Liam Lawson ma wyjątkowe drugie wejście do F1. Tydzień temu popadł w konflikt z Fernando Alonso, a teraz zaliczył ostre starcie z Sergio Perezem, w którym nie zabrakło kontaktu, wyzwisk, środkowego palca, a nawet ostrej krytyki.

Tegoroczny domowy wyścig w wykonaniu Sergio Pereza z całą pewnością nie należał do udanych. Meksykanin miał fatalne kwalifikacje i karę za złe ustawienie na polach startowych, a do tego musiał minimalizować straty, walcząc w zasadzie o finisz w punktowanej dziesiątce.

Perez mimo wszystko sprawnie przedzierał się w górę stawki, aż do momentu, kiedy znalazł się na torze w bezpośrednim pojedynku ze swoim głównym rywalem do fotela w Red Bullu, Liamem Lawsonem. Na skutek kontaktu Perez zmuszony był kontynuować wyścig z uszkodzeniami sekcji bocznej, co znacząco pogorszyło balans bolidu. Skończyło się nieudaną próbą zdobycia najszybszego okrążenia i 17. pozycją na mecie.

- Wszystko wyglądało naprawdę dobrze - tłumaczył lokalny faworyt. - Byłem już na 10. miejscu, zacząłem wykonywać manewr, a potem on znalazł się poza torem i zwyczajnie wyjechał prosto, jakby nie było tam żadnego innego samochodu. Myślę, że mógł tego uniknąć, ale on po prostu wjechał na tor. Zobaczyłem go i zrobiłem mu miejsce, bo w przeciwnym wypadku doszłoby do ogromnej kraksy. To naprawdę nie było potrzebne.

Perez był wyraźnie wściekły na Nowozelandczyka i krytykował go nie tylko z kokpitu. Już tam padły mocne słowa, w tym dwukrotne nazwanie Liama idiotą, raz nawet za zajście, w którym Checo w ogóle nie brał udziału. Po wyjściu z bolidu Sergio poszedł za głosem Fernando Alonso z Austin, punktując nieodpowiednią postawę.

- Zniszczył tym oba nasze wyścigi. Cóż, moim zdaniem to przesada, ale pewnie okaże się, że to nie jego wina i nie dostanie za to żadnej kary. Zrobił dokładnie to samo z Fernando i Franco pod koniec wyścigu. Nie ma żadnej kary, więc najwyraźniej to też nie jego wina. Myślę, że teraz ściga się bez żadnej kontroli.

- Nie ma między nami żadnej relacji. Uważam, że trafił do Formuły 1 z niewłaściwym podejściem. Musi okazać nieco pokory, bo kiedy dwukrotny mistrz świata mówił mu pewne rzeczy w zeszły weekend, to on całkowicie go zignorował. Rozumiem, że na wejściu do F1 jest bardzo głodny sukcesu, ale jednocześnie powinien być pełen szacunku poza torem, jak i na torze. To znakomity kierowca i mam nadzieję, że będzie w stanie ustąpić i wyciągnąć z tego wnioski.  

- Młodzi mają w sobie głód i pasję. Wspaniale jest móc patrzeć na ich talent. Ale mówię tu wyłącznie o Lawsonie, który moim zdaniem już w pierwszym Grand Prix zaliczył zbyt wiele incydentów. Pewnego dnia będzie go to wiele kosztować. Po prostu musi nabrać odpowiedniego podejścia, które pozwoli mu przyznać, że trochę przesadza, a także cofnąć się i zacząć od nowa. Jeśli nie nauczy się tego jako młody chłopak i nie wyciągnie wniosków ze swoich błędów, to przekona się, że F1 to brutalny świat. 

- To nie moja sprawa i wszystko zależy od nich, ale dziś kosztowało to Red Bulla zbyt wiele punktów. Myślę, że powinni z nim o tym porozmawiać.  

Swoje zdanie przedstawił też kierowca RB, choć w znacznie krótszych wypowiedziach. Znalazło się w nich wytłumaczenie zachowania z walki i odniesienie do niechlubnego gestu.

- Zostawiłem mu miejsce w zakręcie nr 4, ale on atakował bardzo późno - tłumaczył Lawson. - Spróbowałem zostawić przestrzeń, on wypchnął mnie z toru, a potem sam nie zostawił mi miejsca w zakręcie nr 5. Nie wiem, gdzie jego zdaniem miałem pojechać.

- [Tamten gest] to jedna z takich rzeczy, które robi się w emocjach. Przez pół okrążenia próbował mnie blokować i zepsuć mi wyścig, a ja byłem zły, choć to nie stanowi wymówki. Nie powinienem był [pokazać palca] i przepraszam za to. Nie sądzę, że coś takiego spodoba się Helmutowi. Nie taki jest mój charakter i nie trzeba było tak postępować.

Młody zawodnik częściowo miał rację - Helmut Marko nie jest zadowolony, ale z czegoś innego.

- Lawson ponosi większą winę - stwierdził słynny doktor dla Motorsport-Magazin. - Jeśli walczyłby z kimkolwiek innym, to byłoby jeszcze w porządku. Ale nie przeciwko siostrzanej ekipie.