Logan Sargeant udzielił bardzo interesujących wypowiedzi, w których odniósł się do tego, jak oceniana jest jego dyspozycja. Amerykanin sądzi, że werdykty są niesłuszne i nie oddają tego, co dzieje się wokół jego osoby oraz zespołu.
Sargeant jest w trakcie swojego drugiego sezonu F1 i wiele wskazuje na to, że będzie to jego ostatni rok na tym poziomie, o ile w ogóle dokończy rywalizację w barwach Williamsa. Nie jest tajemnicą, że James Vowles i spółka rozważali pozbycie się 23-latka, gdyby pojawiła się atrakcyjna opcja w postaci zwyczajnie lepszego kierowcy.
Zawodnik z Florydy jest traktowany jako ktoś, kto na pewno pożegna się z królową motorsportu. Jego nazwisko nie przewija się w żadnych plotkach, o ile nie dotyczą one innych serii. Takie położenie nie jest komfortowe, aczkolwiek podczas czwartkowego spotkania z mediami Logan wyglądał zupełnie inaczej niż pod koniec zeszłego sezonu, gdy obawiał się, że jego przygoda z F1 nie potrwa dłużej.
Na etapie GP Kataru, mając za sobą wybitnie rozczarowujący i kosztowny weekend w Japonii, Sargeant wyglądał na zwyczajnie zdołowanego i przybitego. Tym razem, mimo dość smutnych odpowiedzi i teoretycznie przesądzonego losu, wydawał się jednak trzymać głowę wysoko.
W swoich odpowiedziach skupiał się na podkreśleniu tego, że jego dyspozycja jest lepsza, a także na braku możliwości pokazania się na tle Alexa Albona, który zdaniem Logana aż do GP Austrii ścigał się lepszym sprzętem.
- Przez cały rok jeżdżę na dobrym poziomie - ocenił Amerykanin. - Ciągle czekam na to, aby naprawdę mieć swoją szansę. Uważam, że jeżdżę dobrze i jestem zadowolony z tego, co robię. Patrząc na ten tor, na zeszły rok i przeszłość, czuję się tu całkiem komfortowo. Ten obiekt to wyzwanie dla zespołu, ale to nie oznacza, że ja nie mogę się dobrze spisywać. Po prostu będę dalej robił to, co robię.
- Jestem w dobrym rytmie od pewnego czasu, lecz nie miałem szansy tego pokazać. Jestem naprawdę zadowolony z tego, co robię od Melbourne. Czuję, że jeździłem dobrze, tylko nie zawsze była okazja, aby to pokazać. Teraz, gdy mamy podobne bolidy, miło jest mieć tę szansę w każdy weekend.
Podczas trwającego ponad 10 minut spotkania Sargeant zdradził, że nie dostaje komentarzy zwrotnych o tym, iż robi coś dobrze, choć zdaniem dziennikarzy mógł się go spodziewać po niezłym występie na Silverstone.
Dopytany o to, czy w zeszłym roku było inaczej, ocenił: - Nie, bo w Formule 1 oczekuje się od bycia na pewnym poziomie. Nie będziesz klepany po plecach przez zespół za każdym razem, gdy zrobisz dobrą robotę. Ważne jest to, że w zeszłym roku nie mogłem powiedzieć, że robię dobrą robotę. Teraz już tak. Mogę się cieszyć z wykonanej pracy i wielu rzeczy, niezależnie od tego, czy ktokolwiek inny to zobaczy. Niestety to nie zawsze jest pod moją kontrolą.
Później rozmowa zeszła na aspekt krytyki i tego, co tak naprawdę jest brane pod uwagę przez obserwatorów.
- Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że poza ludźmi w zespole nikt nie wie, co dzieje się wewnątrz ekipy. Życie nie zawsze układa się tak, jak powinno. Ale nie ma powodów do rozczarowania. Mogę jeździć bolidami F1, a niewielu ludzi jest w stanie to powiedzieć.
- Wydaje mi się, że niezależnie od tego, jak pojadę, źle czy dobrze, to i tak zostanę skrytykowany. Jestem w takim momencie, że zwyczajnie nie obchodzi mnie, co myślą ludzie. Niemożliwe jest zadowolenie wszystkich, więc przyjeżdżam i robię, co tylko mogę, aby zadowolić siebie.
- Nawet jak robię coś dobrego, to nadal jest negatywny obraz. Może nie tak całkowicie, ale ciągle widać dużo negatywnej narracji. Dlatego widzimy tylu sportowców, którzy nie kontrolują już swoich mediów społecznościowych. A one dają głos tym, którzy nigdy nie byli na tak wysokim poziomie i nie wiedzą, jak trudne to jest. Sam tak robię i nie ma mnie tam już od pewnego czasu.
Proszony o powiedzenie, czy Amerykanie są bardziej krytykowani ze względu na to, iż F1 ciągle jest mocno europejska, stwierdził: - To pytanie jest na bardzo cienkiej granicy. Nie sądzę, że mogę wyjawić to, co naprawdę myślę.