Wątek podniesienia limitu budżetowego powraca w środowisku F1 niczym bumerang, a według Christiana Hornera rosnąca inflacja może doprowadzić do tego, iż kilka ekip nie weźmie udziału w finałowych rundach tegorocznego cyklu mistrzostw świata. Rozważane jest także świadome popełnianie drobnych finansowych wykroczeń.

Wraz z ogólnym wzrostem inflacji sytuacja związana z ograniczeniem wydatków ekip królowej motorsportu stała się nieco bardziej problematyczna. Dotknęło to zwłaszcza dużych graczy, którzy są obecnie uwikłani w zacięty wyścig zbrojeń.

Według raportu Auto Motor und Sport największe drużyny przeznaczą w tym roku około 10% dozwolonego budżetu na wprowadzenie poprawek do bolidów, co w przybliżeniu oznacza wydanie na tej płaszczyźnie mniej więcej 14 milionów dolarów.

Co ciekawe, zarówno Mercedes, jak i Red Bull mają być już blisko wydania opisywanej kwoty, co zgadzałoby się z tym, co ostatnio prognozował Mattia Binotto. Eksperci przewidują także, że jeżeli nikt nie zdecyduje się na złamanie zasad, to GP Kanady będzie ostatnim etapem wprowadzenia ulepszeń.

gp hiszpanii

W nieco lepszej sytuacji są mniejsze składy, które za sprawą m.in. mniejszej liczby pracowników mogą zaoszczędzić trochę więcej pieniędzy i przeznaczyć je na rozwój swoich konstrukcji. 

Do tego tematu odniósł się w ostatnich dniach pryncypał stajni z Milton Keynes, który zasugerował, że brak podniesienia limitu wydatków może poskutkować tym, iż kilka zespołów będzie musiało rozważyć udział w ostatnich wyścigach bieżącej kampanii lub dokonać masowych zwolnień. 

- Siedem ekip prawdopodobnie musiałoby opuścić 4 ostatnie rundy sezonu lub zwolnić 50 osób, aby zmieścić się w wyznaczonej granicy budżetowej. Nie chodzi tu tylko o duże zespoły, ponieważ te ze środka stawki również zmagają się z problemem dotyczącym wysokiej inflacji - przyznał Horner dla BBC.

- FIA ma obowiązek troszczyć się o nas i jestem przekonany, że potraktują ten temat bardzo poważnie. Rachunki za energię, koszty utrzymania zespołu i inne wydatki znacząco się zwiększyły, a F1 nie jest zwolniona z podatku. Koszty transport wzrosły czterokrotnie i nie mamy nad tym żadnej kontroli. 

Horner

Na podstawie wyliczeń inflacja, która zatrzymała się na poziomie 6,1%, kosztowała zespoły dodatkowe 8,4 miliona dolarów, co ma związek ze zwiększonymi cenami surowców, energii i paliwa. 

Z uwagi na obecną sytuację sześć teamów domaga się podniesienia limitu o wyżej wymienioną kwotę, która w założeniu ma umożliwić wprowadzanie dalszych usprawnień do bolidów. 

Na taki ruch nie zgadzają się jednak przedstawiciele Alfy Romeo, Alpine i Haasa, którzy już w zeszłym miesiącu odrzucili ten pomysł podczas posiedzenia Komisji F1. Co istotne, do tego grona dołączył teraz Williams, który dotychczas reprezentował nieco inny pogląd w tej sprawie. 

- Ustalaliśmy nasze budżety odpowiednio wcześnie, przewidując przy tym pewien wpływ inflacji, która przecież wkradła się nie tylko do nas. Jeśli my byliśmy w stanie to zrobić, to jestem pewien, że inni także powinni sobie poradzić. Nie jestem zwolennikiem podniesienia limitów budżetowych - dodał Otmar Szafnauer.

- Jeśli koszty frachtu wzrosną o 2,5 lub 3,5 miliona, a budżet na rozwój wynosi 20 milionów, to czy nie można ograniczyć kosztów przeznaczonych na rozwój do 17 milionów i dzięki temu nadal mieścić się w limicie?

szanfuaer

- Skutkiem tego jest ograniczenie rozwoju. Mając zatem pieniądze, o wiele łatwiej jest udać się do FIA i lobbować za podniesieniem limitu oraz utrzymaniem takiego samego budżetu rozwojowego.

- Zasady to zasady - dodał Frederic Vasseur. - Jeśli teraz zrezygnujemy z przestrzegania tej reguły, będzie to oznaczać koniec limitu budżetowego.

- Inflacja nie ma nic z wspólnego z siłą wyższą. Pandemia była siłą wyższą, a inflacja to normalny proces. Zespoły, które nie mają zbyt wiele miejsca na poprawę, mogą na nią bardzo łatwo zareagować. Wystarczy, że zamkną swój tunel aerodynamiczny i będą budować mniej nowych części. 

- Owszem, koszty energii i transportu znacznie poszły do góry, aczkolwiek musimy sobie z tym jakoś poradzić. 

Spór w tej kwestii dotyczy tego, iż mniejsze podmioty z dużym zaniepokojeniem obserwują poczynania większych graczy, którzy za sprawą podniesienia limitu chcą za wszelką cenę utrzymać wysoki poziom wydatków, co będzie dla ich strony korzystnym rozwiązaniem. 

gp hiszpanii

Warto odnotować również, iż niektóre ekipy dysponują ogólnym budżetem, który jest niższy od wyznaczonych limitów, więc w praktyce podniesienie pułapu mogłoby doprowadzić do ponownego wygenerowania się sporych różnic na torze, a to z kolei byłoby sprzeczne z zastosowanymi przez FIA i F1 zasadami finansowymi.

Nie jest to jednak koniec tej historii, ponieważ według raportu BBC niektóre zespoły starają się przełożyć obecny efekt inflacji na przyszły rok, co może oznaczać chęć podniesienia granicy wydatków o nawet 15 milionów dolarów. 

W kuluarach spekuluje się, iż brak porozumienia w tej sprawie może doprowadzić do tego, że w kilku przypadkach prawdopodobnie dojdzie w tym sezonie do świadomego przekroczenia wyznaczonego progu o około 5 procent. Taka zagrywka jest ujęta w przepisach, które traktują ją jako drobne wykroczenie.

Grozić za to może cała gama kar - od publicznej reprymendy, przez odebranie punktów z jednej lub obu klasyfikacji, aż po zawieszenie w startach czy też ograniczenie limitów testowych lub finansowych. W przypadku poważniejszych naruszeń w grę może wchodzić nawet zdyskwalifikowanie danej drużyny z mistrzostw świata. 

Jest to jednak bardzo zawiła sprawa, ponieważ Regulamin Finansowy wyróżnia także czynniki, które mogą łagodzić lub zaostrzać potencjalne sankcje. Wśród nich znajdują się m.in. przyznanie się do winy czy siła wyższa, jak i przejawy złej woli czy nieuczciwości.