Czasami dzieje się tak, że wybitna jazda umyka uwadze kibica, ponieważ wyścig nie dostarcza emocji związanych z bezpośrednią walką na torze. Grand Prix Węgier 1998 to przykład doskonałego meczu szachowego wprost dla konesera Formuły 1. Michael Schumacher zaliczył jeden z najdoskonalszych występów, który dzięki strategicznym decyzjom Rossa Brawna został okraszony wyjątkowym zwycięstwem.
- Śniło mi się, że coś takiego może się wydarzyć, ale nie dopuszczałem takich myśli. Przecież to tylko sen - przyznał rozradowany, ale zachowujący powagę Michael Schumacher na konferencji prasowej po wygranym Grand Prix Węgier 1998, prawdopodobnie najbardziej niedocenianym występie późniejszego siedmiokrotnego czempiona.
Niemiecki kierowca szybko wyrobił sobie niepodważalną renomę na salonach Formuły 1. Zaledwie trzy lata po debiucie zdobył tytuł mistrza świata. Najpierw psim swędem przygarnął go Eddie Jordan. Schumacher wykorzystał nadaną okazję - na Spa-Franchorchamps wykrzesał absolutne maksimum z kultowego zielonego Jordana, sygnowanego logiem 7up, czym zauroczył wszystkie tęgie głowy w padoku. W kolejnych sezonach, już w zespole Benettona, mierzył się z pogardliwymi spojrzeniami starszych kolegów po fachu, w szczególności mistrzów świata: Nelsona Piqueta i Ayrtona Senny. Z tym drugim dochodziło nawet do przepychanek.
Twarde środowisko nauczyło młodego Schumachera nieustępliwości i pozwoliło zbudować pewność siebie, którą później scementował triumf w klasyfikacji generalnej sezonu 1994. Michael stał się nową ikoną Formuły 1. Nieco wcześniej z różnych przyczyn odeszli wszyscy startujący mistrzowie świata - Alain Prost zakończył karierę, Nigel Mansell trafił za ocean, a wypadek na torze Imola odebrał życie Ayrtonowi Sennie. W momencie braku wielkich osobowości Schumacher wypełnił lukę i zaczął rozdawać karty.
W 1995 roku zdobył kolejny tytuł, a następnie zaszokował świat, podpisując lukratywny kontrakt z Ferrari. Ekipa z Maranello od 1979 roku nie świętowała indywidualnej końcowej wiktorii - złą passę miał przerwać właśnie Michael, ale wymagało to gruntownej przebudowy. Kilka lat wcześniej szefem zespołu został Jean Todt, a kolejnym krokiem było zatrudnienie czołowego kierowcy. Wkrótce Schumacher sprowadził za sobą znajomych pracowników. Miejsce Johna Barnarda zajęli dotychczasowi czołowi inżynierowie Benettona - Ross Brawn i Rory Byrne.
Po kompletnie nieudanym sezonie 1996, kiedy Williams-Renault w składzie z Damonem Hillem i debiutującym Jacquesem Villeneuvem zdominował kampanię, Ferrari zaliczyło duży progres, który pozwolił Niemcowi na zaciętą batalię na szczycie tabeli. W ostatniej rundzie na torze Jerez wszystko wymknęło się spod kontroli i Michael w ferworze walki dopuścił się karygodnego uderzenia w bolid bezpośredniego rywala - wcześniej podobne zdarzenia miało miejsce w Adelajdzie w 1994 roku, ale wtedy Schumacher uniknął kary i został mistrzem świata. Tym razem próba się nie udała - kierowca Ferrari przegrał tytuł, a do tego został zdyskwalifikowany z całego sezonu.
Prezentacja Ferrari F300 (1998)
W 1998 roku Formułę 1 czekał za to wielki reset. Po wielu latach okupowania czołówki Williams znacząco stracił, za to jego miejsce zajął zespół McLarena. To miał być sezon Ferrari, powrotu czerwonych maszyn i Michaela Schumachera na szczyt. Tymczasem w ciągu pierwszych sześciu wyścigów aż pięciokrotnie triumfowali rywale z Woking - czterokrotnie za sprawą Miki Hakkinena, a raz Davida Coultharda. Trzy razy kierowcy Rona Dennisa zajmowali zarówno pierwszą, jak i drugą lokatę. W tym czasie Schumacher wygrał tylko w Argentynie.
Począwszy od Kanady Ferrari powoli przejmowało inicjatywę. Na torze Gillesa Villeneuve'a wybrzmiał włoski hymn narodowy, poprzedzony niemieckim. Schumi kontynuował zwycięską passę we Francji na torze Magny Cours oraz w kontrowersyjnych okolicznościach na Silverstone podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii, kiedy czerwony bolid przeciął linię mety, przejeżdżając przez... aleję serwisową. To pozwoliło mu zbliżyć się na dwa punkty do prowadzącego w klasyfikacji generalnej Miki Hakkinena.
