Po zakończeniu sobotniej czasówki jednym z wiodących tematów w padoku ponownie stało się dobijanie do podłoża, z którym zespoły zmagają się od przedsezonowych testów w Barcelonie. 

Charakterystyczne "podskakiwanie" tegorocznych konstrukcji na prostych odcinkach stało się swego rodzaju symbolem nowej generacji bolidów, a zarazem zmorą dla inżynierów, którzy z większymi i mniejszymi sukcesami starają się opanować zaistniały problem. 

Opisywany mankament odbija się nie tylko na tempie, ale również na zdrowiu zawodników, o czym na Imoli przekonał się George Russell, który wówczas cierpiał na ból pleców i klatki piersiowej.

Co istotne, kierowcy - według plotki, którą usłyszał obecny na miejscu Grzegorz - mieli omówić ten temat podczas wewnętrznego spotkania. Nieoficjalnie mówi się, że niektórzy z nich są coraz bardziej niezadowoleni z zaistniałej sytuacji i powoli zaczynają sugerować wprowadzenie stosownych zmian na tej płaszczyźnie.

- Cały czas borykamy się z dużym podskakiwaniem samochodu, przez co ten wyścig będzie naprawdę bardzo trudny. Niestety nie jest to coś, do czego możemy się przygotować podczas treningów - przyznał Esteban Ocon po zakończeniu sobotniej czasówki. 

- Nie dostrzegam dużych postępów, jeśli chodzi o ograniczenie tego efektu, ale dobrą wiadomością jest to, że w pewnym stopniu kontrolujemy to zjawisko.

Podskakiwanie może doprowadzić do zmian w przepisach

- Być może nasza sytuacja wygląda nieco lepiej względem innych zespołów, ale wciąż jest to katastrofa. Jeszcze gorzej będzie na bardziej wyboistych torach, takich jak Montreal i Singapur. To naprawdę będzie bolesne doświadczenie. 

- Prawdopodobnie będziemy musieli porozmawiać z FIA na temat zmian technicznych, które w przyszłości uczynią te samochody bardziej zdatnymi do jazdy. Tutaj musimy unikać większych nierówności, przez co widać, jak jeździmy z jednej strony toru do drugiej. Obecnie to wszystko jest wręcz na krawędzi. 

- Jestem oczywiście świadomy, że takie zmiany nie wejdą w życie w ciągu najbliższych dwóch lat, ale mam tu na myśli dłuższy horyzont czasowy. 

- Podczas tego weekendu dużo czasu poświęciliśmy kwestii podskakiwania - stwierdził George Russell. - Nasza podłoga jest teraz ustawiona maksymalnie blisko powierzchni, żeby w pełni wykorzystać jej potencjał aerodynamiczny. Na zewnątrz natomiast doświadczamy brutalnego trzęsienia, które wręcz rozbija nas na kawałki.

- Przez to wszystko ledwo widzę, gdzie mam hamować na końcu prostej. Oczywiście nie jesteśmy jedynym zespołem, który zmaga się tutaj z tym problemem. W zasadzie połowa stawki ma podobne kłopoty. Frustrujące jest jednak to, że Ferrari było w takiej samej sytuacji, ale im udało się znaleźć jakieś rozwiązanie. Zobaczymy, co będzie dalej. Wszyscy w zespole pracują bardzo ciężko, aby znaleźć jakieś stosowne wyjście z tej trudnej sytuacji. 

Podskakiwanie może doprowadzić do zmian w przepisach

- Uważam, że to tylko kwestia czasu, aż będziemy świadkami poważnego wypadku. Wielu z nas ledwo utrzymuje bolid w linii prostej na tych wybojach. Ostatnie dwa zakręty pokonujemy z prędkością 300 km/h, jednocześnie dotykając podłoża. Tam doskonale widać, jak nisko ustawione są obecne auta.

 - Podobnie sprawa ma się z samochodami Formuły 2, które skonstruowane są według podobnej filozofii. Przy obecnej technologii jazda bolidem Formuły 1 z prędkością ponad 300 km/h i milimetry nad ziemią to niepotrzebny przepis na katastrofę. 

- Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale obawiam się, że nie wytrzymamy najbliższych trzech lat lub podobnego okresu, który zapisany jest w regulaminie. 

- Jako zespół nie jesteśmy za tym, aby wprowadzać radykalne zmiany na tej płaszczyźnie, ponieważ z każdym kolejnym wyścigiem wiemy coraz więcej na temat naszego samochodu, a wszelkie poprawki regulaminu wpłyną negatywnie na naszą dotychczasową wiedzę. To nie jest to, czego oczekiwaliśmy, gdyż wpływa to na poziom bezpieczeństwa.

- Uważam, że dwa najlepsze zespoły również są na tej samej pozycji. Mam tu na myśli Ferrari i Red Bulla, choć w przypadku Ferrari ten problem wydaje się o wiele bardziej poważny. Nikt nie szuka rozwiązania dla zwiększenia wydajności, ponieważ priorytetem są względy bezpieczeństwa. 

