Nowy system chłodzenia kierowców F1 w kokpicie budzi małe kontrowersje. Choć jest chętnie wykorzystywany, to bez odpowiedniej reakcji FIA nie wszyscy mogą przejechać z nim wyścig. Dzieje się tak pomimo tego, że bardzo by tego chcieli.

Jedna z nowinek na sezon 2025, czyli chłodząca kamizelka, kolejny raz ściągnęła na siebie sporą uwagę. Po tym, jak George Russell po cichutku sprawdził system w akcji w Bahrajnie i był bardzo zadowolony, to samo postanowili zrobić jego rywale. W Dżuddzie wielokrotnie łapano zawodników na chodzeniu właśnie w specjalnych kamizelkach.

Nie wszyscy mogli jednak ułatwić sobie życie w trakcie właściwej rywalizacji i zamontować chłodzenie na własną rękę, bez reakcji FIA. Przyczyną tego problemu jest tu waga - dopóki dyrekcja wyścigu nie zadeklaruje tzw. zagrożenia cieplnego, to korzystanie z systemu wiąże się z jazdą cięższym samochodem.

Obecne przepisy działają w sposób, który zrównuje warunki gry dopiero po wystąpieniu takiego zagrożenia - to z kolei może nastąpić albo na życzenie dyrektora wyścigu, albo wtedy, gdy prognozowane jest przekroczenie 31 stopni Celsjusza na jakimkolwiek etapie trwania zawodów.

Zrównanie warunków wiąże się z podniesieniem minimalnej masy bolidów o 5 kg, co dla zespołów jest dużą wartością i sprawia, że chłodzenie kierowców nie wpływa na konkurencyjność względem rywali. System nie jest obowiązkowy w sezonie 2025, lecz rezygnacja z niego oznacza konieczność dociążenia auta balastem.

Nic więc dziwnego, że niektórzy wyczekują takiej decyzji FIA i domagają się obniżenia progu. W tym gronie jest Ollie Bearman, który w czwartek udzielił obszernych wypowiedzi na ten temat.

- Spróbowałem tego w Dżuddzie i było naprawdę dobrze - mówił Brytyjczyk. - Jestem zadowolony, że zdołałem to przetestować. Cieszę się, że projekt odniósł sukces i jest użyteczny. Niestety sam nie jestem w stanie go używać, bo potrzebna jest ta deklaracja ze strony FIA, która dotyczy wagi. Czekamy tylko na to.

- Wydaje się, że poprzeczka [temperaturowa] jest zawieszona dość wysoko. Wiem, że pewne ekipy są w stanie jeździć z tym rozwiązaniem mimo [dodatkowej wagi], ale nie wiem, jak to robią. Niektórzy mogą z tym jechać, a inni nie. To jasne, że muszą mieć jakiś margines, ale jeśli FIA nigdy nie zadeklaruje zagrożenia cieplnego, to tylko kilka ekip będzie mogło z tego korzystać, a to wydaje się nieco niesprawiedliwe. 

- Cały ten system jest ciężki, a my staramy się mieć jak najlepsze osiągi bolidu. Nie staramy się obniżyć wagi, aby poprawić chłodzenie. Musimy więc trochę pocierpieć, dopóki coś nie zostanie zmienione. Jak mówiłem, niektórzy jakoś dają radę, np. Williams czy Mercedes. I może nie chcę tu mówić, że to niesprawiedliwe, ale należałoby coś zmienić. 

Bearman jednocześnie zdradził, że chłodzenie doczekało się już drobnej poprawy. Ta nastąpiła po skargach zawodników, którzy czuli się niekomfortowo w kokpicie lub nie mogli w ogóle do niego wejść.

- Projekt został zmodyfikowany - tłumaczył kierowca Haasa. -  Przesunięto elementy tak, aby były bardziej na środku ciała. Teraz można już zmieścić się w fotelu. Wcześniej nie dało się z tym wejść do bolidu, a teraz wszystko działa, lecz oryginalny projekt nie pasował nikomu.

- W Dżuddzie było bardzo gorąco, ale jest także coś, czego nie widać. Chodzi o wilgotność. Może być 27 czy 29 stopni, ale przy wilgotności na poziomie 60-70% i tych wszystkich warstwach, które mamy na sobie, jest bardzo gorąco. A takie chłodzenie to inna rzeczywistość. W treningu to bardzo pomogło. Szkoda, że nie mogliśmy jechać z tym w wyścigu, ale to dobra rzecz.

- System jest wyczuwalny szczególnie na plecach, bo naciska się na siedzenie. Natomiast korzyści, jakie wynikają z chłodnego płynu, nawet jeśli działa to przez 10, 15 czy 20 okrążeń, to coś, co totalnie odmienia warunki gry. 

Gdy o tę sprawę zapytano jednego z dyrektorów Stowarzyszenia Kierowców Grand Prix, George'a Russella, ten poparł pomysł obniżenia progu. Nie miał za to jednoznacznie dobrych wiadomości dla reszty stawki.

- Mam szczęście, że mogłem z tego skorzystać - mówił Russell. - Nie jest perfekcyjnie, ale to duża poprawa. Każdy samochód jest inny i tak samo każdy kokpit ma inną temperaturę. U nas dochodziło już do 60 stopni Celsjusza, a zagrożenie cieplne to jakieś 31 czy 30. Gdy dołoży się do tego słońce, to za kierownicą robi się sauna.

- Nie wypowiedzieliśmy się o tym kolektywnie, a poza tym nie każdy wspiera ten pomysł - i to też jest okej. Ostatnio ktoś wspomniał, że to powinien być wybór samego zawodnika, bo w chłodny dzień niektórzy piłkarze zakładają rękawiczki, a inni biegają w krótkim rękawku. Aczkolwiek może ta wartość zagrożenia powinna zostać nieco obniżona, skoro jeszcze jej nie przebiliśmy? Arabia była gorąca, Bahrajn był gorący, więc może da się coś zmienić o kilka stopni.