Już podczas pierwszego dnia testów na torze pod Barceloną można było odnieść wrażenie, że nowe konstrukcje na sezon 2022 dziwnie zachowują się przy większych prędkościach na prostych. Z tym problemem spotkały się wszystkie zespoły. Związany jest on z efektem przyziemienia.

Co to za zjawisko? Nazwa pochodzi od... choroby morskiej (lub morświna i jego ruchów). Porpoising może wywoływać (czy też robił to kiedyś) odczucia podobne do niej. Poprosiliśmy Bartków, by postarali się wypatrywać tego zjawiska, a Olka Gintera o opisanie, o co tu chodzi. Tak tłumaczył to w naszej relacji:

- Otóż od początku testów w mediach pojawiają się informacje o efekcie, który nosi mistyczną nazwę "porpoising". Przy dużej prędkości, gdy bolid jest bardzo nisko, docisk potrafi zniknąć, bo przepływ powietrza jest blokowany. Wtedy auto idzie w górę, a docisk po chwili wraca. Robi się z tego błędne koło.

- Zjawisko jest niebezpieczne. Prowadzi do niestabilności auta, swego rodzaju "podskakiwania", co może niszczyć części podłogi lub powodować pęknięcia. Nie jest to nic nowego. Odkryto to podczas pierwszej ery ground effectu.

- Zespoły, m.in. Alfa, zmagają się z tym obecnie. Sztywniejsze zawieszenie i zakazanie elementów hydrauliki nie pomagają. Zagraniczne media informują, że spodziewano się tego, ale trudno było to zasymulować. Co ciekawe, przy otwartym DRSie problemy są mniejsze.

Czy rozwiązanie problemu zapewni przewagę?

Szefowie ekip przyznali jednak na konferencji prasowej, że nie zakładali  takiego zachowania aut, przynajmniej nie w takim stopniu.

- Większość z nas nie doceniła tego problemu. Wydaje mi się, że samochody podskakują odrobinę bardziej, niż się tego spodziewaliśmy - stwierdził Mattia Binotto.

Efekt zaskoczył wszystkie zespoły, a dodatkowo obecne "mechaniczne" konstrukcje zawieszenia, pozbawione hydrauliki, jeszcze bardziej utrudniają znalezienie rozwiązania.

- Nie tak prosto jest zduplikować odpowiednie warunki w symulatorze czy tunelu aerodynamicznym -  powiedział Fred Vasseur.

Trudno jest przewidzieć, kiedy znalezione zostanie konkretne rozwiązanie, ale mimo tego szefowie ekip F1 przyznają, że prędzej czy później uda się zniwelować podskakiwanie przy dużych prędkościach, jednocześnie optymalizując osiągi.

- Ciągle się uczymy nowych konstrukcji, to trwa. Nie chodzi o samo rozwiązanie problemu, a bardziej o optymalizację osiągów w obecnej sytuacji. Na pewnym etapie każdy zespół znajdzie rozwiązanie. Ci, którzy zrobią to wcześniej, będą mieli przewagę na początku sezonu - dodał Binotto, który nie chciał mocno komentować poprzednich aut ground effect, bo był wtedy za... młody.

Podobnie do sprawy podchodzi Tom McCullough z Astona Martina, który uspokaja, twierdząc, że to dopiero pierwsze kilometry przejechane kompletnie nowymi konstrukcjami.

- To pierwszy raz, jak mamy te samochody. Spodziewamy się ich ewolucji. Wszystkie zespoły na pewno będą pracowały nad konstrukcjami między testami w Hiszpanii, Bahrajnie, pierwszym wyścigiem i kolejnymi - zaznaczył McCullough.

Musimy pamiętać o tym, że trudno jest obecnie jednoznacznie stwierdzić, jak bardzo efekt podskakiwania jest w stanie wpłynąć na realne osiągi bolidu. Część ekip już teraz testowała różne podłogi. Najprawdopodobniej rozwiązanie może leżeć właśnie pod bolidem.

Jeżeli jednak w tym momencie nie da się tego zjawiska oddać w symulatorze czy tunelu aerodynamicznym, przy obecnych regulacjach i ograniczeniach w testach znalezienie złotego środka może chwilę potrwać. Ile? Fred Vasseur zakłada 3-4 wyścigi.

Jak wygląda to na torze?

Chodząc wokół obiektu i oglądając samochody w akcji, staraliśmy się wypatrywać nowego-starego zjawiska. Nie jest ono widoczne zawsze, ponieważ wykorzystanie systemu DRS łagodzi problem.

Prawdę powiedziała prosta startowa. Wszystko dzieje się przy prędkości maksymalnej, blisko strefy hamowania, np. 200 metrów przed zakrętem nr 1. Jest to najlepsze miejsce na torze, by obserwować porpoising. Takie zachowanie bolidu przypomina kołysanie się lub właśnie podskakiwanie i jest dość spektakularne.

Najlepiej wyglądały Red Bull, AlphaTauri i McLaren - kolejność przypadkowa. Tam skakania widać nie było. Alpine miewało z tym problemy, ale to nie był najbardziej dotknięty zespół. Ferrari i Mercedes co któryś przejazd zamieniały się dosłownie w lowridery.

Nie mówimy tu o delikatnych wibracjach, tylko autach, które są bardzo niestabilne i mocno pracują. To wygląda na największą zagwozdkę dla obu zespołów, bo w zakrętach auta jadą jak po sznurku, a do tego nie psują się. Trudno powiedzieć, czy jutro zobaczymy w tym temacie jakieś zmiany, ale raczej z tym poczekamy do Bahrajnu.

Od początku testów problem wyraźnie zauważalny jest w Alfie Romeo, która wydaje się być najgorzej przygotowana do początku sezonu, o czym wspominaliśmy wczoraj - zrobiła chyba najsłabsze wrażenie. I nie chodzi tu tylko o liczby.

Z dużą uwagą będziemy przyglądali się zachowaniu bolidów w Bahrajnie, 10-12 marca, dokąd uda się Mateusz Mróz. Jeżeli ekipy wyrobią się z poprawkami, będzie to idealny poligon doświadczalny, ponieważ tamten obiekt gości pierwszą rundę sezonu, a także ma dość długie proste.