Valtteri znowu to zrobił. Znowu wygrał na otwarcie sezonu i zmusił wszystkich do zastanawiania się, czy stać go na pokonanie Lewisa.

Mam trochę problem z Bottasem. Pamiętam GP Węgier 2019. Wszyscy gadali o następcy, Oconie i Russellu, a on zrobił P2, tuż za Verstappenem. Gdy w niedzielę zaczęło się okrążenie rozgrzewkowe, Valtteri wystrzelił z pierwszej linii, jakby chciał przestraszyć Maxa, który miał problem ze startami.

Pomyślałem wtedy, że to była fajna gierka. Bardzo lubię takie smaczki. Wiecie, coś w tym stylu - podchodzisz do gościa przed meczem i mówisz mu, żeby uważał na kolano, które ostatnio bolało. A co, niech wie, myśli, boi się. Szkoda, że po wyścigu uciekł mi w zamieszaniu z konferencją prasową, bo zamiast znać jego zamiary, mogę się tylko domyślać.

Wracając jednak do startu - stałem wtedy przy oknie biura prasowego, tuż koło podium. Już na 1. okrążeniu widziałem wybiegających mechaników Mercedesa. Tyle z tego prężenia się, jeden z gorszych wyścigów w sezonie. Rozczarowujące.

Trochę wcześniej, po GP Australii 2019, moją uwagę przykuł spokój Fina. Tak, oni generalnie są spokojni, ale akurat ten po sezonie 2018 miał powód, by po takiej wygranej wyskoczyć i drzeć się wniebogłosy. Przez pierwszą fazę sezonu, chyba do wyścigu w Hiszpanii, wyglądał jakby jechał po swoje i był przygotowany do wygrywania. Można było uwierzyć.

W Baku nawet Hamilton sprawiał wrażenie, jakby doszło do niego, że tu będzie poważniej. I zaraz po tym przyszła ta Hiszpania - świetne kwalifikacje i przegrany wyścig. Później zaczęło być gorzej, Lewis uciekł i tyle z tej wiary.

I taki obraz Valtteriego mam. Czasem prawdziwy kozak, to whom it may concern, ale przez większość czasu nijaki, jak w Bahrajnie w 2018 roku. Do tego jeździ w zespole Lewisa, bo który kierowca może sobie zmieniać malowanie? Chyba ten w F1 2020. Do tego nie ma pewnej przyszłości, a jednocześnie zespół ma nad nim jakiegoś bata. To nie pachnie mistrzostwem. Nie obok Hamiltona w Mercedesie.

Wiem, że prędzej czy później ktoś zapyta, czy zespół pozwoli komuś innemu wygrać tytuł. Skąd wiem? Bo sam zadałem to pytanie znajomemu jeszcze w październiku. Nie każdy lubi takie dyskusje, szanuję to. Ale ja na miejscu Mercedesa wolałbym wyrównać rekord Schumachera. I tak to zostawię.

Wystarczająco dobry?

Gdy jednak patrzę tylko na wycinek, na tę lepszą wersję Fina, widzę człowieka, który ma wszystko, by wygrać tytuł. Nie wyrwać z gardła jakimś ostatnim divebombem, nie wydrzeć na ostatnim zakręcie, ale zrobić swoją robotę na spokojnie i dopisać wystarczająco dużo punktów. Błędów robi mało, jest regularny, potrafi być najszybszy.

Pojawiło się ostatnio kilka zapowiedzi, że to jest ten sezon Valtteriego. Może obejrzał wszystkie mecze Liverpoolu? Niełatwo kolejny raz uwierzyć, nawet na chwilę, że tak będzie, skoro wcześniej na każdy blask przypadał jakiś cień.

Tym razem już po kwalifikacjach pomyślałem, że jest jakaś nadzieja w Bottasie. Czyżby schował dwie dyszki w treningach? Takie gierki z Hamiltonem? Nieźle. Potem jednak przypomniało mi się, że przecież popełnił błąd pod koniec Q3. Ile razy Lewis nie poprawi się pod koniec czasówki? Może 1, może 2, ale nie 10 czy 15.

Więc dobrze, dałem mu pokazać się w niedzielę. Jeśli chce pokonać mistrza, nie może oddawać niczego. Masz to wygrać, chłopie. Najwyżej napiszę, że zaczekałem i dobrze, bo przegrałeś. Ale nie napiszę, bo wygrałeś.

Trudno oceniać wyścig przez te problemy i ryzyko awarii. Starty i restarty bezbłędne. Jako jeden z niewielu nie brał udziału w tym całym szaleństwie, zwyczajnie sobie jechał. Tempo wydawało się gorsze, ale Mercedesy były w dziwnej sytuacji. Nie wiem czy był najszybszy, ale był pierwszy.

