Szef Haasa był dziś pytany o swoją książkę, która niedawno ukazała się również na polskim rynku.

Surviving to Drive pojawiła się w Polsce za sprawą Wydawnictwa SQN (więcej TUTAJ) i wywołała mnóstwo szumu w mediach, ponieważ w obiegu znalazły się interesujące kulisy światka Formuły 1, które opisano w wyjątkowym stylu charyzmatycznego Guenthera Steinera.

Podczas spotkania z mediami na otwarcie weekendu w Azerbejdżanie Włoch nie musiał mierzyć się jedynie z kwestiami sportowymi. Przede wszystkim poproszono go o powiedzenie czegoś więcej na temat procesu tworzenia książki.

- Krótka odpowiedź jest taka, że nie wiem, czemu ją napisałem - stwierdził Steiner. - Przyszli do mnie i zapytali o to. Nie było tak, że wstałem rano i pomyślałem o napisaniu książki.

- Nie chciałem pisać autobiografii, bo wszyscy to robią. Zresztą co miałbym tam zawrzeć? Przecież nikt tego nie kupuje. Oni mieli jednak inny, wyjątkowy pomysł, m.in. z prowadzeniem dziennika. Spotkałem się z pisarzem i przyjąłem propozycję.

- Moją największą obawą było, że nie wydarzy się nic ciekawego i książka będzie nudna jak flaki z olejem. Zapewniano mnie jednak, że pojawią się odpowiednie historie. Nie mieliśmy wielkiego planu, tylko po prostu otrzymałem zapytanie. Nie wiedziałem nawet, z kim o tym rozmawiać, bo nigdy nie myślałem o książce. Teraz też nie mam pojęcia!

Dopytany o to, czy koncepcję zatwierdzono przed atakiem Rosji na Ukrainę, który wpłynął na zmianę składu Haasa, odparł: - Tak było. Postanowiliśmy o tym jeszcze przed wojną.

Szef amerykańskiej ekipy zdradził również, jak wyglądało jego podejście do bogactwa językowego, z którego słynie, a także wyjawiania pikantniejszych historii. 

- Nikt nie miał do mnie pretensji w tym sensie, że nie przyszedł do mnie i mi o tym nie powiedział. Co innego za plecami! Na pewno są ludzie, których to zabolało. Podczas pisania należy być autentycznym. Nie wymyśliłem sobie żadnej z tych historii, a niektóre zostały wycięte. Nie wiem jednak, o które chodzi.

- Zrobiliśmy podobnie jak z Drive To Survive, gdzie proszę Stuarta [Morrisona, szefa komunikacji] o przejrzenie tego i ocenienie, gdzie jest granica. Gdybym sam się tym zajął, pewnie wyciąłbym zbyt dużo. Po jego poprawkach książka poszła do druku, a pierwszy raz przeczytałem ją podczas tworzenia audiobooka. Nie chciałem robić tego wcześniej, więc to on ją ocenił.