Kilku kierowców zabrało głos na temat nowej dyrektywy technicznej, która została ujawniona tuż przed rozpoczęciem weekendu wyścigowego w Montrealu.
Wydarzenia z Baku odbiły się dość szerokim echem w środowisku F1, czego następstwem jest zdecydowane działanie ze strony FIA, która chce wymusić, by niektóre zespoły pozbyły się uciążliwego efektu dobijania i nie narażały jednocześnie swoich kierowców.
Zastosowane regulacje mogą jednak wprowadzić nieco zamieszania w kontekście układu sił w stawce, a największym przegranym może się w tym przypadku okazać obóz Mercedesa.
Ważną informacją - do której dotarł portal Formu1a.uno - jest fakt, że podczas pobytu w Kanadzie opisywana dyrektywa nie będzie jeszcze w pełni aktywna, ponieważ FIA musi skupić się na zbieraniu danych, w wyniku czego kwestie kar i zmiany ustawień nie będą jeszcze brane pod uwagę.
Nieco sceptycznie do całej tej sprawy podchodzi Max Verstappen, pomimo że Red Bull jako jeden z niewielu składów w stawce zdołał w znacznym stopniu opanować zjawisko porpoisingu.
- Uważam, że to trochę rozczarowujące, iż w połowie sezonu znów dochodzi do zmiany przepisów. Nie chodzi nawet o to, że ma to na nas większy lub mniejszy wpływ względem rywali, ale nie może być tak, że po narzekaniach jednego zespołu nagle zmieniają się przepisy - przyznał Holender, cytowany przez serwis Racer.
- Moim zdaniem jest w stawce wiele ekip, które wykonały kawał dobrej roboty, aby wyeliminować efekt dobijania, więc obejście tego problemu jest wykonalne. Wraz z podniesieniem samochodu ten efekt zniknie, ale jednocześnie odbije się to na osiągach.
- Jeżeli jednak nie jesteś w stanie odpowiednio zaprojektować samochodu, to wina leży po twojej stronie, a nie przepisów. Uważam, że to trochę wstyd. Oczywiście każdy tor jest inny, ale w mojej opinii to trochę dziwne, aby zmieniać regulacje w połowie sezonu, tuż po tym, jak kilka zespołów udowodniło, że można ograniczyć ten efekt.
Nieco bardziej optymistycznie wypowiedział się natomiast George Russell, który wyraził swoje zadowolenie z powodu bardzo szybkiej reakcji organu zarządzającego.
- To bardzo obiecujące, że podjęcie działań i wprowadzenie zmian w tej sprawie nie zajęło całych tygodni czy miesięcy i obyło się bez decyzji politycznych - stwierdził w rozmowie ze Sky Sports.
- Jeżeli chodzi o kwestie bezpieczeństwa, to takie sprawy muszą być rozwiązywane jak najszybciej. Jestem więc mile zaskoczony, że zmiany przyszły tak szybko i uważam, że będzie to z korzyścią dla wszystkich.
- Wszyscy uważają, że to Mercedes w głównej mierze naciskał na zmiany, ale z punktu widzenia samych osiągów nie chcemy poprawek regulaminu, ponieważ w przypadku takich działań nigdy nie wiadomo, czy będą one na naszą korzyść, czy wręcz przeciwnie.
- My jako kierowcy otwarcie mówiliśmy o tym, że chcemy zmian, ponieważ to, co przeżyliśmy w ostatni weekend, jest nie do zaakceptowania. Nie ma znaczenia to, jakim sprzętem dysponujesz. Albo doświadczasz porpoisingu i uderzasz o nawierzchnię, albo nie zmagasz się z tym i prowadzisz samochód zawieszony bardzo nisko nad ziemią. Jak by na to nie patrzeć, nie wygląda to dobrze.
W podobnym tonie do tego wątku odnieśli się również Pierre Gasly i Mick Schumacher.
- Odkładając na bok interesy zespołów, wszyscy mówimy jednym głosem, że to zdecydowanie za dużo - wyznał Francuz na łamach The Race. - Trudno jest sobie to wyobrazić, jak to jest, gdy po prostu patrzysz na wszystko z zewnątrz. Kiedy prowadzisz bolid, który przez półtorej godziny jedzie z prędkością 330 km/h, zupełnie inaczej się na to spogląda, bo doświadczasz tego efektu na własnej skórze.
- Jesteśmy więc odpowiednio przygotowani do rozmów na ten temat. Cieszę się, że Federacja zrozumiała, iż jest to poważny temat dla nas wszystkich w kontekście przyszłości. Nie jesteśmy tu jednak tylko po to, aby narzekać. To nie jest tak, że chcemy na coś się skarżyć. Nie jesteśmy tacy.
- Wszyscy kochamy ten sport takim, jaki jest, a także wszyscy staramy się uczynić go lepszym, jednocześnie dokonując postępów. W tym przypadku jest to wyłącznie troska o zdrowie nas wszystkich.
- Główny problem polega na tym, że przez efekt dobijania, który pojawia się na prostych, brakuje nam momentu wytchnienia - dodał reprezentant Haasa. - W zeszłym roku można było nieco odpocząć na prostych odcinkach, podczas gdy teraz jest się ciągle spiętym, bo tak bardzo rzuca nami w fotelu.
- Słyszałem historię o jednym z kierowców, który w latach 70-tych lub 80-tych miał takie same problemy z dobijaniem i musiał wycofać się z dalszych startów w F1 z powodu uciążliwych bólów pleców.
Guenther Steiner podkreślił z kolei, iż zaistniała sytuacja może mieć realny wpływ na aktualny układ sił w stawce.
- Musimy dokonać pomiarów i przekonać się, z czym właściwe mamy do czynienia. Uważam, że niektóre samochody działają bardzo negatywnie na zdrowie kierowców. Jest jednak na to rozwiązanie. Wystarczy podnieść wysokość zawieszenia, ale wtedy odbija się to na osiągach. Pytanie jednak, kto chce jeździć wolniej? - skwitował prześmiewczo pryncypał amerykańskiej drużyny.
- To podobna sytuacja do tej, która miała miejsce ileś lat temu, gdy w środku sezonu zdecydowano się zmieniać opony. W takich przypadkach, gdy zmieniasz coś zasadniczego, może mieć to bezpośrednie oddziaływanie na kolejność miejsc w czołówce. Czy jest to aby na pewno sprawiedliwe działanie?
Według Włocha FIA powinna ograniczyć dozwolony poziom podskakiwania, zamiast zmuszać zespoły do wprowadzania zmian w swoich projektach.
- Oczywiście, to czynnik bezpieczeństwa, ale można to też łatwo rozwiązać. Jeżeli jest zbyt niebezpiecznie, wystarczy podnieść wysokość zawieszenia. Uważam, że miarą tego wszystkiego jest znalezienie odpowiedniego sposobu, aby z uwagi na potencjalne niebezpieczeństwo ustalić jakiś limit i zaznaczyć, że przekroczenie wyznaczonego progu będzie równoznaczne z przyznaniem kary.
- Nie wiem jednak, jaką karę można by przyznać za to przewinienie. Nie zagłębiałem się jeszcze w ten temat, ponieważ to całkiem świeża sprawa.