George Russell wytłumaczył swój słaby występ w kwalifikacjach na Hungaroringu.
Ekipa Mercedesa ma za sobą słodko-gorzką czasówkę, gdyż Lewis Hamilton sensacyjnie zgarnął pierwsze pole startowe, ale jego partner nie zdołał nawet wejść do drugiego segmentu jazd.
Młodszy z reprezentantów stajni z Brackley podczas spotkania z mediami przyznał, iż jego decydująca próba została spalona przez tłok, który wytworzył się w trzecim sektorze.
- Przez całą sesję byłem w złym miejscu i w złym czasie na torze, a jako zespół podjęliśmy zbyt duże ryzyko, mając na uwadze to, jak szybki był dziś nasz bolid - powiedział Russell. - Nie potrzebowaliśmy paliwa tylko na jedno okrążenie [by wyjść z Q1] i związanego z tym wyjeżdżania w tłoku.
- Starałem się uszanować dżentelmeńską umowę, ale zacząłem być wyprzedzany przez innych kierowców, szczególnie Pierre’a, który minął mnie w ostatnim zakręcie. Byłem trzy dziesiąte w plecy, zanim w ogóle na dobre rozpocząłem przejazd. Wygląda więc na to, że ta umowa już nie obowiązuje.
- Tamto okrążenie mogłem tym samym od razu spisać na straty. Nie będę jednak winić innych kierowców za to, że walczyli w swoim interesie. Po prostu mogliśmy zrobić znacznie lepszą robotę jako zespół.
- Prawdopodobnie na miejscu [innych zawodników] zachowałbym się tak samo. Każdy musi troszczyć się o siebie, a na torze długości 4,5 kilometra 10 samochodów było ściśniętych na ostatnim kilometrze. Wystarczyło spojrzeć w lusterka i zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje.
- Uważam, że mogliśmy dziś walczyć o pierwszą piątkę lub coś więcej. Bardzo trudno jest tu wyprzedzać. Po Monako i Singapurze jest to najtrudniejszy tor do wyprzedzania - mówił, mając już na uwadze jutrzejszy wyścig.
George skomentował także nowy format kwalifikacji, ale nie doszukiwał się przyczyny swojego niepowodzenia w tym aspekcie.
- Na tym obiekcie sprawa doboru opon jest dość prosta. Tegoroczne twarde to zeszłoroczne pośrednie. Jest tak ciepło, że hardy działają po prostu dobrze. Na Imoli to mogłaby być inna historia.
- To dobry format dla kwalifikacji, ale przy braku odpowiedniej ilości czasu w pierwszym i drugim treningu chyba było to nie najlepsze dla kibiców. Musimy znaleźć lepsze rozwiązanie, ponieważ nasi fani płacą sporo pieniędzy, żeby oglądać nas w piątek, sobotę i niedzielę, a jeżeli przejeżdżamy tylko 60 procent okrążeń w porównaniu do normalnego weekendu, to wówczas w tej samej cenie dostają mniej widowiska.