca, by ograniczyć straty do swojego głównego rywala.
Po tym, jak Max Verstappen praktycznie nie odczuł skutków swojej wymiany, finiszując na P2 w Rosji, zadanie mistrzów zostało jeszcze bardziej utrudnione. W kalendarzu zostały bowiem tory, na których brak auta nr 44 z przodu mógłby wiązać się z pewnym triumfem i ucieczką lidera Red Bulla.
Ostatecznie Mercedes postanowił wymienić jednostkę podczas weekendu w Turcji. Jest to miejsce, w którym na papierze bardzo trudno wskazać faworyta, bo W12 i RB16B wydają się być podobnie mocne.
Hamilton otrzymał jednak tylko jeden nowy komponent, którym jest silnik spalania wewnętrznego (ICE).
Będzie się to wiązało jedynie z karą przesunięcia o 10 miejsc na starcie wyścigu, ponieważ jest to pierwsza nadprogramowa wymiana. Za każdą kolejną przysługuje przesunięcie już o 5 pól.
Gdyby Mercedes zdecydował się na więcej elementów i suma kar przekroczyłaby 15 pozycji, zgodnie z Regulaminem Technicznym zawodnik musiałby ustawić się na samym końcu stawki.