W Austrii oraz domowym wyścigu na Hockenheimringu Michael był bezradny. McLaren zdobył dublet w obu przypadkach, gdy lider Ferrari zajmował odpowiednio trzecie i piąte miejsce. Dwunasta runda z szesnastu miała odbyć się na torze Hungaroring, położonym nieopodal Budapesztu. Zaledwie dwa tygodnie po Grand Prix Niemiec trudno było oczekiwać większych zmian. Chociaż zespoły odbyły pracowite testy - Ferrari jako jedyne na prywatnym torze we Fiorano, gdy reszta przebywała na Jerez - tak szykowało się kolejne zwycięstwo nieuchwytnych czarno-białych McLarenów i powiększenie 16-punktowej przewagi Hakkinena.
Podium Grand Prix Wielkiej Brytanii 1998
Weekend rozpoczął się od deszczowej sesji treningowej. Kapryśne warunki sprawiały, że kierowcy mieli trudności z utrzymaniem się między białymi liniami. Większość zespołów wolała oszczędzać samochody i poczekać, aż obiekt zacznie przesychać. Znacznie lepsza pogoda przywitała stawkę podczas następnego treningu. Przyspieszona aklimatyzacja na torze spowodowała wiele uślizgów, bączków, wypraw na żwirowe pobocze, a nawet kolizji. W obu częściach najlepsze czasy notowali podopieczni McLarena.
Sobotnie kwalifikacje potwierdziły doskonałą formę ekipy z Woking. Mika Hakkinen szybko nadał ton czasówce i prowadził od początku do końca. Czasem 1:16,973 zgarnął swoje dziewiąte pole position w karierze. Drugi David Coulthard uzyskał wynik gorszy o 0,158 sekundy, za to trzeci Michael Schumacher stracił 0,393 sekundy.
Zjawiskową formą objawił się Damon Hill. Mistrz świata z 1996 roku po problematycznym zeszłym sezonie w Arrowsie i obecnym w Jordanie zajął czwarte miejsce. Ponownie udowodnił, że węgierski klimat mu służy. Na Hungaroringu w 1993 roku odniósł pierwsze zwycięstwo w karierze. Dwa lata później dodał kolejny triumf, a w 1997 roku - startując dla słabego Arrowsa - awaria hydrauliki pozbawiła go pierwszego miejsca na ostatnim okrążeniu.
Budapesztański tor Hungaroring do dzisiaj jest znany z ciasnego i wolnego układu, niepozwalającego na wiele okazji do wyprzedzania. Poprzednia wersja obiektu, sprzed 2003 roku, jeszcze bardziej ubolewała z tego powodu. Pierwszy zakręt był kopią ostatniego, to znaczy pokonywano go na znacznie wyższej prędkości, przez co na suchym torze zawierał jedyną słuszną linię wyścigową bez możliwości zaatakowania rywala poprzez opóźnione hamowanie. Trzeci sektor również przebiegał w inny sposób - po szybkim prawym łuku, T13, trasa odbijała w prawo, prowadząc do przedostatniego zakrętu pod zupełnie innym kątem, niż ma to miejsce obecnie.
Od 2003 roku kierowcy ścigają się na obecnym układzie Hungaroringu
Na starcie zabrakło wszelkich atrakcji. Mika Hakkinen ustawił się przed Davidem Coulthardem, Michael Schumacher odparł atak Damona Hilla, którego natychmiast podgryzał zespołowy partner Niemca, Eddie Irvine. Po kilku zakrętach wyklarowała się czołówka - Hakkinen, Coulthard i Schumacher błyskawicznie zwiększali przewagę nad żółtym samochodem Hilla.
Zdecydowanie najszybszy był lider zarówno wyścigu, jak i klasyfikacji generalnej. Odległość między kierowcami McLarena powiększała się. Mika Hakkinen kilkukrotnie poprawiał najlepszy czas okrążenia. W międzyczasie cały czas trwała walka Michaela Schumachera z Davidem Coulthardem, ale czerwone Ferrari co najwyżej jawiło się w lusterkach Szkota.
Rozpoczęła się strategiczna batalia, którą zapoczątkował obóz Ferrari. Michael Schumacher zjechał do alei serwisowej na 25. okrążeniu. Celem było podcięcie McLarena, ale rywale zawołali swojego kierowcę już na kolejnym kółku. Coulthard wyjechał przed Schumacherem, przed którym dodatkowo znajdował się opóźniający zjazd Jacques Villeneuve. Kanadyjczyk, zapewne z szyderczym uśmiechem, spowalniał Niemca aż do 30. okrążenia.
