Na Silverstone i Hungaroringu to Mercedes, ku powszechnemu zdziwieniu, był ekipą wyznaczającą tempo na prostych. Taki rozwój wydarzeń wzbudził uwagę konkurencji, która zaczęła bacznie przyglądać się legalności rozwiązania, dzięki któremu obecni mistrzowie świata nadrabiają straty w prędkości maksymalnej.
Jak donosi niemiecki Auto Motor und Sport, ekipy z Maranello i Milton Keynes prawdopodobnie rozgryzły trik stosowany przez drużynę Toto Wolffa. Z ich przypuszczeń wynika, że Mercedes prawdopodobnie wykorzystuje suchy lód do chłodzenia zbiornika powietrza wyrównującego ciśnienie oraz jego kolektora przed startem i kwalifikacjami, co umożliwia wyciśnięcie z jednostki napędowej większej mocy podczas jazdy z wysoką prędkością.
Zdawałoby się to znajdować potwierdzenie w danych z punktów pomiaru szybkości na prostych, gdzie ekipa z Brackley, zarówno na Węgrzech, jak i w Wielkiej Brytanii, osiągała wyższą prędkość niż Czerwone Byki.
Chłodniejsze powietrze jest bardziej gęste, przez co w jednostce objętości - cylindrze - fizycznie zmieści się więcej atomów. Ekipom chodzi o cząsteczki tlenu, które są czynnikiem ograniczającym podczas spalania benzyny. Im więcej znajduje się ich w silniku, tym więcej paliwa można spalić i tym większą moc może generować jednostka napędowa.
Stosowanie takiego rozwiązania jest co najmniej szarą strefą w regulaminie, co podkreśla AMuS, który opiera się także na informacjach z Red Bulla. Punkt 5.6.8 Regulaminu Technicznego FIA mówi:
- Średnia temperatura powietrza w zbiorniku wyrównującym ciśnienie oraz kolektorze musi być o co najmniej 10°C wyższa niż średnia temperatura powietrza nad torem. Wyjątkami są okrążenia przejechane za samochodem bezpieczeństwa, pierwsze okrążenie wyścigu oraz okrążenia zjazdowe i rozgrzewkowe.
Prawdopodobnie więc Mercedes znalazł sposób na obejście czujnika lub znaczące podgrzanie powietrza na koniec okrążenia, by średnia temperatura znalazła się w regulaminowym oknie.
Cały ten wątek jest dość istotny dla Red Bulla, gdyż w drugiej części tegorocznego kalendarza znajdują się tory, na których prędkości maksymalne odgrywają dość istotną rolę. Już za trzy tygodnie cyrk F1 zawita na tor Spa, a chwilę później rywalizacja przeniesie się na Monze i Sochi.
Dwa ostatnie weekendy wyścigowe przyniosły ekipie z Milton Keynes zaledwie pięć punktów i to ona aktualnie musi nadrabiać straty oraz gonić swojego głównego konkurenta. Oczywiście wątpliwe jest to, by jej strona poddała się bez walki, więc zapewne wkrótce będzie dane nam zobaczyć kolejną dyrektywę techniczną, tym razem regulującą możliwość chłodzenia zbiornika wyrównującego ciśnienie oraz kolektora.
Ponadto w padoku pojawiły się ciekawe sugestie, według których Honda miałaby zostać spowolniona poprzez nową dyrektywę FIA. Nieoficjalnie mówi się, iż japoński producent przez ostatnie cztery miesiące miał być bacznie obserwowany pod kątem tego, w jaki sposób jego system zarządza energią. Jest to ten element, w którym od Bahrajnu Honda miała przewyższać Mercedesa.
FIA co prawda miała bardzo szybko ukrócić te spekulacje, jednak Niemcy - którzy byli jednymi z lepiej poinformowanych m.in. przy silnikowym zamieszaniu wokół Ferrari w 2019 roku - uważają, iż nie musi to oznaczać niczego.
Wątek zwiększenia mocy w zamrożonym na ten sezon silniku powrócił więc jak bumerang. Poprawa Mercedesa miała zostać zauważona podczas słynnej pogoni Hamiltona za Verstappenem do zakrętu Copse, kiedy to Brytyjczyk miał gigantyczną przewagę prędkości. Brytyjskie media oraz sama ekipa z Brackley utrzymywały jednak, iż wynikało to z tego, że japońskie silniki wchodziły tam w tryb ładowania.