Urzędujący mistrz świata nie był zadowolony z tego, iż sędziowie nie zareagowali na agresywniejszą postawę Lewisa Hamiltona.
Max Verstappen nie krył swojej frustracji tuż po słabym starcie, kiedy został szybko wyprzedzony przez dwóch kierowców Mercedesa. Startujący z pole position Holender stracił w pierwszym zakręcie pozycję na rzecz Geoge’a Russella, a chwilę później oglądał już tylne skrzydło bolidu Lewisa Hamiltona.
Zdaniem urzędującego mistrza świata starszy z Brytyjczyków nie zostawił mu wymaganej ilości miejsca po zewnętrznej, w związku z czym jedynym wyjściem było ratowanie się przed kolizją, bez możliwości walki o utrzymanie pozycji.
- Z mojej strony jedyne, co mogłem zrobić, to starać się uniknąć kontaktu - przyznał już po zawodach spokojniejszy Verstappen. - Regulamin mówi jasno, co można robić, będąc po zewnętrznej. Wygląda jednak na to, że te zasady wcale nie są przestrzegane. No cóż, w porządku. - Mieliśmy dobre tempo, więc i tak ich wyprzedziliśmy. Jest to jednak coś, co trzeba będzie wziąć pod uwagę w kolejnych wyścigach.
Nieco inaczej ocenił to Lewis Hamilton: - Myślałem, że to był dość dobry atak. On zahamował wcześniej, a ja później. Byłem na wewnętrznej i myślałem, że obaj zostawiliśmy sobie miejsce. Nie wypchnąłem go z toru, a on nie skręcił na mnie, więc nie doszło do kontaktu. Takie są wyścigi.
Świadomość przewagi tempa Red Bulla nad bolidami Mercedesa pozwoliła jednak zachować mu zimną krew i uniknąć zbędnego ryzyka, które mogłoby sporo kosztować zawodnika z numerem 1.
- Mieliśmy bardzo słaby start, ale na pierwszym okrążeniu byłem bardzo ostrożny, ponieważ miałem bardzo dużo do stracenia, podczas gdy oni mogli naprawdę sporo zyskać - tłumaczył Max. - Mogłem być trochę bardziej agresywny, ale nie chciałem uszkodzić auta. Wiedziałem, że jest szybkie, więc utrata dwóch miejsc to nie był koniec świata.