Christian Horner i Sergio Perez podzielili się swoimi spostrzeżeniami na temat minionych wydarzeń z wyścigu o Grand Prix Austrii, który nie ułożył się w pełni po ich myśli. 

Red Bull już na starcie wczorajszych zmagań musiał pogodzić się ze stratą jednego auta z czołówki, ponieważ w zakręcie numer cztery doszło do bezpośredniej walki Pereza z Russellem, która poskutkowała wyrzuceniem byczego zawodnika na żwirowe pobocze. 

Za winnego w tej sytuacji uznano Brytyjczyka, który tropem poprzednich lat otrzymał na swoje konto pięciosekundową karę, odbytą podczas pobytu w alei serwisowej.

- W tamtym momencie byłem zdecydowanie z przodu - przyznał Checo. - W pełni panowałem nad samochodem, z czym natomiast George miał wyraźne problemy i przez to doszło do kontaktu. Nic więcej nie mogłem zrobić w tej sytuacji. Zostawiłem mu wystarczająco dużo miejsca, jednocześnie będąc bardzo blisko żwiru. Chciałem mieć pewności, że zdoła się zmieścić. 

- Patrząc jednak na poziom, jaki reprezentuje George, to jestem bardzo zaskoczony takim zachowaniem z jego strony. To bardzo rozczarowujący wynik dla mnie i zespołu, ponieważ mieliśmy sporą szansę na osiągnięcie tutaj bardzo dobrego wyniku. Uszkodzenia okazały się zbyt duże, aby móc kontynuować dalszą jazdę i walczyć o pozycje, dlatego też wycofaliśmy się z dalszej rywalizacji. 

- Ten rok bywa bardzo bolesny, zwłaszcza że jestem jednym z kandydatów do walki o mistrzostwo, ale tak wyglądają wyścigi. To nie była dla nas optymalna niedziela i ogólnie cały weekend. Mamy teraz mnóstwo materiału do analizy, co - mam nadzieję - pozwoli nam wrócić mocniejszymi. 

Swoimi spostrzeżeniami na temat opisywanego incydentu podzielił się również Christian Horner, który podkreślił, iż nie była to pierwsza tego typu akcja w tym fragmencie toru. 

- Sergio miał bardzo dobre wyście z zakrętu numer 3. Następnie, będąc po zewnętrznej w czwórce, trzeba mocno polegać na tym, co zrobi kierowca po wewnętrznej i czy pozostawi odpowiednio dużo miejsca. Wyprzedzanie w tym zakręcie zawsze wiąże się z dużym ryzykiem. 

- Oczywiście jest to bardzo frustrujące. Nasz dotychczasowy bilans, jeśli chodzi o wyprzedzanie Mercedesów w zakręcie numer 4, nie jest najlepszy. Niestety uszkodzenia w samochodzie Pereza okazały się znaczące. Doszło do zniszczenia podłogi, która uniemożliwiała mu walkę na torze, więc nabijanie większego przebiegu nie miało żadnego sensu. 

Perez był zaskoczony postawą Russella podczas walki

Pryncypał stajni z Milton Keynes skomentował także przegrany pojedynek o zwycięstwo Maxa Verstappena z Charlsem Leclerciem. 

- Podczas wyścigu sprinterskiego degradacja opon była w naszym wypadku identyczna jak w Ferrari. Jedyne rzeczy, jakie się zmieniły, to opady deszczu w nocy, nieco inna temperatura i oczywiście większe obciążenie paliwem. Musimy zrozumieć, dlaczego na pierwszym stincie opony w naszym aucie zużywały się znacząco szybciej niż u Charlesa i Carlosa. 

- Gdy znaleźliśmy się w takim położeniu, od razu zmieniliśmy strategię na dwa postoje. Oni mieli jednak wystarczająco dobre tempo, by to odeprzeć.

- To było bardzo dziwne - wspomniał, pytany o to, dlaczego Red Bull, który od Imoli dobrze odchodził się z oponami, nagle zaczął tak bardzo cierpieć. - Przecież tydzień temu na Silverstone poradziliśmy sobie z całkiem nieźle. Problem jest taki, że ogumienie jest wrażliwe. Jeśli wypadnie z odpowiedniego okienka, otrzymuje się karę w postaci degradacji, co spotkało dziś wiele ekip. 

Nieco inaczej o zachowaniu opon wypowiedział się Andreas Seidl, szef McLarena, zapytany przez nas o to, dlaczego przewidywania Pirelli nie okazały się trafne.

- Szczerze mówiąc, dwa pit stopy nie były wielkim zaskoczeniem. Wiedzieliśmy, że trzeba będzie wykonać 1 lub 2, więc musieliśmy po prostu monitorować to, co się działo, by podjąć odpowiednią decyzję. Gdy pojawiła się duża degradacja, jasne stało się, że należało zjechać 2 razy. Ale to nie było całkowicie nieoczekiwane.

- Patrząc na to, jak wygląda weekend ze sprintem, przed wyścigiem jest więcej znaków zapytania niż zwykle. W piątek mamy tylko jeden trening, w którym skupiamy się tylko na kwalifikacjach, bez długich przejazdów. W sobotni poranek przygotowujemy się natomiast do sprintu, więc znów nie jeździmy z pełnym bakiem. Było więc sporo niewiadomych i zakładam, że to było powodem, ale nie nazwałbym tego wielką niespodzianką - zakończył Niemiec.

Perez był zaskoczony postawą Russella podczas walki

Podczas spotkania z mediami Horner poruszył też wątek rozwoju Ferrari i Mercedesa, które jego zdaniem dokonały sporego postępu na Red Bull Ringu. 

- Jesteśmy dopiero w połowie sezonu i jeszcze wiele rzeczy może się zmienić. Przed nami wciąż długa droga. Dzisiejszy dzień jest frustrujący z punktu widzenia klasyfikacji konstruktorów, ale Ferrari też ma swoje problemy, więc ten weekend upłynął głównie pod znakiem minimalizowania strat. Drugie miejsce Maxa to strata zaledwie 5 punktów w odniesieniu do Charlesa w klasyfikacji kierowców, więc ten wyścig najmocniej odbił się na tabeli konstruktorów.

- Uważam, że Ferrari znacząco zbliżyło się do nas, jeśli chodzi o osiągi na prostych. W tej kwestii wiele zależy jednak od charakterystyki danego toru, więc w ciągu kilku kolejnych wyścigów przekonamy się jak naprawdę wygląda sytuacja. 

- Mercedes miewa w tym roku przebłyski formy, a ostatnie dwa wyścigi były w ich wykonaniu bardzo dobre i w zasadzie nie widać już u nich żadnego śladu porpoisingu. Wygląda więc na to, że powoli wracają do gry. 

Horner na sam koniec odpowiedział na czwartkowe sugestie Sergio Pereza ws. tego, iż zespół rozwija bolid niezgodnie z jego preferencjami.

- Kluczową kwestią są ustawienia samochodu. Checo pokazał to podczas wyścigu na Silverstone, gdzie był bardzo konkurencyjny. Rozwój idzie natomiast tylko w jednym kierunku, polegającym na ogólnej poprawie osiągów.