Sergio Perez zdradził kulisy restartu po czerwonej fladze, który dodatkowo był utrudniony przez brak możliwości odpowiedniego dogrzania opon.
Wyścig w Azerbejdżanie był wyjątkowo szalony. Zawsze jednak w tym szaleństwie i chaosie znajdzie się choć jeden szczęśliwiec, którym tym razem okazał się Sergio Perez, nieoczekiwany zwycięzca rywalizacji na ulicach Baku.
Jak się jednak okazuje, wyścig Meksykanina był niewiele mniej dramatyczny i pełen stresu, co w przypadku jego głównych rywali.
Najpierw Christian Horner mówił, jak to awaria hydrauliki niemal nie dołączyła Checo do grona kierowców przedwcześnie kończących wczorajsze zmagania. On sam zaś dodał, że kolejne wyzwanie na dwóch ostatnich okrążeniach stanowiły zimne opony, których z powodu zaleceń zespołu nie mógł dostatecznie dogrzać.
- Zespół poprosił mnie, żebym nie jechał zygzakiem, przez co nie mogłem odpowiednio rozgrzać opon przed restartem. Próbowaliśmy po prostu dojechać do mety, to były tylko dwa okrążenia. W tym wyścigu mogliśmy wiele przegrać. Byliśmy na prowadzeniu, więc mieliśmy najwięcej do stracenia.
Zapytany o to, czy widział dym z hamulców Lewisa Hamiltona, a także dopytany przez Sebastiana Vettela przyczyny zakazu, Checo wyjaśnił, co było problemem.
- Szczerze mówiąc, byłem bardziej skupiony na moich hamulcach. [Nie mogłem jechać zygzakiem], ponieważ obawialiśmy się o układ kierowniczy.
Były kierowca Racing Point opowiedział dokładnie, jak z jego perspektywy wyglądał finał niedzielnych zmagań i błąd Lewisa Hamiltona, którego próbował tłumaczyć i bronić.
- Do wygrania nie potrzeba było wiele, ponieważ startowaliśmy z pole position, a do przejechania były tylko dwa okrążenia. Wykonanie dobrego startu było kluczowe, a my mieliśmy przy tym restarcie dosyć chłodne opony.
- Lewis ruszył lepiej. Próbowałem zahamować jak najpóźniej. Pomyślałem, że nie mogę tego przegrać, nie ma takiej opcji. Lewis był po wewnętrznej stronie, tej brudnej - pechowo dla niego. To pokazuje, jak bardzo jesteśmy wrażliwi na błędy. Działamy na tak wysokim poziomie okrążenie za okrążeniem, że takie rzeczy mogą się zdarzyć każdemu.
Sergio posypał także głowę popiołem po gorszym początku sezonu, niż oczekiwali kibice i przede wszystkim on sam, ale przemawiał przez niego duży optymizm, naturalny po osiągniętym przez niego sukcesie, okupionym ciężką pracą wraz z całym zespołem.
- Nie mieliśmy takiego startu sezonu, na jaki liczyliśmy. Moja adaptacja przebiegała trudniej, niż myślałem, ale od samego początku ciężko pracowaliśmy z inżynierami w fabryce i w końcu osiągnęliśmy bardzo dobry rezultat dla zespołu – podsumował Perez.