Jednym z wątków, który omówiono na piątkowym posiedzeniu Komisji F1, były dodatkowe nakłady inwestycyjne słabszych ekip. Zespoły nie wypracowały jednak żadnego rozwiązania.
Od pewnego czasu w środowisku królowej motorsportu mówi się o konieczności zwiększenia tzw. CapEx, czyli jednej ze składowych Regulaminu Finansowego, która umożliwia rozwój infrastruktury. Najbardziej aktywny w tej sprawie jest zaniedbany Williams, który ma takie braki, iż przy obecnych ograniczeniach czuje się skazany na posiadanie gorszego wyposażenia.
W związku z tym James Vowles podjął się próby wywalczenia wyjątku dla swojej ekipy. Chociaż pojawiały się już głosy o tym, iż uda mu się zakończyć tę misję powodzeniem, w piątek na Spa musiał przełknąć gorzką pigułkę, ponieważ dyskusje nie poszły w kierunku, którego oczekiwał.
Kulisy posiedzenia i powody rozłamu wyjawił Toto Wolff, który popiera ideę pomocy swojemu byłemu współpracownikowi z Mercedesa, ale jest przeciwko podawaniu ręki innym składom.
- Temat CapEx narodził się dlatego, że jeden zespół, czyli Williams, powiedział, iż posiada zdecydowanie gorszą infrastrukturę i nie będzie w stanie dogonić rywali nawet na poziomie trywialnych rzeczy, np. maszyn, symulatora czy symulacji - stwierdził Wolff. - To rozpoczęło te dyskusje.
- Skutek był jednak taki, że niektóre ekipy nagle wskoczyły do tego pociągu i powiedziały, że same także chciałyby otrzymać pozwolenie na większe nakłady. Liczba zaczęła się zwiększać z 50 do 60 milionów, potem do 70, 90 i zrobiła się z tego już całkowicie wolna ręka.
- Nie ma powodu, by zmieniać CapEx. Wartość wynosi 36 milionów, a jeden zespół potrzebuje innego traktowania niż reszta. W tym przypadku została stworzona lista [potrzeb], ale niektóre duże zespoły powiedziały, że nie chcą listy i jeśli Williams może coś dostać, to one także. Dlatego po prostu ucięto ten temat podczas ostatniego posiedzenia Komisji, bo nie powinno tak być.
- Potrzebujemy stabilnych regulacji finansowych. Musimy być w stanie opracowywać należyte biznesplany, a nie mieć wolną rękę i co trzy lata zmieniać wartość. Dlatego zakończono ten temat, ale może znajdziemy rozwiązanie dla Williamsa.
fot. Williams
Kilka godzin wcześniej portal Motorsport opublikował dość gorzką rozmowę z niezadowolonym szefem stajni z Grove, który podzielił się swoim komentarzem.
- Już 20 lutego, kilka dni po rozpoczęciu pracy, poinformowałem o tym, iż Williams potrzebuje pomocy - zaczął Vowles. - Nie możemy rywalizować z przodu, mając taką infrastrukturę. Dziś wygląda to tak samo i nie zmieniło się nic. Smutne i rozczarowujące jest to, że pięć miesięcy później znajdujemy się w takim samym położeniu. Powiedziałbym, że [na posiedzeniu] kręciliśmy się w kółko.
- W pewnym sensie tak to będzie wyglądało, bo każdy chce mieć pewność, że nie straci w porównaniu do konkurencji. Nie ma jednak sposobu, by Williams zyskał infrastrukturę, szczególnie w sytuacji, kiedy zajmujemy 7. miejsce w klasyfikacji. Inne zespoły, które są w odmiennym położeniu, będą niezadowolone z tego, że my wyłożymy miliony. Część nie ma pieniędzy do wydania, niektóre nie chcą tego robić, a pozostałe obawiają się zmiany. Osiągnięcie porozumienia w ciągu dwóch godzin posiedzenia po prostu nie jest możliwe.
- To nie była niespodzianka, szczególnie patrząc na głosowanie i rozmowy o tym, kto musi gonić konkurencję. Po jednej stronie stołu - dość przypadkowo, bo nie ustawiliśmy się tak celowo - były zespoły z dalszej części stawki, a z drugiej te na szczycie. Nie jest zaskoczeniem, że ekipy z końca podniosły rękę i były za, a te z czuba były przeciw, z paroma wyjątkami. Tu chodzi o większe dobro sportu. Naprawdę w to wierzę. Doceniam też, że to ja mam do zyskania więcej niż inni.
- Trudno powiedzieć, co zmieni się w ciągu następnych dwóch miesięcy. Każdy obawia się o pozycję w mistrzostwach i o to, jak mocny może stać się Williams. Liczę więc na to, że po prostu wspólnie ustalimy, iż to my mamy najgorszą infrastrukturę i potrzebujemy tej pomocy. Następnie podejmiemy kolejne próby zmiany sposobu myślenia innych ludzi.