Andrea Stella stuprocentowo poparł dzisiejsze decyzje McLarena, które doprowadziły do bardzo trudnej sytuacji i naraziły Oscara Piastriego na utratę pierwszego zwycięstwa w F1.
Postępowanie ekipy z Woking to być może temat, który nieco przyćmi dzisiejszą wiktorię Australijczyka. Przez wiele okrążeń po tym, jak zespół postanowił zmienić kolejność pit stopów, triumf Piastriego był zwyczajnie niepewny i zależał w pewnym sensie od dobrej woli Lando Norrisa.
Ostatecznie Brytyjczyk wykazał się nią, ale komunikacja radiowa pokazała, że przynajmniej próbował swoich szans, aby potencjalnie wynegocjować coś z szefostwem. Mimo takiej postawy Andrea Stella przyznał, że nie obawiał się o końcowy rezultat.
- Nie miałem wątpliwości, bo znam Lando wystarczająco dobrze - powiedział Włoch. - Wiem, że czasem takie rozmowy z kierowcami wymagają dotarcia do każdej ze stron, jaka istnieje wewnątrz nich. Ale jednocześnie wiem, że Lando ma tam w środku i kierowcę, i gracza zespołowego. Te dwa elementy złożyły się dziś perfekcyjnie i zrobiły odpowiednią rzecz dla ekipy, Oscara i samego Lando. Z tego punktu widzenia jesteśmy zadowoleni.
- Żaden kierowca nie ma takiej natury, że powie: "Okej, kiedy to zrobimy?". Zawsze będzie chciał wygrać Grand Prix Formuły 1. Zawsze będzie miał nadzieję, że może zespół mu pozwoli. Ale my podkreśliliśmy to już jasno przed wyścigiem. Ta sytuacja pokazuje, co znaczy bycie kierowcą McLarena w F1. To są te wartości. Czasem kłócą się z instynktem kierowcy, ale kultura i dobro zespołu są najważniejsze.
Zapytany wprost o to, dlaczego Will Joseph, inżynier Norrisa, musiał przeprowadzić tak długie dyskusje, Stella skontrował: - Bo Lando jest kierowcą wyścigowym.
- Pokażcie mi takiego, który by tego nie zrobił. Może jesteście w stanie wymienić wielu, którzy nie zrobiliby tego do 70. okrążenia, ale byłbym niezwykle zmartwiony, gdyby Lando nie pokazał, że jest takim kierowcą. Takiego etosu potrzeba, aby walczyć twardo. Moim zdaniem byłoby zresztą nieuczciwe, gdybyśmy rozmawiali o aspektach kontrowersyjnych, ale nie o rozwiązaniu, które jest zgodne z naszym podejściem.
Poproszony o powiedzenie, skąd wziął się pomysł odwrócenia kolejności wizyt w alei, Andrea przedstawił spore tłumaczenie tego, czego najbardziej obawiał się w dzisiejszej rywalizacji.
- Wiedzieliśmy, że gdy Lando zjedzie jako pierwszy, to powstanie taka sytuacja. Nie zrobilibyśmy tego jednak, gdyby nie pewność, że to naprawimy. Dziś, ponieważ Hungaroring był gorący, istniały dwie zmienne, które chcieliśmy okiełznać. Pierwsza to niezjechanie za wcześnie, bo opony miały dużą degradację. Nie chcieliśmy ich stracić, przez co Verstappen mógłby stać się problemem na koniec. Opóźnialiśmy zjazdy jak najmocniej. Druga rzecz to potencjalny problem podczas zmiany w alei. W tej sferze musisz mieć bezpieczeństwo.
- Wiecie przecież, co się dzieje, gdy presja spada na mechaników. A ja nie chciałem, aby coś takiego stało się w takim wyścigu. Wolę, żeby odpowiedzialność za zapewnienie miejsc 1-2 wzięła pitwall. Aby to ona potem zarządziła kierowcami. Rozmawiamy o tym i wiemy, jak sobie poradzić. A ja po prostu nie chciałem takiej sytuacji podczas zmiany, w której doszłoby do problemu z nakrętką czy wykonaniem pit stopu, po czym spadlibyśmy za Mercedesa czy Ferrari.
- Widzieliśmy to dziś na przykładzie Verstappena. On miałby o wiele świeższe opony niż kierowcy z przodu. Rozmawialibyśmy inaczej, gdyby tak się stało. Wiem, że dla mediów i dla widzów to jest historia, ale dla nas wewnętrznie to część tego, jak podchodzimy do ścigania. Dlatego tyle inwestujemy w kulturę i nastawienie. Chcemy umieć zarządzać tymi sytuacjami, jeśli myślimy o mistrzostwach wraz z Lando, Oscarem i McLarenem.
- Aroganckie byłoby natomiast ominięcie wątku tego, czy dało się zrobić coś lepiej. Ale byłbym ostrożny z myśleniem, że należało zatrzymać się w innej sekwencji lub wcześniej, bo - jak już mówiłem - były pewne rzeczy, których definitywnie chcieliśmy uniknąć. Nie wiem, czy macie tego świadomość. W żadnym momencie nie mogliśmy spaść za Ferrari czy Mercedesa po problemie w alei. Nie chciałem nakładać za dużej presji na mechaników. Wolałem ją zdjąć i poradzić sobie z kierowcami. Ale jak zawsze musimy wykorzystać to jako okazję do poprawy.