George Russell nie krył wściekłości po fatalnym występie w kwalifikacjach do GP Węgier, które zakończył już na etapie Q1.
Sobotnie popołudnie na torze Hungaroring w niczym nie przypominało realiów piątkowych jazd. Nadciągające kilkukrotnie nad tor opady deszczu pokrzyżowały szyki niektórym zawodnikom, prowadząc do zaskakujących rozstrzygnięć.
Jedną z największych niespodzianek było odpadnięcie George'a Russella już w pierwszym segmencie czasówki. Brytyjczyk, który po serii świetnych występów Mercedesa był jednym z kandydatów do walki o wyższe miejsca, przyznał, że wraz z ekipą źle ocenił sytuację w kilku momentach zmagań.
Pytany, czy czuje się odpowiedzialny za to, że na początku Q1 nie był wystarczająco szybki, odparł: - Byłem [za wolny] tylko na początku, ale nie sądziłem, że potem znów zacznie padać.
- Pomyślałem natomiast, że tor będzie robił się szybszy i potraktowałem to pierwsze okrążenie bardzo spokojnie. Tuż po tym zaczęło jednak padać, a jak się okazało, to [pierwsze] kółko było kluczowe.
- To w sumie i tak okazało się być nieważne. Końcówka sesji odbyła się w najszybszych warunkach, ale niestety nie mieliśmy paliwa w bolidzie, aby ją dokończyć. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Totalna katastrofa. Byłem zaskoczony i nie rozumiałem, co się dzieje.
Russell był szczególnie zły z tego powodu, że spore błędy popełniono w momencie, kiedy Mercedes dysponuje regularnie konkurencyjną maszyną.
- Jako zespół musimy naprawdę zrozumieć, co się stało. Mamy samochód, który jest w stanie walczyć o czołową trójkę, więc nie powinienem stać tutaj po Q1. Lewis ledwo wszedł przecież do Q3. Jesteśmy teraz naprawdę wściekli, ponieważ mamy bardzo szybki bolid i nie możemy marnować takich okazji.
- Zwyczajnie przekombinowaliśmy w optymalizacji. Przed nami trudny wyścig. Być może uda nam się wskoczyć do pierwszej szóstki, ale tak czy inaczej start z 16. pozycji nie ułatwi sprawy.