Przyszłość Daniela Ricciardo ponownie stoi pod znakiem zapytania. Nie wiadomo, czy GP Singapuru 2024 nie będzie jego ostatnim wyścigiem w F1.

Australijczyk powrócił do królowej motorsportu latem 2023 roku, zastępując słabo spisującego się Nycka de Vriesa. Aż do połowy tegorocznych mistrzostw uznawano go za tzw. stracha na zawodzącego Sergio Pereza.

Nie oznacza to jednak, że Ricciardo notował same dobre wyniki i tylko czekał na swoją szansę. W czerwcu, gdy F1 pojawiła się w Austrii, musiał tłumaczyć się z plotek o tym, iż zaraz straci fotel. Nie stracił. Miesiąc później, na etapie GP Belgii, wielu oczekiwało, że to on wskoczy po wakacjach do Red Bulla. Nie wskoczył.

Po GP Azerbejdżanu pojawiły się natomiast doniesienia o tym, że już zaraz Daniela zastąpi Liam Lawson. Zbiegły się one z zapowiedziami Helmuta Marko o tym, iż wkrótce poznamy przyszłość Nowozelandczyka. Ten powinien otrzymać kontrakt w RB i zostać zespołowym kolegą Yukiego Tsunody w 2025 roku.

Temat Honey Badgera mocno podsycił m.in. Ralf Schumacher, co poniosło się dość szeroko: - To już nawet nie jest plotka - mówił Niemiec dla Sky Germany. - Okej, nie potwierdzili tego, ale w F1 słyszysz pewne rzeczy przy kawie. Niestety wygląda na to, że będzie to jego ostatni wyścig, a potem bolid przejmie Liam Lawson. Może być to część kontraktu, bo inaczej straciliby go.

Schumacher zahaczył to o coś, o czym mówiono od dawna - Red Bull musi zrobić coś z Lawsonem, bo inaczej ten będzie wolnym zawodnikiem. Przez długi czas zakładano, że Helmutowi Marko zależy, by utrzymać go w swoim obozie. Potwierdzeniem tego powinna być pełnoprawna posada.

Wątek przyszłości Ricciardo naturalnie trafił do padoku w Singapurze. I o ile wypowiedziom Ralfa nie zawsze można ufać w stu procentach, o tyle ton i brak stuprocentowej pewności Daniela pokazują, że jego losy mogą się właśnie ważyć.

- Po pierwsze oczekuję czegoś w kwestii przyszłego roku - mówił dziś kierowca RB. - Nie mogę zdradzić szczegółów, ale daty wpadają w to okienko, więc po prostu oczekuję, że usłyszę „tak” lub „nie” w odniesieniu do sezonu 2025. Są pewne spekulacje co do trwającego, ale w tej chwili nie mam świadomości niczego takiego. Spodziewam się decyzji na przyszły rok, ale w tym sporcie działy się bardziej szalone rzeczy. Nie będę tu stał i grał pewnego, że tak, na pewno będę [w F1].

- [Od Belgii] nic się nie zmieniło. Pewne głosy może i tak, jeśli chodzi o dokończenie mistrzostw, ale po sierpniowej przerwie i tym okresie wyboru [kierowcy Red Bulla] została już decyzja co do przyszłego sezonu. I ona miała zapaść po Singapurze.

Ricciardo znów obawia się o wylot z F1 jeszcze w tym sezonie

fot. Red Bull

Pytany, czy to jego ostatni wyścig w F1, stwierdził: - Wątpię, ale nie chcę stać tu i udawać prawnika. Powiem więc, że nie, ale wiemy, jak działa ten sport. Inni nie kończyli sezonów - to nic nowego. Nie postawię własnego domu na to, że na 100% zostanę. Jestem tu za długo. Szalone w tym sporcie jest to... Dobra, może trochę pieprzę, ale jeśli stanę zaraz na podium, to będę najgorętszym nazwiskiem w sporcie. Wiem, że moje krzesło się podgrzewa, ale chcę po prostu skupić się na weekendzie.

- Gdybyście zapytali w styczniu, jak pójdzie ten rok, to powiedziałbym, że będzie lepszy. Nie chodzi o jakieś braki. Dałem z siebie wszystko. Okej, czasem nie było wyników lub mój wysiłek nie stawał się widoczny, ale taki jest sport. Chciałbym być równiejszy w tym sezonie. Ale szczerze mówiąc, patrząc na okres w McLarenie, skupiałem się bardziej na prędkości i udowodnieniu sobie, że mogę walczyć z czołówką. A takie momenty akurat były. Chciałbym mieć je w każdy weekend, ale w środku stawki walczy się twardo. Każdy tor pasuje komuś i trudno błyszczeć. 

Bardzo ciekawie na temat przyszłości Ricciardo wypowiedział się jego były zespołowy kolega, Max Verstappen. Zdaniem Holendra Australijczyk może podejść do tej sprawy z dużym spokojem, bo i tak zrobił świetną karierę.

- Daniel to świetny gość i udowodnił już, że jest znakomitym kierowcą F1 - powiedział Verstappen. - To mój przyjaciel. Bycie w tej pozycji nigdy nie jest miłe. Ale nie uważam, że powinien czuć się źle. Czasem coś nie wyjdzie na pewnym etapie kariery, ale przecież i tak osiągnął w życiu dużo. Może i więcej, niż ktokolwiek mógłby sobie wymarzyć.

- Nawet jeśli to jego ostatni wyścig, to nadal może wspominać fantastyczne osiągnięcia, których wielu ludzi mieć nie będzie. Może robić w życiu coś innego. Czemu nie? Są inne serie, ale można też odpoczywać na farmie i dobrze się bawić. To super człowiek. Nie ma znaczenia, czy zasługujesz, aby tu być. Wielu zasługuje, ale niektórzy nie - i takie jest życie. Tak działają wszystkie sporty.