Fred Vasseur, spróbował dotrzeć do fanów F1, którzy narzekali na wczorajsze widowisko na Spa-Francorchamps. Jego zdaniem problemu widoczności nie można ignorować, a kierowcom nie powinno się zarzucać braku umiejętności. Szef Ferrari jest tu po zupełnie innej stronie niż np. krytyczny Max Verstappen.
Główne danie weekendu w Belgii z pewnością będzie kandydować do miana jednego z najmniej widowiskowych wyścigów sezonu F1 2025. Po emocjonującej czasówce i zapowiedziach deszczu oczekiwania były spore, a na rozpoczęcie zmagań trzeba było dodatkowo czekać z powodu opóźnionego startu, wywołanego intensywnymi opadami.
Dyrekcja wyścigu postawiła wczoraj na bezpieczeństwo - być może nawet zbyt mocno, nie dając szansy na ściganie w deszczu. Warto jednak pamiętać, że poprzednia runda na Silverstone pokazała, jak niebezpieczna może być jazda przy skrajnie ograniczonej widoczności. Najlepszym przykładem była sytuacja, w której Isack Hadjar wjechał w tył Kimiego Antonellego, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że ma przed sobą samochód Mercedesa. Ten incydent był zresztą brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji.
Po wyścigu jednym z głównych wątków była oczywiście kwestia rywalizacji w takich warunkach. Choć Max Verstappen skrytykował postępowanie kontroli wyścigu, to częściej pojawiały się głosy zrozumienia. Najbardziej w obronie FIA stanął Fred Vasseur, który wypowiedział się zdecydowanie najobszerniej i postarał się dotrzeć do tych fanów, którzy narzekali.
- W 2021 roku mieliśmy problem po Spa i testowaliśmy, co możemy zrobić z pióropuszami, ale przecież one pochodzą spod podłogi - powiedział Francuz. - Niczego nie da się zrobić, może poza gigantycznym ograniczeniem potencjału bolidów i włożeniem tam jakiejś rzeczy.
- Być może kibicom trudno to zrozumieć, ale nie chodzi o to, że kierowcy nie potrafią jeździć. Nie ogranicza ich przyczepność, tylko widoczność. Dlatego dobrze czasem pokazać kamerę z wizjera. Dopiero wtedy można pojąć, że oni nie widzą zupełnie niczego. W pewnym momencie rozmawialiśmy zresztą z Charlesem na temat zmiany czegoś na kierownicy, ale on odparł, że nie może spojrzeć nigdzie indziej niż przed siebie, bo pamięta, co stało się na Silverstone.
- Tam doszło do kraksy w identycznej sytuacji, gdy kierowcy się nie widzieli. A moim zdaniem właśnie to jest najbardziej niebezpieczne, wraz z przypadkami, gdy kraksa wydarzy się przed tobą, a ty nie widzisz auta lub zatrzymasz się na torze. Kilka razy pytano mnie, czy wyścig nie powinien był ruszyć wcześniej. Pod kątem przyczepności? Tak. Ale pod kątem widoczności? Nie mam przekonania.
- Nie możemy teraz winić FIA, bo gdyby tylko coś się wydarzyło, to wszyscy bylibyśmy pierwsi do tego, aby przejechać się po nich. Musimy więc szanować ich wybory. Ja jestem tu szczery, bo miałem jeden bolid z wysokim dociskiem, a drugi z niskim. Miałem więc komfort, natomiast oni przecież biorą na siebie ogromną odpowiedzialność za te decyzje.
- Łatwo jest mówić po fakcie. Ja nie naciskałem na nic, choć to prawda, że zespoły wybrały różne ustawienia z góry. Tyle tylko, że rolą FIA jest o tym zapomnieć i zrobić to, co uważają za bezpieczne.
Nie tylko Vasseur
W bardzo podobne tony uderzył Andrea Stella, który tak samo jak Vasseur przywołał sytuację z GP Wielkiej Brytanii, co tylko potwierdza, że tamto wydarzenie jasno pokazało, iż trzeba dążyć do większego bezpieczeństwa w ekstremalnych warunkach.
- Moim zdaniem wyścigiem zarządzano w bardzo mądry sposób. Wiedzieliśmy, że w pewnym momencie spadnie duży deszcz, a na takim torze późne decyzje [o przerwaniu zawodów] mogą być już zbyt późne. Trzeba działać z góry i to jest akurat dobre podejście. My zawsze doceniamy działania FIA, gdy są tego warte, a z takim przypadkiem mamy do czynienia teraz.
- Rozumiem, że ekscytujące byłoby oglądanie bolidów na bardzo mokrym torze, aczkolwiek musimy mieć świadomość prędkości, z jakimi jeździ się na Spa. Wokół lata tyle wody, że dosłownie niemożliwe jest zobaczyć cokolwiek. Pamiętajmy, co stało się na Silverstone. Nie chcemy powtórki na Spa, więc gratulacje dla FIA.
Ciekawym głosem w tej dyskusji jest Laurent Mekies. Francuzowi zależało na mokrej nawierzchni, gdyż w Red Bullu przed wczorajszą czasówką postawiono na wyższy docisk w związku z deszczowymi prognozami. Warto pamiętać, że Mekies w przeszłości pracował w strukturach Federacji i rozumie, jaka odpowiedzialność spoczywa na barkach.
- Myślę, że chyba wszyscy byliśmy zaskoczeni, jak późno ruszył wyścig. FIA na pewno ma swoje powody, ale dla naszego zespołu to była niespodzianka. Czekaliśmy nie tylko na koniec deszczu, ale i na słońce, a potem długo jechaliśmy za SC. Natomiast jestem przekonany, że FIA miała swoje powody. Po prostu my byliśmy za wcześniejszą jazdą, bo inaczej czekała nas utrata osiągów bolidu, ale to część tej gry.