Na nieco ponad godzinę przed końcem wczorajszych jazd model W14, prowadzony wtedy przez George'a Russella, stanął na torze. Przyczyną okazała się być awaria hydrauliki, która uziemiła bolid w garażu już do końca, co ograniczyło przebieg młodszego Brytyjczyka do 26 kółek. Za sprawą 72 okrążeń Lewisa Hamiltona zespół zaliczył łącznie 98 pętli, ale był to najskromniejszy dorobek ze wszystkich.
Nie była to natomiast jedyna rzecz, jaka sprawiła ból głowy inżynierom ekipy z Brackley. Mimo wielu pozytywnych słów, które padły w czwartek, m.in. o braku dobijania czy stworzeniu stabilniejszej platformy niż w przypadku W13 (szczegóły TUTAJ), w piątek tegoroczna konstrukcja okazała się być bardziej kapryśna.
- Drugi dzień nie był dobry - stwierdził Andrew Shovlin, dyrektor inżynierii. - Zatrzymanie z powodu usterki nie było idealne, a do tego zmagaliśmy się z balansem przy zmiennych warunkach. Mamy trochę analiz do przeprowadzenia, by zrozumieć, czemu dziś stawialiśmy czoła takiemu wyzwaniu, skoro wczoraj poszło nam dość gładko.
- Te prace będą trwały do nocy i nie mam wątpliwości, że rano będziemy wiedzieć więcej. Interesująco będzie zobaczyć, czy jesteśmy w stanie zrozumieć spadek osiągów i złagodzić skutki utraty czasu na torze - zakończył Shov.
- To był trudny poranek - podsumował swoją część obowiązków Lewis Hamilton. - Wysokie temperatury sprawiły kłopoty oponom, które się przegrzewały, co jest częstym zjawiskiem w Bahrajnie. Wykonaliśmy jednak mój plan jazd. Mamy natomiast sporo pracy na ostatni dzień.
Nieco bardziej optymistycznie nastawiony był George Russell. - Chociaż nie ukończyliśmy programu przygotowań, znaleźliśmy pewne interesujące rzeczy w danych. To pozytywne i będziemy analizować je, by znaleźć czas. Nie odblokowaliśmy jeszcze pełnego potencjału W14 - ocenił 25-latek.
- Samochód nie miał odpowiedniego balansu [w piątek] rano - dodał Toto Wolff dla F1TV. - Widać to po śladach, jakie opony zostawiają przy przyśpieszaniu. Jest gorąco, a my nie znaleźliśmy odpowiednich ustawień na takie warunki. To pewnie część nauki nowego bolidu. Jesteśmy jednak zmartwieni, bo to nie kierowcy zbyt mocno naciskają, tylko auto nie daje im prawidłowej przyczepności.
Jak wynika z informacji AMuS, kolejnym piątkowym problemem była dziwna utrata docisku przedniej osi, której przyczyna nie została wczoraj zidentyfikowana. Rzekomo właśnie tego dotyczyły zarówno dodatkowe prace, o których mówił Shovlin, jak i wieczorne spotkanie kryzysowe, widoczne na wpisie wyżej. Niemcy cytowali nawet szefa Mercedesa, który miał przyznać się do bycia nieco zagubionym.