Carlos Sainz nie zamierzał brać na siebie odpowiedzialności za incydent z zakrętu nr 1.
Kolizja Hiszpana z Oscarem Piastrim ostatecznie doprowadziła do wykluczenia obu zawodników z GP Belgii. Kierowca Ferrari przejechał połowę dystansu zawodów, a przedstawiciel McLarena wycofał się niemalże po starcie.
Australijczyk w trakcie swoich rozmów z mediami przyznał, że był zaskoczony ruchem rywala, który zblokował koło i skręcił w prawo w strefie hamowania. Próbował jednak doszukiwać się w tym także tego, co mógł zrobić lepiej.
W osiągnięciu tej sztuki pomocy udzielił mu Carlos, który nie czuł, iż sam uczynił cokolwiek nieprawidłowego.
- Atakowałem Lewisa [Hamiltona] i praktycznie wyprzedziłem go po wewnętrznej zakrętu nr 1, czysto trafiając w wierzchołek i w ogóle - powiedział Sainz. - Niestety Oscar próbował dość optymistycznego manewru na mnie. Szkoda.
- Patrząc wyścigi z przeszłości na Spa, to taki typowy incydent z tej trudnej jedynki, dokładnie taki jak nasz. Każdy, kto próbuje ataku po wewnętrznej i chce się tam utrzymać, zazwyczaj powoduje kolizję lub kraksę. Tym razem to ja zostałem tego ofiarą.
Ta wypowiedź spotkała się z błyskawiczną kontrą dziennikarzy, którzy przypomnieli Carlosowi, że przecież spod jego kół wydobyło się sporo dymu i to jego jazda mogła być początkiem tej sekwencji. On natomiast nie widział w tym żadnego problemu.
- Perfekcyjnie trafiłem w wierzchołek i minąłem Lewisa, co zobaczycie na moim onboardzie. I tak, przyblokowałem koło, ale to nie ja wjechałem w ten zakręt głęboko na wewnętrzną.
- Wiedziałem, że Oscar tam był, ale w pewnym momencie ktoś musi się stamtąd wycofać, a to on był kierowcą na wysokości tyłu mojego bolidu. To nie ja powinienem był go puścić, szczególnie gdy miałem już niemalże ukończony manewr na Lewisie.