Szefowie kilku zespołów zabrali głos w palącej sprawie limitów budżetowych, która stanowi przedmiot zaciekłej dyskusji między przedstawicielami poszczególnych ekip.
W związku z szalejącą inflacją w środowisku Formuły 1 doszło do sporu o przepisy finansowe. Część zespołów uważa, że wskutek rosnących kosztów będzie zmuszona złamać uzgodnione na bieżący sezon reguły pieniężne, co wiązałoby się z mniejszą lub większą karą.
Ze względu na ogólnoświatowy kryzys najwięksi gracze w królowej motorsportu mają jeszcze większy problem ze zmieszczeniem się w ustalonych granicach. Jednocześnie z tego samego powodu czołowe ekipy nie mogą pozwolić sobie na całkowite rozwinięcie skrzydeł w tegorocznym wyścigu zbrojeń.
W ostatnim czasie duże zespoły zaczęły domagać się podniesienia limitu budżetowego, co wydatnie pomogłoby im w problematycznej sytuacji, lecz opór ze strony mniejszych ekip wywołał pewne niesnaski w światku F1.
Jeszcze przed startem Grand Prix Monako Christian Horner nie wykluczył scenariusza, w którym kilka drużyn będzie musiało opuścić ostatnie rundy kampanii 2022 w przypadku utrzymania obecnego limitu wydatków, wspominając także o konieczności masowych zwolnień w takiej sytuacji.
Podczas sobotnich konferencji prasowych w księstwie hazardu ograniczenia finansowe były głównym tematem, poruszanym niemal przez cały czas. Swoimi spostrzeżeniami na temat potencjalnego zwiększenia pułapu wydatków podzielili się zarówno zwolennicy takiego rozwiązania, jak i jego najzagorzalsi przeciwnicy.
Mattia Binotto, którego należy zaliczyć do tej pierwszej grupy, pokusił się o stwierdzenie, że z dużą dozą pewności kierowany przez niego zespół nie zawaha się przekroczyć górnej granicy kosztów, jeśli nie zostanie ona podniesiona przez władze F1.
Szef Ferrari powołał się w tym przypadku na regulaminowy zapis o 5-procentowym progu, którego przekroczenie miałoby zostać uznane za poważniejsze wykroczenie, chociaż nadal nie jest do końca jasne, jakie byłyby skutki złamania tej bariery wydatków.
- Uważam, że utrzymanie się poniżej limitu budżetowego nie będzie możliwe. Jestem więc niemal pewien, że na pewnym etapie przekroczymy ten limit - powiedział pryncypał Scuderii.
- W przepisach jest mowa o 5-procentowym progu. Jeśli nie przekroczysz limitu powyżej tej wartości, zostanie to uznane za niewielkie naruszenie zasad. Czym jest niewielkie naruszenie w przypadku siły wyższej i jaką decyzję podejmą oficjele oraz FIA pod względem kar? Nie mam pojęcia - kontynuował.
- Nie sądzę, abyśmy razem z wieloma innymi ekipami pozostali w granicach limitu. Uważam również, że zwalnianie ludzi nie jest właściwym rozwiązaniem, ponieważ znajdujemy się już w okresie letnim. Korzyści płynące z takiego zabiegu nie pomogą nam w poradzeniu sobie ze wzrostem cen i kosztów.
- Jakie więc będą konsekwencje naruszenia reguł? Najważniejszy będzie fakt, że wiele zespołów to uczyni, co moim zdaniem nie będzie świadczyło dobrze o przepisach finansowych. Gdy je złamiemy, zaczniemy debatować i podważać je.
Głównodowodzący stajni z Maranello podkreślił również, że w przeszłości włoski zespół demonstrował ugodową postawę, mając na uwadze dobro całego sportu. Zdaniem Binotto inne ekipy powinny zachować się podobnie w kontekście limitów budżetowych.
- Niezależnie od sytuacji zarówno małych, jak i największych zespołów, jest to poczucie odpowiedzialności, jakie my zaprezentowaliśmy w 2020 roku, gdy zmniejszyliśmy limit budżetowy. Bez wątpienia obniżenie pułapu do 145 milionów nie było na rękę czołowym drużynom. Dla nas sprawa byłaby dość prosta, gdybyśmy utrzymali początkową granicę na poziomie 175 milionów, bez żadnej dyskusji.
