Sergio Perez po przeciętnych kwalifikacjach w Hiszpanii stwierdził, że znaczący wpływ na jego występ miała nieobecność w piątkowym FP1.

Czasówka w wykonaniu Red Bulla na katalońskim obiekcie zdecydowanie nie poszła idealnie, a co gorsza tyczyło się to obu kierowców. Max Verstappen przerwał swoje ostatnie okrążenie pomiarowe po awarii systemu DRS w jego bolidzie, a Checo pojechał po prostu wyjątkowo miernie.

W tym sezonie Meksykanin pokazywał, że nawet w czystej walce jest w stanie pokonać młodszego kolegę, ale ten rezultat bardziej przypomina te zeszłoroczne, kiedy to Holender robił z Perezem w sobotniej sesji to, co chciał, jak i odstawiał go na dobrych kilka dziesiątych.

Wczoraj było to ponad 0.4 sekundy, ale, jak mówił po zakończeniu aktywności na torze zawodnik z numerem 11, największą winę za jego słabe tempo kwalifikacyjne ponosi nieobecność w pierwszym treningu, w którym oddał miejsce w kokpicie RB18 Juriemu Vipsowi.

Jest to efekt wprowadzonych od bieżącej kampanii przepisów, zgodnie z którymi każdy zespół musi co najmniej dwa razy w treningach dać pojeździć juniorom. W ten piątek padło na Meksykanina, niezbyt zadowolonego z przymusu oddania godziny jazd estońskiemu kierowcy F2, ponieważ przez to miał spore problemy z „dogadaniem się” ze swoim samochodem i oponami.

- Nieobecność w piątek nie była dobra, ale to przydarzy się każdemu w tym sezonie - stwierdził Perez. - Nie poszło nam zgodnie z planem. Z mojej strony to było bardzo kosztowne, żeby ominąć FP1, z powodu sposobu, w jaki zachowywały się opony w ten weekend. Tu [w kwalifikacjach] jest pojedyncze okrążenie i trudno było to nadrobić.

Oddanie treningu znacząco wpłynęło na formę Pereza

- Początkowo nie czułem się zbyt komfortowo w samochodzie z tymi oponami. Bolid był po prostu zbytnio na krawędzi i zwyczajnie nie wyszło nam, ale wciąż pozostaję optymistyczny na jutro.

Gdy podopieczny Christiana Hornera został poproszony o doprecyzowanie, czego dotyczyły trudności związane z ogumieniem, ten powiedział o przegrzewaniu, ale też innych aspektach, które mogą znacząco wpłynąć na przebieg jutrzejszej rywalizacji. Pokrywa się to z tym, co mówili inni kierowcy, jak choćby George Russell, wspominający o potencjalnej mnogości pit stopów.

- Myślę, że to kwestia przegrzewania i obciążenia w pierwszym oraz drugim sektorze. Nie byliśmy jeszcze [w tym sezonie] na torze takim jak ten, z takimi temperaturami. To zdawało się sprawiać największe trudności.

- Poza tym z nowymi samochodami trudniej jest utrzymać tylne opony w dobrym stanie w ostatnim sektorze na pojedynczym szybkim okrążeniu. Jestem wciąż tylko na piątym miejscu, a przede mną długi wyścig. Wydaje mi się, że jutro opony mogą robić bardzo dziwne rzeczy - zakończył trzeci kierowca klasyfikacji generalnej.