Christian Horner odniósł się do położenia Sergio Pereza w hierarchii Red Bulla, deklarując równy status Meksykanina w rywalizacji z Maxem Verstappenem, a także pokrótce omówił sytuację kontraktową swojego kierowcy.
Zawodnik z Guadalajary zaliczył wymarzony występ w Grand Prix Monako, odnosząc przekonujący triumf dzięki znakomitej jeździe oraz wykorzystaniu świetnej strategii swojej ekipy, która taktycznie zaszachowała rywali z Ferrari.
Zwycięstwo na ulicach księstwa nastąpiło zaledwie tydzień po wydarzeniach z Hiszpanii, które okazały się niezwykle bolesne dla Checo. Wówczas austriacka ekipa zastosowała polecenia zespołowe, prosząc Pereza o przepuszczenie kolegi z garażu w obawie przed niepotrzebnym pojedynkiem i potencjalną utratą dubletu.
Podczas pobytu w Monako 32-latek był pytany o kwestię team orders z wyścigu na torze Catalunya, przyznając, że odbył wewnętrzną rozmowę w tej sprawie ze swoim zespołem, który miał go zapewnić, iż jego rola w garażu Czerwonych Byków nie będzie ograniczała się do bycia pomocnikiem Verstappena.
Po zakończeniu niedzielnych zmagań Christian Horner nie uniknął pytań odnośnie pozycji Pereza wewnątrz ekipy. W trakcie rozmów z mediami pryncypał Red Bull stwierdził, że nie ma dla niego większego znaczenia, który z jego kierowców sięgnie po mistrzowski tytuł, deklarując również, iż obaj reprezentanci stajni z Milton Keynes mają równe szanse na końcowy triumf.
- Checo jest w życiowej formie. Wykonuje świetną robotę i nie jest to jednorazowy wypadek. Widzieliśmy przecież jego pole position w Dżuddzie. Spisuje się znakomicie, a to dla nas fantastyczna sprawa.
- Potrzebujemy dwóch kierowców, którzy pracują razem, ponieważ Ferrari miało w ten weekend szybszy samochód, przynajmniej w kwalifikacjach. Są poważnym rywalem i musimy mieć pewność, że nasi zawodnicy znajdą się przed nimi.
- Nie ma dla nas znaczenia, który z nich zostanie mistrzem świata - odparł, pytany o to, czy obchodzi go, który z jego zawodników będzie wyżej, jeśli Byki pokonają Ferrari. - Oczywiście klasyfikacja konstruktorów jest bardzo ważna, ale niezależnie od tego, kto wygra, obaj są kierowcami Red Bulla i mają taką samą szansę.
- Bez wątpienia to bardzo długi sezon, w trakcie którego nie zabraknie wzlotów i upadków. Wspaniale jest jednak posiadać obu kierowców na szczycie - podkreślił.
Głównodowodzący obecnych liderów wśród konstruktorów wypowiedział się również na temat przebiegu zmagań w Monako. Komentując postawę swojej ekipy, Horner podkreślił, że znakomicie zareagowała ona na zmienne warunki pogodowe, co okazało się bolączką Ferrari.
- To był niesamowity wyścig. Wiedzieliśmy, że w okolicy pojawiło się trochę deszczu, ale nie spodziewaliśmy się tak tropikalnych opadów. Wszystko było chaotyczne, biorąc pod uwagę te wszystkie opóźnienia oraz fakt, że opony były przenoszone na grid i z powrotem do alei serwisowej.
- Patrząc na ilość deszczu, ściganie się w takich warunkach byłoby niemożliwe. Gdy wyścig wreszcie ruszył, było wiadomo, że o wszystkim zadecyduje właściwa zmiana opon. Zaczęliśmy od pełnych deszczówek, potem przeszliśmy na przejściowe i w końcu założyliśmy slicki. Dokonaliśmy dobrych decyzji.
- Ludzie na pit wall wykonali świetną robotę, zwłaszcza stratedzy oraz chłopaki z alei, którzy musieli zaliczyć podwójne postoje. Oczywiście występ Checo również był niesamowity, patrząc na jego jazdę na okrążeniu zjazdowym i wyjazdowym, szczególnie na przejściówkach. Później wyjechał także na slickach i musiał poradzić sobie z końcówką wyścigu.
- Zawsze szczyciłem się tym, że jesteśmy zespołem wyścigowym, który atakuje - kontynuował. - Za każdym razem skupialiśmy się na odpowiednim wykonaniu podstawowych rzeczy. Niezależnie od tego, czy jest to strategia, czy też mowa o pit stopach, zawsze reagujemy trzeźwo. Myślę, że cały zespół zachował się znakomicie, a kierowcy także musieli wykonać swoją część zadania.
Pytany, czy to Red Bull wygrał wyścig, czy też w większym stopniu to Ferrari poniosło strategiczną porażkę, Christian odparł:
- Oczywiście musieliśmy wyjechać na tor i wygrać, ale wykorzystaliśmy również popełnione błędy. Okoliczności były takie same dla wszystkich i między dwoma zespołami było bardzo ciasno. Charles na pierwszych okrążeniach wydawał się mieć wszystko pod kontrolą, a także miał za sobą bufor w postaci kolegi z drużyny.
- W tamtej chwili wyglądało na to, że Ferrari miało zwycięstwo w kieszeni, ale moim zdaniem po prostu dobrze zareagowaliśmy na warunki i dokonaliśmy właściwej zmiany, przeprowadzając podwójny pit stop itd. Wszystko zadziałało świetnie.
- Zastanawialiśmy się, czy od razu zmienić opony z deszczowych na slicki. Zdecydowaliśmy jednak, że szybszą drogą będzie przejście z deszczówek na przejściowe ogumienie. Dodatkowo moc okrążeń wyjazdowych była ogromna, a Checo znakomicie sobie z tym poradził - skwitował.