George Russell był wyraźnie zaskoczony tym, że pomysł dojechania do mety bez wykonywania drugiego postoju okazał się skuteczny i zapewnił mu trzecie zwycięstwo w F1. Wygrana została jednak odebrana przez dyskwalifikację.
Niezaliczenie kontroli technicznej popsuło niedzielę Brytyjczyka, ale sposób, w jaki w ogóle doszedł do znalezienia się przed wszystkimi, nie stał się przez to ani trochę mniej interesujący. Postawienie tylko na jeden pit stop było przecież czymś, czego zwyczajnie długo nie brano pod uwagę.
GP Belgii miało w sobie element strategii tak naprawdę od piątku, kiedy wszyscy przekonali się, że nowy asfalt daje niesamowitą przyczepność i doprowadza do tego, że ogumienie cierpi. Pirelli już po drugim treningu ostrzegało, że trzeba będzie postawić na dwie zmiany i twardą mieszankę, a nawet trzy zjazdy nie będą szaleństwem.
Doszły do tego przemyślane wybory poziomu docisku na mokrą sobotę - wtedy zakładano, że może warto poświęcić nieco osiągów w kwalifikacjach i zyskać w wyścigu.
Niedziela przyniosła natomiast zupełnie inny rozwój wydarzeń, w tym trudniejsze wyprzedzanie i łagodniejsze zachowanie opon. Szczególnie ten drugi czynnik sprawił, że sam główny bohater wczorajszej rywalizacji zaczął mieć wątpliwości.
- Gdy każdy inny kierowca zjeżdża, do tego masz dane z piątku, według których jeden pit stop nawet nie leżał obok wykonalnego, a i tak bierzesz inną strategię, to naprawdę kilkukrotnie myślisz, czy może jednak czegoś nie zauważasz - tłumaczył jeszcze zadowolony Russell. - No bo dlaczego nikt inny tak nie robił?
- Ja po prostu czułem się dobrze na tych oponach i trochę nimi zarządziłem, aby pod koniec mieć jakiś zapas. To pokazuje, że choć mamy wiele czujników w aucie, to tylko 20 z nas jeździ tymi bolidami. Czasem coś wyczujemy. Możemy wyczuć, jak opona ślizga się po torze. Są takie momenty, że trzeba iść za przeczuciem.
- Na 15 okrążeń przed końcem pomyślałem, że to może się udać. Inni zjechali, a ja przyglądałem się czasom na telebimach. Rywale nie gonili mnie tak szybko, jak zakładałem. Moje czasy się poprawiały. To było bardzo dalekie od tego, czego oczekiwaliśmy. To udowadnia, jak trudno coś przewidzieć. Zastanawiałem się, dlaczego nikt inny tego nie robi. Myślałem, że chyba coś mi umyka, skoro każdy zjeżdżał do alei.
Opisując sprawę już po poznaniu decyzji sędziów, George podkreślił, że i tak udało mu się zdziałać bardzo dużo.
- Pomimo dyskwalifikacji jestem dumny z tego, że przekroczyłem linię mety jako pierwszy. Równie świetne jest to, że zespół zdołał utrzymać zwycięstwo po stronie Lewisa. On też pojechał znakomity wyścig i był najszybszym kierowcą na strategii dwóch postojów. Chociaż jestem niezwykle rozczarowany, to wiem, że wrócimy mocniejsi po wakacjach, już w Zandvoort.
- Serce pęka, ale to było niesamowite Grand Prix, w którym zdołaliśmy wykorzystać strategię na jeden postój. Podczas przejazdu, który okazał się być finałowym, opony po prostu stawały się coraz lepsze i lepsze. Początkowo bardzo o nie dbałem, ale im dalej w las, tym bardziej stawałem się przekonany, że możemy to dowieźć do końca. Warto było podjąć ryzyko i wyglądało na to, że się opłaciło.