Schumacher twardo wziął się do odrabiania strat i już po kilku okrążeniach siedział na tylnym skrzydle Coultharda. Para zbliżyła się do zwalniającego Miki Hakkinena, ale o manewrach wyprzedzania nie było mowy. Standardową taktyką na wyścig na Węgrzech była jazda na dwa pit-stopy, ale kiedy za kółkiem siedzi geniusz, sytuację można odwrócić.
Zaufanie kluczem do sukcesu - na fotografii Michael Schumacher i Jean Todt
Brawn od samego początku wiedział, jak ukąsić McLarena. Decyzję o większej liczbie postojów podjął już wcześniej, ale zalecił zjechać na pierwszy pit-stop nieco później, co miało uśpić czujność rywali.
- Zaczęliśmy wyścig z otwartą strategią, ale kiedy byliśmy z tyłu, musieliśmy jechać na trzy postoje. Było to ryzykowne, ale wtedy nie mieliśmy nic do stracenia - przyznał Ross Brawn, który na własną odpowiedzialność kazał Niemcowi zjechać na wczesny pit-stop na 43. okrążeniu. Kiedy wyjeżdżał na tor, przekazał mu krótką, ale konkretną instrukcję: - Michael, przez następnych 19 okrążeń musisz urwać 25 sekund. Potrzebujemy od Ciebie 19 okrążeń kwalifikacyjnych.
- W późniejszej fazie wyścigu [Michael] wydawał się zmieniać taktykę na bieżąco. Kiedy wyjechał przede mną po moim szybkim pit-stopie, było już pewne, że jedzie na trzy postoje - komentował David Coulthard, który zjeżdżając okrążenie później znalazł się za plecami Schumachera. - Tempo, w jakim Michael był w stanie jechać przed ostatnim postojem, było fenomenalne. Po prostu nie byłem w stanie tego utrzymać. Kiedy znalazł się przede mną, było to niemożliwe - dodał DC.
Urwanie 25 sekund wydawało się absurdalne - wiedział o tym również Schumacher, ale nigdy nie zawiódł się na poleceniach Brawna, dlatego zaufał mu i dostarczył to, czego od niego oczekiwano. To oznaczało znalezienie niebywałej koncentracji i utrzymanie jej przez kilkadziesiąt minut. Kierowcy Formuły 1 cały czas pracują na najwyższych obrotach, ale w tym przypadku chodziło o zbliżenie się poziomem do sufitu możliwości.
Perfekcyjny występ mógł zakończyć się klęską. Na pierwszym z szybkich okrążeń Michael stracił panowanie w ostatnim zakręcie i wypadł na trawiaste pobocze. Niewielki błąd kosztował go cztery sekundy. Stratę natychmiast odrobił i rozpoczął wirtuozerski koncert.
Wszystkie karty układały się po myśli strategów Ferrari. Usterka zawieszenia w samochodzie Miki Hakkinena powodowała, że konstrukcja zachowywała się nieprzewidywalnie, co naturalnie kosztowało Fina utratę tempa. Wkrótce McLaren zaordynował zmianę kolejności swoich kierowców i od teraz wszystko spoczywało na barkach Davida Coultharda.
Schumacher na każdym okrążeniu powiększał przewagę nad Szkotem o przynajmniej dwie sekundy i już na 60. pętli wynosiła ona 25 sekund. Podopiecznemu Brawna wystarczyło 15 kółek, aby spełnić jego plan. Lżejszy bolid i lepsze ogumienie to jedno, ale tempo, jakie narzucił Schumacher, było kosmiczne. Był jak maratończyk, ale biegnący niczym Usain Bolt.
Trzecia seria pit-stopów nic nie zmieniła. Michael utrzymał prowadzenie i jeszcze przed metą symbolicznie zdublował Mikę Hakkinena, po czym minął wirującą na wietrze flagę w biało-czarną szachownicę. Kibice na trybunach oszaleli z radości i przedarli się na pobocze toru, wiwatując do przejeżdżającego w glorii bolidu Ferrari. Najszybszy zawodnik dnia relacjonował później: - Ludzie oszaleli. Dziękuję im za dopingowanie, za pomoc i uczynienie tego jednym z moich najbardziej wyjątkowych zwycięstw.
- W pewnym momencie byłem pierwszy, choć jeszcze o tym nie wiedziałem. Pytałem przez radio: "Co się dzieje? Dlaczego Hakkinen mi odjechał, skoro jestem na świeższych oponach i mam mało paliwa?". Nie zdałem sobie sprawy, że właściwie już go wyprzedziłem. Wyjechałem z toru, ponieważ tak bardzo naciskałem, by utrzymywać kontakt, że na chwilę się zdekoncentrowałem.
Na koniec skwitował wszystko, mówiąc: - To było 60 okrążeń kwalifikacyjnych, co na tym torze jest bardzo trudne do osiągnięcia, ale właśnie na to musisz być przygotowany.
Ładowanie danych