- Podjęliśmy jednak wysiłek, ponieważ zrozumieliśmy wagę całej sprawy i zrównoważenia limitu między ekipami. Teraz poznajemy te przepisy, wiemy, gdzie są granice i co należy poprawić. Wszystkie zespoły powinny to zrozumieć i przyjąć odpowiedzialną postawę. Jeśli jakaś drużyna patrzy tylko na własne interesy, nigdy nie pójdziemy naprzód.
- Jako Ferrari zgodziliśmy się nawet na zamrożenie przepisów w 2020 roku, gdy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nasz samochód jest słaby. Przyjmowaliśmy na nasze barki falę krytyki przez cały sezon, ale zrobiliśmy to w poczuciu uczciwości - zakończył.
Swojemu koledze po fachu wtórował szef Red Bulla, który otwarcie przyznał, że kilka zespołów zamierza nieznacznie złamać zasady finansowe. Jednocześnie Brytyjczyk domaga się od FIA klarownych decyzji w tej sprawie.
- Próbowałem zwrócić na to uwagę w zeszły weekend, gdy zadano mi pytanie, czy złamanie przepisów finansowych byłoby równoznaczne z opuszczeniem kilku wyścigów. Wszystkie duże zespoły planują przekroczyć granicę 140 milionów dolarów w tym roku - stwierdził Horner.
- Tym, czego nie chcemy robić, jest dotarcie do 5-procentowego progu za niewielkie naruszenie reguł. Jaka jest za to kara? Nie chcemy bawić się w niebezpieczną grę. Chodzi mi o to, czy Ferrari dojdzie do pułapu 4,9%, czy też to my do wartości 4,7% i dzięki temu przygotujemy ulepszenia, które być może zadecydują o mistrzostwach? - zastanawiał się pryncypał Czerwonych Byków.
- Potrzebujemy jasności, ponieważ bycie zakładnikiem kilku ekip, których nie dotykają kłopoty finansowe, nie jest sprawiedliwe. To nigdy nie było celem limitu budżetowego. Miał on sprawić, że najlepsze zespoły przestaną wydawać szalone pieniądze.
- Nikt z nas nie był w stanie przewidzieć, co wydarzy się z inflacją na całym świecie, gdy pracowaliśmy nad zasadami limitu. W dodatku został on zmniejszony o 30 milionów dolarów względem pierwotnych ustaleń podczas pandemii. Nie wiemy nawet, jak będzie wyglądać sytuacja z inflacją w drugiej połowie roku.
- Wszyscy widzimy rosnące koszty utrzymania oraz ogromne rachunki. Jak potoczy się ta sprawa w ciągu najbliższych sześciu miesięcy? Potrzebujemy wcześniejszych działań FIA w tej kwestii, gdyż zbliżamy się do połowy roku.
- Jesteśmy również odpowiedzialni w stosunku do naszych pracowników. Przeprowadziliśmy reorganizację, musieliśmy pożegnać się z wieloma będącymi tu od dawna ludźmi, by dojść do ustalonego pułapu, ale pojawiła się inflacja. Moim zdaniem wywieranie presji na masowe zwolnienia w sporcie nie jest w porządku.
- Wierzę, że zwycięży zdrowy rozsądek. Jest to sytuacja siły wyższej, której nikt z nas nie mógł przewidzieć i która spowodowała wzrost kosztów. Musimy po prostu znaleźć trafne rozwiązanie - skwitował.
Poglądy Binotto i Hornera podzielił także Andrew Shovlin, który na sobotniej konferencji prasowej reprezentował interesy Mercedesa, zastępując w tej roli cierpiącego na złe samopoczucie Toto Wolffa.
- Istnieje dźwignia, za pomocą której możesz zwiększać lub zmniejszać swoje wydatki, ale wpływ stosowania takiego zabiegu nie jest natychmiastowy i ogromny - stwierdził inżynier stajni z Brackley. - Wszyscy stoją w obliczu sytuacji, w której nawet przy najsilniejszej woli na świecie nie jest możliwe, by zespoły funkcjonowały w ramach limitu.
- Ludzie mówili w kontekście limitów budżetowych o wydatkach na rozwój, ale poza przygotowywaniem poprawek odpowiada on także za zapewnianie części, z którymi się ścigasz [części zapasowych]. Nie jest to więc ogromny zapas pieniędzy, który możesz wydawać jedynie na ulepszenia do tunelu lub szybsze komponenty.
- Jestem przekonany, że jako zespół nie różnimy się zbytnio od innych, gdyż mamy o wiele bardziej zużyte części w samochodzie oraz znacznie mniej zamiennych elementów. Co weekend znajdujemy się w sytuacji, w której poważne incydenty mogą doprowadzić do tego, że nie będziemy w stanie wystawić bolidu na starcie.
