Lando Norris wyjawił, że w miniony weekend na wyjątkowo wyboistym torze w Teksasie cierpiał na ogromny ból głowy, przez co musiał wspomagać się specjalnymi lekami.
Od dłuższego czasu nierówna niczym polskie drogi po zimie nawierzchnia stanowi wizytówkę Circuit of The Americas. Taki stan rzeczy wynika z kilku czynników, o których szczegółowo pisaliśmy TUTAJ.
Na przestrzeni ostatnich lat zarządcy obiektu wielokrotnie podejmowali działania mające załagodzić kłopoty z asfaltem. Nie inaczej było także przed tegoroczną edycją GP USA, choć wyboje nie zostały w pełni wyeliminowane.
O tym fakcie dobitnie przekonał się między innymi młody kierowca McLarena, który zmagał się z tak dużym bólem głowy, że nie mógł obejść się bez tabletek na uciążliwą dolegliwość wynikającą z połączenia charakterystyki teksańskiej nitki oraz bolidów nowej generacji.
- W ten weekend przyjmowałem duże dawki tabletek na ból głowy. Miałem z tym ogromne problemy - wyznał w rozmowie z mediami po niedzielnych zawodach. - Można było zobaczyć, jak mocno podskakuje moja głowa. Mam coś w rodzaju wewnętrznych siniaków, więc nie jest to przyjemne.
- Nie wiem, czy w naszym przypadku jest lepiej, czy też zmagamy się z tym bardziej od innych samochodów - dodał, pytany, w jaki sposób pomarańczowy bolid reaguje na nierówności. - Z pewnością jest to coś, z czym mam duże problemy. Gdy brałem leki, koniec końców wyboje nie robiły większej różnicy, ale i tak miałem z tym kłopoty.
Chociaż Brytyjczyk dostrzegł poprawę w kwestii stanu nawierzchni, jednocześnie zaznaczył, że konieczne jest wykonanie jeszcze większej pracy, by całkowicie uporać się z tym problemem.
- Niektóre fragmenty toru były mniej wyboiste, z czego bardzo się cieszę, ale naprawiono tylko połowę nitki. Jedna część toru jest trochę lepsza. Mimo tego nie jest tak dobrze, jak powinno być, zwłaszcza w aktualnych bolidach - stwierdził, odnosząc się do specyfiki maszyn nowej generacji, które znacznie gorzej reagują na nierówności.
- Jeżdżąc w zeszłorocznych samochodach, myślę, że nie narzekalibyśmy aż tak, ale w tym sezonie jest zupełnie inaczej. Połowa toru została przerobiona. Jestem z tego zadowolony, ale na pozostałych fragmentach można zauważyć ogromne dziury. To po prostu nie jest standard, jakiego oczekujemy w Formule 1.
Swoimi spostrzeżeniami w tej sprawie podzielił się również George Russell, który pochwalił organizatorów za prace poczynione przed tegorocznym wyścigiem: - Naprawdę poprawili sytuację. Naturalnie obecne bolidy są o wiele gorsze w prowadzeniu niż zeszłoroczne, więc jeśli weźmiemy to pod uwagę, z pewnością widać postęp. Dlatego wszyscy to doceniamy.
Stan starej nawierzchni został zbadany przez naszego agenta specjalnego, Bartosza Pokrzywińskiego. Asfalt na prostej startowej prezentował się tak: