Toto Wolff skomentował zwolnienie Christiana Hornera z funkcji szefa Red Bulla. Zdaniem lidera Mercedesa Brytyjczyka prędzej czy później i tak zobaczymy w F1, ale zanim to się stanie, Austriak będzie za nim trochę tęsknił, pomimo różnych sporów.
Rozstanie Hornera z Czerwonymi Bykami oznacza, że w padoku F1 nie ma już jednego z dwóch wielkich rywali, którzy przez lata potrafili dogryzać sobie wzajemnie i toczyć zacięte batalie na polu sportowym czy politycznym. Jako szefowie dwóch swego czasu najmocniejszych ekip byli w pewnym sensie skazani na konflikty, lecz ich osobowości i umiejętności walki tworzyły wyjątkowy spektakl.
Po tym, jak jeden z nich stracił swoje stanowisko, komentarz tego drugiego musiał być mocno wyczekiwany. Gdy więc na Spa dziennikarze dopadli przedstawiciela Mercedesa, to zadali mu dość proste pytanie o zwykłą tęsknotę. W końcu rywali w sporcie czasem cechuje to, że już po wszystkim potrafią docenić, jak zażarcie rywalizowali.
- W pewnym sensie... tak! - powiedział Toto Wolff dla Sky, pytany o to, czy będzie tęsknił. - Był przecież jednym z głównych aktorów, ale przede wszystkim nie wydaje mi się, że znika na zawsze. Stawiam, że pojawi się gdzieś w jakiejś roli, ale muszę bardzo uważać na słowa, bo jeszcze trafi do FIA, a wtedy po prostu będę w czterech literach!
- Nigdy nie wiemy, co się wydarzy, ale patrzę na niego jak na głównego protagonistę. Był kimś, kto tworzył pewne kontrowersje, polaryzował i nie został ugrzeczniony, wyprany wizerunkowo. A to akurat świetna sprawa, bo jest dobrym elementem tworzenia widowiska. Z tej perspektywy na pewno będziemy za nim tęsknić. Zresztą jego wyniki mówią same za siebie, więc... tak.
Ponieważ Wolff i Horner nie są swoimi największymi fanami, media interesowało, czy zwyczajnie porozmawiali po tak wielkim wydarzeniu.
- Jeszcze się z nim nie kontaktowałem. Uznałem, że w tamtym czasie nie byłoby to właściwe, lecz na pewno to zrobię - stwierdził Toto.
Dopytany, czy próbował flirtować z Verstappenem, aby w ten sposób częściowo przyczynić się do zwolnienia Hornera, odparł: - Nie, to znacznie szersza rzecz w tle, której nie znamy, m.in. od strony głównej spółki Red Bulla.
- Poza tym rozglądanie się za kierowcami w moim położeniu, położeniu szefa Mercedesa, jest takie, że to ja muszę sprawdzać, co zrobi Max w następnych latach. Nie tylko w przyszłym roku.
- Moim zdaniem kierowcy będą zawsze poszukiwać najszybszego bolidu znacznie mocniej niż zysków finansowych. Chodzi o to, aby być w najszybszym samochodzie. Właśnie to, podobnie jak inni, robi Max.