Nieco później swój komentarz w tej sprawie dorzucił także Toto Wolff, który podobnie jak Christian Horner był niezadowolony z zachowania blokujących zmiany rywali.
- Możemy pokazać to w prosty sposób. Nasze koszty energii w Brackley zwiększyły się z 2,5 mln funtów na 6,5 mln. Nasze koszty transportu wyglądają podobnie, skoczyły mniej więcej z 2 mln na 6. Jest to dobrze widoczne w rachunkach. I właśnie o to prosimy, chcąc zwiększyć limit - chcemy sprawić, że część z tych pieniędzy trafi do ludzi i zwiększy ich wynagrodzenia.
- To nie tak, że prosimy o więcej. Chodzi dosłownie o to, by za pomocą większych pensji zrekompensować pracownikom niezwykłą inflację, która ich dotyka. Nie chcemy nagle więcej dla siebie. Zwróćmy uwagę na to, z czym zaczynaliśmy rok, a także na to, jakie liczby widzimy teraz.
- Najgorsze, co może się teraz stać dla sportu, to uparta postawa niektórych małych zespołów, według których duże chcą mieć przewagę i pogrążyć te mniejsze. Nie chcemy podnosić sufitu, ja jako właściciel zespołu nie mam takiego zamiaru, by limity rosły i wymykały się pierwotnej koncepcji. Chcę jednak, by moi ludzie otrzymywali dobre wynagrodzenia, szczególnie w tak trudnych warunkach.
Przeciwny podniesieniu limitów budżetowych jest z kolei Fred Vasseur, który nie zgadza się z argumentacją przedstawicieli czołowych zespołów. Pryncypał Alfy Romeo jest zdania, że zwiększenie granicy wydatków pod naciskiem dużych ekip nie byłoby właściwym posunięciem i mogłoby stworzyć zły precedens.
- Obecna sytuacja absolutnie nie jest przykładem siły wyższej, ponieważ inflacja nią nie jest. Doskonale wiedzieliśmy w listopadzie lub październiku, kiedy planowaliśmy budżet, że będziemy świadkami inflacji.
- Teraz to od zespołów zależy, czy wolą rozwijać bolid przez cały rok i opuścić cztery wyścigi, czy też spowolnić rozwój i przejechać pełny sezon. Szczerze mówiąc, sądzę, że na pewnym etapie należy przyjąć do wiadomości, iż nie będziemy zmieniać reguł po dwóch rundach.
Vasseur przedstawił także sposób na rozwiązanie problemu z wydatkami, wskazując na możliwość wyłączenia z użycia tunelów aerodynamicznych, dzięki którym zespoły są w stanie sprawdzić przygotowane ulepszenia jeszcze przed wyjazdem na tor. Oczywiście praca nad poprawkami pochłania nie tylko mnóstwo energii, ale też pieniędzy, które równie dobrze mogłyby zostać zaoszczędzone.
- Nie rozmawiamy o limicie budżetowym w ogólnym znaczeniu, ale o naszych własnych kosztach. Jeżeli jednak doświadczamy rosnących kosztów, rozwiązaniem jest zaprzestanie korzystania z tunelu aerodynamicznego i dostarczania poprawek co weekend.
- Znajdujemy się w sytuacji, w której prędzej czy później będziemy musieli zatrzymać rozwój samochodu, ponieważ będziemy na granicy naszego budżetu. Uważam, że każdy może postąpić tak samo.
Francuza popierał Otmar Szafnauer, szef Alpine, który podkreślił, że Regulamin Finansowy nie ignoruje zjawiska inflacji, przez co w jego opinii nie jest to wystarczająco dobry argument.
- O co tym razem było pytanie? A, o budżet! Przez długi czas próbowaliśmy ustalić odpowiedni poziom limitów. Dyskutowaliśmy o kwestii inflacji. W samym limicie jest mechanizm, który pozwala poradzić sobie z naciskiem inflacyjnym i pozostać przy obecnych przepisach. Debatowaliśmy długo. Duże zespoły miały inne spojrzenie na ograniczenia, a małe chciały chyba 100 milionów.
- Wypracowaliśmy kompromis, biorąc pod uwagę inflację. Pierwszy raz mierzymy się z poziomem nieco ponad 2,5% i od razu chcemy coś zmieniać. Uważam, że to złe. Powinniśmy trzymać się przepisów i zobaczyć, jak to wyjdzie.