Toto Wolff wyjawił, że Mercedes mógł poczuć się w ten weekend jak w sezonie 2022.
Dobijanie, które było głównym tematem zeszłorocznej kampanii i sprawiło najwięcej kłopotów ekipie z Brackley, powróciło w trakcie rundy na Spa-Francorchamps. Taką informację przekazał szef składu, który mimo całkiem niezłych wyników nie miał szczególnie wielu powodów do zadowolenia, bowiem bolid W14 musiał jechać nieco poniżej swojego potencjału.
- Przed chwilą widziałem dane i rozmawiałem z kierowcami - stwierdził Austriak. - Głównym ograniczającym nas czynnikiem dziś i wczoraj było dobijanie.
- To działo się dosłownie na każdej prostej i nawet w zakręcie Blanchimont, gdzie Lewis musiał odpuszczać, a normalnie przecież na spokojnie jedzie się tam z pełnym gazem. Dobijasz na prostych, przegrzewasz opony w strefie hamowania i robi się błędne koło. To była główna rzecz, która powstrzymywała nas w ten weekend.
Mercedes pojawił się w Belgii ze sporym pakietem poprawek (szczegóły TUTAJ), który zawierał m.in. przeróbkę sekcji bocznych oraz modyfikację podłogi. Wolff podejrzewa, że przyczyna może kryć się w nowych częściach, ale nie zamierza od razu szukać im miejsca w śmietniku.
- Musimy to przeanalizować. W przywiezienie tych poprawek włożyliśmy tak dużo pracy, że to zasługuje na ukłony. Podłoga mogła być powodem dobijania, ale należałoby zobaczyć to w danych. Być może jest coś, co należy jeszcze doszlifować. Nadal wierzę, że kierunek, w którym idziemy obecnie, jest prawidłowy.
Toto nie cieszył się także z 4. miejsca, które w ramach podkreślenia swoich ambicji nazwał żadnym miejscem. Jedynym plusem było dla niego to, iż zespół czuł się na Spa o wiele lepiej niż 12 miesięcy temu.
- Przed zjazdami Perez, Leclerc i my byliśmy w okolicach 6 sekund od siebie. To dla nas ogromny skok, bo rok temu na tym torze to była jakaś katastrofa. My zrobiliśmy krok do przodu, ale ci goście z przodu wykonali jeszcze jeden i takie są fakty. Jedno auto było dziś o wiele szybsze, o 1.5 sekundy, gdy naciskało na początku stintów. Musimy sobie z tym poradzić.