Sergio Perez udzielił bardzo ciekawych wypowiedzi, w których przekazał, iż jest w posiadaniu rzetelnych informacji na temat żalu, jaki ma panować w Red Bullu po rozwiązaniu z nim kontraktu po zakończeniu sezonu 2024. Obecnie nieaktywny kierowca F1 poruszył wiele ciekawych wątków - od pogorszenia sytuacji po poprawkach z GP Hiszpanii 2023, przez wpływ utraty Adriana Neweya, aż po wizję powrotu w 2026 roku.
Gdy 13 miesięcy temu Meksykanin otrzymał niespodziewane przedłużenie kontraktu, to wszystko wskazywało na to, że na dobre zadomowił się on na drugim fotelu w byczej rodzinie. Sportowy rozwój wydarzeń sprawił, że nic takiego nie miało miejsca. Perez systematycznie zaczął bardzo mocno odstawać od Verstappena, a na dodatek miał nawet problemy z przejściem do Q2 w kwalifikacjach. Odnowiona umowa Checo została anulowana kilka miesięcy później, a dziś zawodnik nie jest częścią stawki.
Ostatecznie w sezonie 2025 u boku Holendra zobaczyliśmy Liama Lawsona, który znalazł się na radarze Red Bulla po swoich dobrych występach w juniorskim składzie, gdzie kilkukrotnie zastępował Daniela Ricciardo. Przygoda Nowozelandczyka z kokpitem RB21 potrwała zaskakująco krótko, gdyż już po drugiej rundzie tego sezonu zdecydowano o degradacji Lawsona.
Aktualnie u boku Maxa rywalizuje inny były junior, a mianowicie Yuki Tsunoda, który cały czas nie może odnaleźć się w nowym otoczeniu. To dlatego coraz częściej poruszany jest wątek awansu Isacka Hadjara, choć ten... nie chce promocji, gdyż nie czuje się gotowy.
Z boku tę sytuację obserwuje Perez, który w ostatnich dniach udzielił ciekawego wywiadu i skomentował m.in. tę kwestię. Meksykanin nie ma pretensji do Red Bulla i nie oczekuje przeprosin za to, co wydarzyło się kilka miesięcy temu, aczkolwiek nie są to słowa pozbawione pewnej goryczy. Ból łagodzić mogą mu za to głosy, wedle których Horner i Marko mają żałować swojego wyboru.
- Podczas GP Monako 2024 podpisałem nowy kontrakt, a mimo to od następnego wyścigu i tak wszyscy mówili o mojej przyszłości, a przecież miałem już parafowaną umowę - powiedział Perez w podcaście Desde El Paddock. - Zespół mógł mnie w prosty sposób uchronić przed tymi sugestiami i po prostu powiedzieć, że mają zatwierdzonego zawodnika na następne dwa lata, lecz nie postąpiono w ten sposób.
- Tym samym w Red Bullu mówiono tylko o tym. Co tydzień byłem w centrum uwagi i ta sytuacja wygląda identycznie z wyścigu na wyścig. Wygenerowało to dużą presję po mojej stronie garażu, a następnie ta presja przeniosła się na inżynierów i resztę zaangażowanych osób. Wiele nas to kosztowało i według mnie to była fundamentalna kwestia moich problemów.
- Nie oczekuje za to przeprosin z ich stron, ponieważ jestem świadomy, że tak działa ten sport. Podjęli taką decyzję z powodu ogromnej presji, która na nich ciążyła, choć sami pomogli ją wytworzyć. W głębi duszy żałują tej decyzji. Wiem to z bardzo wiarygodnego źródła.
- Cóż mogłem zrobić w tamtej sytuacji? Musiałem po prostu iść dalej, choć było to trudne, zwłaszcza że mam w Red Bullu wielu przyjaciół. Ludzie pewnie myślą, że czerpie przyjemność z aktualnych problemów zespołu, ale nic takiego nie ma miejsca. Max z kolei w pełni zasługuje na sukcesy, których doświadcza. Jest niesamowitym kierowcą i bardzo niewiele osób rozumie sposób, w jaki on pracuje. Jest dosłownie wyjątkowym zawodnikiem.
Nieudane poprawki Red Bulla i brak Adriana Neweya
W trakcie omawiania okresu jazdy w Red Bullu Perez kolejny raz zwrócił uwagę na aspekt poprawek z GP Hiszpanii 2023. Według jego sugestii wprowadzone wówczas ulepszenia były dla niego prawdziwym koszmarem, gdyż później samochód był nie do opanowania. To wtedy jego względnie udana przygoda z zespołem zaczęła się psuć.
- Od tamtego momentu prowadzenie bolidu Red Bulla wiązało się z bardzo dużym i świadomym wysiłkiem - kontynuował Perez. - Gdy rozwój auta poszedł w tym kierunku, to nawet Max nie był zadowolony. Jego komentarze jednak niczego nie zmieniły i utrzymano dotychczasowe stanowisko w zakresie rozwoju, a co za tym idzie, bolid stawał się coraz trudniejszy w prowadzeniu.
Zawodnik z Guadalajary podkreślił też to, jak bolesna była strata Adriana Neweya, który zdecydował się przejść pod skrzydła Lawrence’a Strolla, do Astona Martina.
- Mieliśmy świetny zespół, aż nagle wszystko się dosłownie rozpadło. Było to o tyle bolesne, iż stworzyliśmy coś naprawdę wyjątkowego, podczas jednej z najbardziej wyrównanych epok w historii Formuły 1.
- Nie zdominowaliśmy tej ery jak Mercedes, który miał ogromną przewagę po stronie silnika, gdy wprowadzono hybrydowe napędy. W naszym przypadku różnica w wydajności była wręcz minimalna, a mimo to byliśmy w stanie zbudować potężny zespół. Aczkolwiek, kiedy Adrian odszedł, to zaczęły się nasze prawdziwe problemy.
Powrót Pereza w sezonie F1 2026?
Według aktualnych spekulacji 35-latek może bardzo szybko powrócić z formułowej emerytury do regularnych startów. Od dawna mówi się bowiem, że obok Valtteriego Bottasa to on jest najpoważniejszym kandydatem do zasilenia szeregów Cadillaca. Według źródeł Motorsportu przedstawiciele amerykańskiej stajni podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii mają prowadzić kolejne rozmowy z potencjalnymi kandydatami na 2026 rok.
Gdzieniegdzie pojawiają się również sugestie, że Perez może znajdować się na celowniku Alpine i Flavio Briatore, który może zechcieć podmienić Franco Colapinto. Ze sportowego i ekonomicznego punktu widzenia taki ruch ma sporo plusów, gdyż Francuzi zyskaliby bardzo doświadczonego i pewniejszego kierowcę, który wniósłby do drużyny sporo budżetu za sprawą swoich dużych sponsorów. Choć Alpine jest nie tylko stajnią z Enstone, ale też stajnią Augiasza, to dla zawodnika kusząca mogłaby być wizja jazdy z typowanym na faworyta silnikiem Mercedesa.
- Sprawy idą dobrze, ale myślę, że jesteśmy na zbyt wczesnym etapie sezonu, aby mówić o jakiś konkretach - wyjaśnił Checo. - W miarę upływu czasu pewne sprawy staną się nieco jaśniejsze i będę mógł podjąć ostateczną decyzję. Nie zamierzam się z niczym śpieszyć. Wiem, że nie będę ścigać się w F1 w tym roku, więc na spokojnie chcę zobaczyć, co wydarzy się w odniesieniu do przyszłego sezonu.