- Tak jak już mówiłem, sam ledwo dostrzegam strefę hamowania, ponieważ aż tak bardzo się odbijam od nawierzchni. W momencie pokonywania ostatniego zakrętu po obu stronach są ściany, a ten fragment toru pokonywany jest przy ponad 300 kilometrach na godzinę, przy jednoczesnym podskakiwaniu w górę i w dół. Nie jest to zbyt komfortowa sytuacja.

Podskakiwanie może doprowadzić do zmian w przepisach

- Przez cały weekend staram się trzymać z dala od ścian w szybkich zakrętach - wyznał Lewis Hamilton. - Z całą pewnością może to wpływać na bezpieczeństwo. Dziś samochody odbijają się w zakrętach, gdzie pędzimy 290 km/h. Ten efekt jest naprawdę potężny i obawiam się, że niewiele można zrobić, aby to powstrzymać.

- Uważam, że ta sytuacja nie może utrzymać się przez najbliższe cztery lata użytkowania tych bolidów, dlatego też należy popracować nad tym problemem. Wszyscy kierowcy już mówili o tym. 

- W ostatnich 20 latach nie było tak źle - odparł Fernando Alonso, pytany o to, czy w trakcie swojej długiej kariery spotkał się z czymś tak brutalnym. - To połączenie kilku czynników. Ten tor był bardzo wyboisty na prostych już w starych autach. W tegorocznych jest to wyolbrzymione. Na niektórych torach, jak w Dżuddzie czy w Australii, gdzie było gładko, nikt nie narzekał.

- Bardzo trudno będzie sprawić, żeby wszystkie zespoły zgodziły się wprowadzić zmiany. Mam jednak nadzieję, że zrobią coś, ale dla tych młodych zawodników. Jak dla mnie obecna sytuacja jest akceptowalna w perspektywie kilku najbliższych lat.

Swoimi spostrzeżeniami w tej sprawie podzielił się również Andreas Seidl. Chociaż jego konstrukcja nie jest aż tak męcząca dla zawodników, przyznał on rację reszcie stawki.

Podskakiwanie może doprowadzić do zmian w przepisach

- To słuszna uwaga ze strony kierowców. Na pewno przedyskutujemy to jeszcze, tak jak miało to miejsce przed sezonem. Myślę, że przyjrzenie się temu to normalna część procesu. 

- Rozumiemy [potencjalne problemy zdrowotne]. Dotkliwość, jaką da się zauważyć w niektórych bolidach, jest wręcz brutalna. Dlatego to słuszna uwaga. Natomiast każdy dobrze wie, jak sobie z tym od razu poradzić - wspomniał, zwracając uwagę na kompromis między komfortem a osiągami.

- Ponieważ jednak każdy chce konkurować ze sobą, sensowne może być przyjrzenie się temu wspólnie w jak najlepszym interesie rozwoju sportu - dodał po chwili zastanowienia.

Nieco inny ton miały natomiast wypowiedzi szefów ekip na konferencji prasowej, na której pojawili się przedstawiciele Ferrari, Mercedesa i Haasa.

- Jest za wcześnie, by mówić, że powinniśmy porzucić to, co wypracowaliśmy - ocenił Guenther Steiner. - Za nami tylko kilka wyścigów w tych bolidach, a ci inżynierowie są bardzo dobrzy i znajdą rozwiązanie, zanim stanie się coś dramatycznego. Musimy po prostu poczekać trochę dłużej. Jeśli możemy to naprawić, że tak to ujmę, każdy będzie w dobrym położeniu. Jeśli nie, trzeba będzie zadać pytanie o to, jak można zrobić coś inaczej lub zmienić przepisy.

- Jednak w tej chwili musimy trzymać się nowych regulacji, bo one ogólnie nie działają źle. Nie możemy ot tak zrobić czegoś w inny sposób. Mercedes ma nieco większy problem i może George stara się trochę z tego wykręcić. Ale przecież Toto nigdy by tak nie pomyślał - zakończył, żartując z potencjalnych gierek.

- Widzimy, że są bolidy, które nie mają problemów - odparł Wolff, który wcześniej zaznaczał, że Mercedesy tracą aż sekundę na prostych z powodu tego zjawiska. - Są też takie, które są w gorszym położeniu. My możemy mówić tylko o naszych kierowcach, a oni mają problemy. Doszło to do takiego poziomu, że nawet fizjoterapia nie pomaga. Musimy zobaczyć, jak to się rozwinie. Rozumiemy natomiast, dlaczego w niektórych autach jest gorzej niż w innych.

- Patrząc ogólnie na Formułę 1, nie sądzę, że są to najmniej komfortowe auta do jazdy w motorsporcie - dodał Mattia Binotto. - Ale to wyzwanie dla kierowców, na pewno. Nadal uważam jednak, że jeździ się nimi dość komfortowo. To wyzwanie techniczne i my zrobiliśmy jakiś progres. Tak jak mówił Guenther, w przyszłości możemy zrobić większy. Jest za wcześnie, by to oceniać. Jestem pewien, że znajdziemy rozwiązanie. Musimy to zaakceptować. Na pewno jednak potrzebujemy do tego wszystkich i ja jestem chętny, by to zrobić.