Max Verstappen w drugim treningu przed Grand Prix Portugalii zaliczył dziwną kolizję z Lance'm Strollem, po której ostro zbluzgał rywala. Jego zachowanie wywołało kontrowersje.

Holender, oprócz kilku wulgaryzmów, które są normalne w komunikacji radiowej, użył także angielskich słów retard i mongol, które oznaczają osobę upośledzoną, a także z zespołem Downa.

Ten komentarz nie spodobał się wielu kibicom i dziennikarzom, którzy uznali, iż zawodnik Red Bulla po prostu przesadził.

Pytany o dobór słów już po wyjściu z auta, 23-latek odparł, iż to po prostu nie jest jego problem, jeśli ktoś się tym przejął.

Verstappen chociażby tylko w samym sezonie 2020 regularnie atakował już innych kierowców przez radio, najczęściej używając słowa, którego polski odpowiednik zaczyna się na "k", a także określenia w stylu "ślepaka".

Obecnie nie wiadomo, by ktokolwiek miał się zająć sprawą z toru Algarve, jednak komunikacja radiowa była już w przeszłości analizowana przez FIA.

W ostatnich latach stało się to m.in. po GP Meksyku 2016, gdy Sebastian Vettel wysłał "wiadomość do Charliego [Whitinga, nieżyjącego już byłego dyrektora wyścigu]", a także gdy Gunther Steiner obraził jednego z sędziów GP Rosji 2019, za co grożono mu nawet zakazem wejścia do padoku.

Opisując piątkowe zajście już na spokojnie, Max przyznał, że było ono niefortunne i nie powinno dochodzić do takich kolizji.

- Nie chcę zbyt dużo o tym mówić, bo byłem bardzo zaskoczony, że on skręcił, gdy ja dojeżdżałem do niego. Nie wiem, gdzie miałem się udać. Zaczynałem swoje okrążenie, a on już skończył swoje. Szkoda, że doszło do kontaktu, to było po prostu niepotrzebne.