Jeśli Srebrne Strzały są w swojej lidze i będą dojeżdżały do mety, to jego rywalem będzie Lewis, ten najszybszy, ale nie nieomylny. Z nim też mam trochę problem, bo fajnie ogranicza się błędy, gdy jest się w najlepszej sytuacji. Fajnie gra się zacięcie przez 3/4 meczu, by na koniec przycisnąć i wygrać.

Ostatnie lata Hamiltona tak wyglądały. Zawsze miał coś lepszego - samochód, zespół, siebie. Przepis na tytuł, gratulacje. Gdy tego brakowało lub była jakaś presja, zdarzało mu się mylić. Każdy dobrze wie, że raz przegrał. Każdy wie, że miał problemy z niezawodnością. Chociaż ja na jego miejscu miałbym do siebie ogromne pretensje o niezabicie mistrzostw we Włoszech i w Singapurze, ale nie o tym.

GP Austrii pokazało, że Mercedesy nie muszą dojeżdżać do mety zawsze. To jest losowe, może trzy razy dotknąć Bottasa i będzie po zabawie. Ale jeśli dotknie Lewisa, nawet raz, przez swoją postawę w miniony weekend będzie już w gorszej sytuacji niż Fin. Poza tym, jeśli dwa Mercedesy mają być najszybsze, to gdy nie wygrywasz, musisz być drugi, ograniczać straty.

Hamilton w ten weekend tego nie zrobił. Nie każdy zgadza się z karą, chociaż tu jeszcze raz uprę się przy bezpieczniejszej linii, skoro i tak był na przegranej pozycji. Nic mu się nie stało, ale mógł nie dojechać i stracić więcej. Spójrzcie, ile procent straty do Buttona kosztowała Vettela kolizja z GP Australii 2009.

Jeśli gorszy weekend Hamiltona powtórzy się jeszcze, np. w tym tygodniu, Bottas może wyczuć szansę. Tak jak wyczuł ją Rosberg pod koniec 2015 roku i ponownie we Włoszech i w Singapurze w 2016 roku. Gonienie kogoś lepszego, czy też wspinanie się, jest prostsze. Lewis, jako lepszy kierowca, nie może pozwolić rywalowi uwierzyć. Musi go zgasić, najlepiej w najbliższą sobotę i niedzielę. Niech tamten martwi się kontraktem, a nie pucharami.

Odpowiednie okoliczności

Jest jeszcze jeden czynnik, który mógł dość niepostrzeżenie oderwać uwagę Fina od toru w 2019 roku - to rozwód. Teraz Bottas jest zakochany po uszy w innej i funkcjonuje na innym poziomie. A Lewis? Przyjęło się, że akurat on może robić sobie co chce, bo potem wpadnie, wygra i ucieknie. Tak jest, jeśli to, co robi, w jakiś pozytywny sposób go rozwija. Przyznaję, słuchałem dawno, ale dobrze wytłumaczył to w Beyond the Grid.

Teraz jest inaczej. Te akcje społeczne angażują Hamiltona w inny sposób (i żeby nie było - niech robi co chce, ale ja będę go oceniał za wyniki). Do tego tyle się mówi o kontrakcie i różnych, mniejszych i większych zawirowaniach w Mercedesie. Jeśli nie funkcjonuje już tak dobrze jak ostatnio, może być ciut słabszy. To psychologicznie po prostu normalne.

Dlatego napisałem, że musi zgasić Bottasa jak najszybciej, byle tylko rywal nie poczuł, że może. Bo to jest groźne. A w odpowiednich okolicznościach może "pomóc mu" przegrać sezon. Tym razem przegrana nie oczyści atmosfery, tak jak poprzednia, a także nie da trzech łatwiejszych tytułów.

Szkoda tylko, że cała ta dyskusja o wierze w Valtteriego jest oparta tak bardzo na postawie Lewisa. Zupełnie tak, jakby był naprawdę wybitnie szybkim, lepszym kierowcą. Kto by pomyślał. A tak serio - cóż, zapracowali na to, obaj. Ale jeden sezon może dużo zmienić.

Faworytem cały czas jest Hamilton, ale Bottas znowu zrobił małą nadzieję. Albo to ja jestem łatwowierny. Kasy bym na nowego mistrza nie postawił, ale jakąś szansę dostrzegam.

Swoją drogą, dziwnie pisać o wierze w kogoś, nie wiedząc, czy naprawdę się wierzy. Jednak lepszej okazji na udowodnienie, że warto, może nie być. A może w marcu powiemy to samo? Ciekawe, kto wtedy się nabierze.