Oliver Bearman wyjawił dziś, z jakim numerem planuje się ścigać w Formule 1 w przyszłym roku, kiedy zostanie pełnoetatowym kierowcą na najwyższym poziomie.
Choć młody Brytyjczyk ma już za sobą kilka sesji w bolidzie F1, a nawet jeden wyścig, to na jego nowym samochodzie Haasa zobaczymy inny numer niż w tym sezonie. W GP Arabii Saudyjskiej, gdzie zastępował Carlosa Sainza, przypadło mu 38, a podczas sesji treningowych z amerykańską ekipą wykorzystuje nr 50.
W tym wszystkim nie ma żadnej filozofii. Zespoły mają pulę rezerwowych numerów, które są wyciągane z szafy na takie okazje. Inaczej jednak wygląda to w przypadku zapewnienia sobie fotela wyścigowego, bo wtedy kierowcy mogą wybrać stałe oznaczenie. Często sięgają właśnie po takie, które ma dla nich szczególne znaczenie. Dokładnie w ten sposób postąpił Bearman.
- Będę używał 87 i to już jest potwierdzone - zdradził dziś Ollie. - Nie mogłem wybrać swojego numeru w Dżuddzie. A przede wszystkim, nawet gdybym mógł, byłaby to ostatnia sprawa, jaką bym się przejmował!
- Z tym numerem ścigałem się od początku i robił to również mój tata. Chodzi o to, że ja urodziłem się 8 maja, a mój brat 7 sierpnia. A więc wybrałem 87 i tak będzie też dalej.
W trakcie czwartkowego spotkania z mediami zawodnik był pytany nie tylko o tę kwestię, ale przede wszystkim o słabszy sezon F2. W końcu w chwili ogłoszenia zajmuje zaledwie 14. pozycję w klasyfikacji indywidualnej.
Wcześniej opisaliśmy, jak na ten temat wypowiadał się Ayao Komatsu, który zwrócił uwagę na występ w Arabii Saudyjskiej oraz efekty pracy w Haasie. Podobnie widzi to sam Bearman.
- Pokazanie się Arabii sprawiło, że wszystko zaczęło układać się dobrze, bo to był moment, który umożliwił mi zrobienie kroku w stronę F1 - potwierdził 19-latek. - Bez tego byłoby trudno, szczególnie patrząc na to, jak idzie mi w tej chwili. To naprawdę bardzo, bardzo pomogło. Poza tym dało mi też trochę pewności. Nigdy nie wiesz, jak to będzie, dopóki nie pościgasz się z prawdziwym kierowcami F1. To była moja szansa i uważam, że zrobiłem niezłą robotę.
- Zwycięstwo w sprincie F2 w Austrii nie mogło przyjść w lepszym momencie, szczerze mówiąc. To ciągle jest trudny sezon. W niedzielę miałem przecież usterkę silnika. Czułem, że cała ta ciężka praca poszła do śmietnika. Ale [wygrana] przydarzyła się w dobrym i ważnym momencie. Nie tylko pod kątem F1, ale też dla zespołu. W Formule 2 dobre wyniki są potrzebne, aby podbić motywację wszystkich.
- [Problemem w F2] jest styl jazdy. Różni się znacząco, a ja lepiej czuję się w bolidzie F1. Teraz jesteśmy już w dobrym miejscu, ale przed Red Bull Ringiem było trudno okiełznać maszynę. Miała zmienne zachowanie, co mocno uprzykrza życie kierowcy, szczególnie gdy jadę też treningi F1. Jest trudno, gdy balans zmienia się tak bardzo z sesji na sesję.
- Mam wrażenie, że spisuję się najlepiej w życiu, a potem jadę do Barcelony i jestem dosłownie ostatni, gdzie w zeszłym roku wygrałem z przewagą pięciu sekund. Czasem zadaję sobie te same pytania, ale nie mam odpowiedzi. Mam nadzieję, że to coś innego niż ja sam, bo naprawdę czuję, że spisuję się najlepiej w życiu. To miałoby sens, bo mam przecież więcej doświadczenia niż wcześniej.
- Arabia pokazała, na co mnie stać i udowodniła, że nowicjusze nie są aż tak daleko. Pokazałem się tam odpowiednio. Trudno ignorować sezon F2, ale czułem, że dałem radę w treningach. Cieszę się, że wydarzył się ten debiut w Arabii, bo moim zdaniem był to główny czynnik, który odpowiada za to, że jestem tutaj.
- Rozmawiałem o tym króciutko [z Carlosem Sainzem]. Był na wyścigu oraz wśród inżynierów. Dał mi też kilka sugestii co do jazdy czy narzędzi w kokpicie. Cieszył się po wszystkim, ale oczywiście pewnie wolałby pojechać. Wiszę mu kilka drinków! Nie wiem, czy po tej operacji może pić, ale chyba kupię mu jakieś hiszpańskie piwo.