Daniel Ricciardo spróbował wytłumaczyć swój bardzo nieudany i pod paroma względami zaskakujący dla siebie występ w czasówce F1 przed GP Australii.
Zawodnik z Perth z dużymi nadziejami przystępował do swojego domowego weekendu wyścigowego, jednakże rzeczywistość kolejny raz brutalnie zweryfikowała jego sportowe ambicje.
Z uwagi na naruszenie limitów toru po szerokim wyjściu z zakrętu nr 4 sam zainteresowany stracił swój najlepszy czas, co następnie poskutkowało zakończeniem kwalifikacji na 18. lokacie.
- W T4 walczyłem z autem i najechałem na tarkę mocniej niż zwykle - opisał Ricciardo. - To zabawne, bo już po zakręcie nr 5 zapomniałem o tym. Dokończyłem okrążenie, a wtedy Pierre [Hamelin, inżynier wyścigowy] poinformował mnie przez radio, choć ja zdążyłem już zapomnieć. Minęła chwila, zanim dotarło to do mnie, ale z samego okrążenia byłem zadowolony.
Australijczyk następnie przeszedł do opisania swoich nietypowych problemów, które są o tyle zaskakujące, że nie pasują do jego pozytywnych wrażeń z jazdy.
- Czułem, że wyciągnąłem z przejazdu wszystko i gdy widzę, że nie było wystarczająco szybko, również w porównaniu do Yukiego, to nadal jestem trochę zdezorientowany. Wiem przecież, z czym normalnie wiążą się okrążenia, które wydają się dobre. Po przejechaniu linii pomyślałem, że zaliczyłem właśnie takie. One zazwyczaj wystarczają, nawet są więcej niż wystarczające, a tutaj tak nie było.
- Patrząc na czasy [Yukiego] w Q2, mogę powiedzieć, że nie wycisnąłbym więcej niż to, co było w Q1. Wiem, że jest tu pewnie kwestia ewolucji toru, ale szczerze mówiąc, paru rzeczom musimy się przyjrzeć, bo póki co jest nieco kłopotów.
- Dziś usunięto mój rezultat, ale to i tak było najlepsze kółko w tym roku. Nie wiem, gdzie jeszcze mogło być więcej czasu okrążenia. Jasne, kilka dziesiątych to efekt ewolucji toru, ale nie sześć czy siedem.
Daniel wyjawił nawet, że obecna sytuacja różni się od tego, co działo się podczas rozczarowującego pobytu w McLarenie, gdzie nie dogadywał się ze sprzętem.
- Czuję się pewnie podczas hamowania i w kwestii balansu. To nie tak jak w McLarenie, gdzie byłem trochę niepewny i nie mogłem naprawdę naciskać. Po prostu widzę niektóre prędkości w zakrętach i wiem, że nie jestem w stanie ich utrzymywać.
- Jestem na limicie auta w tym sensie, że znajduję się praktycznie na granicy poślizgu wszystkich czterech kół. To jest więc wyważone, blisko osiągnięcia potencjału. Zespół zmienił sporo rzeczy po Arabii Saudyjskiej, dał mi kilka nowych części na ten weekend, aby rozwiązać parę spraw i to wyglądało już lepiej.
- Ja jednak nadal nie jestem przekonany, bo jak mówiłem, mam wrażenie, że jest więcej problemów niż normalnie. Dotyczy to samochodu, w którym czuję się całkiem nieźle i nie cierpię tu czy tam. To dość miła maszyna w prowadzeniu, lecz czasy okrążeń tego nie potwierdzają.