Organizatorzy Grand Prix Wielkiej Brytanii ponownie obawiają się zakłócenia wydarzenia. 

Na kilka dni przed zeszłorocznym wyścigiem na Silverstone w obiegu zaczęły pojawiać się niepokojące informacje, według których główne danie weekendu mogłoby zostać zakłócone przez grupę aktywistów, działającą na rzecz ochrony środowiska.

Przypuszczenia miejscowych służb okazały się prawdziwe, gdyż podczas pierwszego okrążenia na prostą Wellington przedarło się sześć osób, które postanowiły zaryzykować własnym zdrowiem lub nawet życiem w myśl reprezentowania swoich poglądów. 

Zbawienna okazała się w tej sytuacji reakcja dyrekcji wyścigu, która bardzo szybko zarządziła czerwoną flagę po poważnych incydentach ze startu. Za sprawą tej decyzji kierowcy mogli wyminąć demonstrantów ze zdecydowanie mniejszą prędkością. 

Całe towarzystwo oczywiście zostało natychmiast zatrzymane, a następnie postawione przed lokalnym wymiarem sprawiedliwości, gdzie zostało oskarżone o zakłócenie spokoju i porządku publicznego.

W najbliższy weekend najwyższa kategoria wyścigowa na świecie ponownie zawita na historyczny obiekt. Niestety drugi rok z rzędu organizatorzy obawiają się powtórzenia najgorszego scenariusza, szczególnie że odpowiedzialna za tego typu akcje organizacja uderzała już w tym roku w ważne wydarzenia w Wielkiej Brytanii.

Dyrektor zarządzający torem w rozmowie z PA zaapelował o zachowanie zdrowego rozsądku oraz podkreślił, że przy imprezie w ramach środka zapobiegawczego pracować będzie zdecydowanie większa liczba funkcjonariuszy, niż miało to miejsce w sezonie 2022.

- Fundamentalną różnicą jest to, że wbiegnięcie na boisko do krykieta nie wiąże się z narażaniem życia, podobnie jak siedzenie na stole do snookera czy protestowanie podczas wystawy kwiatów - przyznał Stuart Pringle. - Ale tor wyścigowy to coś innego, bo jest niezwykle niebezpieczny. Ludzie będą narażać swoje życie, jeśli tam wejdą. Każda rozsądna i myśląca osoba może łatwo oszacować, czym ostatecznie ryzykuje.

- Moim bardzo mocnym apelem jest, by nie narażać życia. To nie jest miejsce, w którym można usiąść sobie na ziemi. Wtargnięcie na tor, po którym jeżdżą samochody, to absolutne szaleństwo.  

- Nie mamy konkretnych danych wywiadowczych, ale przygotowujemy się na najgorsze i liczymy na najlepsze. Jeśli ktoś jest gotowy, by dokonać inwazji wystawy kwiatów, to pewnie jest również w stanie zrobić to samo w trakcie wyścigu, bo przecież ten ma większą oglądalność.  

- Mamy jednak plany. Podczas wydarzenia zaangażowana zostanie znacznie większa liczba policjantów. Liczymy, że również fani pomogą nam wyłapać tych ludzi, którzy będą chcieli zepsuć zabawę innym.

Do apelu przyłączył się Lando Norris, który zwrócił uwagę na wpływ takiego zachowania na kierowców.

- Głupią rzeczą jest narażanie własnego życia - powiedział Brytyjczyk. - To także bardzo samolubne, bo konsekwencje mogą dotknąć osoby prowadzące bolidy. Każdy ma prawo do protestowania i uważam, że istnieją i dobre, i gorsze sposoby na to. Mam tylko nadzieję, że ludzie są wystarczająco mądrzy, by tak nie postępować. Są o wiele bezpieczniejsze rozwiązania, dzięki którym można dostać aż tyle uwagi.