Oscar Piastri zabrał głos po swoim domowym wyścigu F1 i wytłumaczył, jak z jego perspektywy wyglądało zdarzenie, które pozbawiło go pewnego miejsca na podium u boku Lando Norrisa.  

Australijczyk zapewne nie tak wyobrażał sobie start sezonu 2025, choć po sobotniej czasówce, w której zajął drugie miejsce, apetyt na spore punkty był oczywiście spory.

Pierwszy problem tego dnia pojawił się już na starcie, gdzie Piastri został nieco ograny przez Maxa Verstappena. Holender jednak zbyt długo nie cieszył się zyskaną lokatą, ponieważ później dopuścił się szerokiego wyjazdu w T11 i na czele znów były dwa McLareny. 

Najwięcej zamieszenia na torze wywołały krótkie, ale obfite opady deszczu, które nadciągnęły pod sam koniec rywalizacji. W pewnym momencie na poboczu znalazły się obie papajowe konstrukcje, aczkolwiek więcej szczęścia miał w tym przypadku Lando Norris, który zaliczył krótką wycieczką na żwir i szybko powrócił do walki.

Większego pecha miał w tej sytuacji bohater lokalnej publiczności, który wylądował na trawie i niemalże utknął w niej na dobre. Determinacja Piastriego finalnie się opłaciła, gdyż bolid MCL39 wydostał się z mokrej pułapki, a sam zainteresowany zdołał odrobić kilka pozycji i ostatecznie dowiózł do mety dwa punkty.  

- Próbowałem zbyt mocno naciskać, a w takich warunkach trudno jest ocenić, jak bardzo ślisko może być - przyznał Oscar Piastri. - Po prostu między jednym a drugim zakrętem wszystko diametralnie się zmieniło. Widziałem, jak Lando przede mną wyjeżdża, ale sam byłem wtedy już w zakręcie i nie mogłem zrobić zbyt wiele.  

- Kiedy lądujesz na trawie lub w żwirze, to za wszelką cenę starasz się utrzymać samochód w ruchu. Niestety w tym przypadku dosłownie utknąłem w trawie. To po prostu nie do wiary. Siedziałem w samochodzie i wiedziałem, że mogę za to wszystko winić wyłącznie siebie samego. Po prostu szkoda. 

- Wiem, że mieliśmy dziś mocne tempo. Frustrujące było to, że po ostatnim restarcie w ostatnim zakręcie wyjechałem bardzo szeroko i prawie straciłem panowanie nad samochodem. Konieczne było wtedy oddanie pozycji, co kosztowało dobre 3-4 sekundy. Musiałem się jednak wtedy odblokować. Miałem cały czas dobrą temperaturę opon i byłem ostatecznie w stanie wykorzystać moją pewność siebie i osiągi auta. Jestem wściekły, ale przynajmniej wróciłem do punktowanych miejsc. 

Zapytany, co organizatorzy tego Grand Prix mogą zrobić, aby w końcu zobaczyć lokalnego zawodnika na podium, odparł: - Gdyby mogli skosić trawę o kilka centymetrów krócej, to byłoby bardzo pomocne dodał nieco ironicznie. 

- Oczywiście szkoda tego, jak potoczył się dzisiejszy dzień. Czułem, że i my i kibice zasłużyliśmy na dobry wynik. Publiczność zasłużyła na podium za swój doping. W tej chwili boli mnie to, że nie mogłem tam stać, ale myślę, że mamy też sporo pozytywów do wyciągnięcia. Uważam, że jeśli nadal będziemy dysponować takim samochodem, to nie będziemy musieli czekać zbyt długo na realizację tego marzenia.

- Poza tym jednym okrążeniem jestem zadowolony. To były niesamowicie trudne warunki. Widzieliśmy dziś, że wszyscy mieli trudności, co oczywiście nie znaczy, że ja powinienem skończyć w ten sposób. Ale jak już wspomniałem, musimy skupić się na pozytywach.