Oscar Piastri opowiedział, jaki wpływ miał na niego potężny uślizg, którego doświadczył w piątkowym treningu.

Podczas FP1 Australijczyk był bliski utraty panowania nad swoim samochodem po tym, jak zbyt szybko wszedł w zakręt nr 8, czyli pierwszy Degner. Jego maszyna mocno dobiła do podłoża w okolicy wierzchołka, a następnie zaczęła uciekać, co zakończyło się spektakularną i udaną kontrą.

Po zakończeniu czasówki, w której reprezentant McLarena zajął 2. miejsce, okazało się, że nie było to szczególnie pomocne w dalszym oswajaniu się z trudną Suzuką.

- Wczoraj miałem dość dużą przygodę w pierwszym zakręcie Degner i ponowne złapanie tej samej prędkości wymagało kilku okrążeń - mówił Piastri na konferencji prasowej. - Ten tor potrafi ugryźć i w sumie to myślę, że tak naprawdę odbudowanie tego zajęło mi cały piątek oraz nawet większą część soboty. 

- Jeszcze w trakcie kwalifikacji pracowałem nad niektórymi rzeczami. To naturalne dla wszystkich, bo przyczepność się poprawia. Po piątkowych modyfikacjach byłem bardziej zadowolony z auta, bo byliśmy trochę bliżej i odczuwałem większy komfort. Pewnie w przyszłym roku czułbym się jeszcze lepiej, bo jednak zajmuje to chwilę, szczególnie tutaj. 

Tegoroczny debiutant może się dziś pochwalić fantastycznym wynikiem, ale mimo tego nie zamierza uznawać swojego występu za perfekcyjny.

- Mogłem wycisnąć coś jeszcze. Zyskałem dwie dziesiąte w pierwszym sektorze, lecz nie znalazłbym łącznie sześciu [do Verstappena]. To nie zrobiło różnicy, ale gdy przejeżdża się lepsze okrążenie, to chce się je utrzymać. Jestem więc nieco sfrustrowany tym, że nie zdołałem tego zrobić, chociaż nie miało to znaczenia.

Oscar spodziewa się, że jutro czeka go wymagająca rywalizacja, podobnie zresztą jak całą ekipę.

- Na Silverstone daliśmy z siebie wszystko, więc teraz zrobimy to samo - odparł, proszony o powiedzenie, czy wraz z pomocą Lando Norrisa może przeszkodzić Red Bullowi. - Będzie jednak trudno. Szykuje się inny, niełatwy wyścig, który może być o wiele bardziej otwarty.

- Przez cały weekend degradacja ogumienia była znacznie większa niż na Silverstone. Patrząc na wybory zespołów, widać, że większość nie oczekuje jazdy na jeden pit stop. Max zachował trzy komplety softów, więc może pojechać na cztery! W tym aspekcie to będą całkowicie inne zawody niż w Wielkiej Brytanii. Gdy jest większa degradacja, wykonuje się więcej zmian i rosną szanse na błąd. To sprawdza również, jak dobrze potrafimy zarządzać oponami, więc nie jest tak łatwo, jakbyśmy jechali na sto procent czy na tyle, na ile pozwala auto.