Max Verstappen po zawodach na Monzy zabrał głos na temat obecnej sytuacji swojego zespołu, który w ostatnim czasie znacząco obniżył loty i znalazł się w błędnym kole rozwojowym. Holender obawia się utraty obu mistrzowskich tytułów.
Stajnia z Milton Keynes po zakończeniu formułowych wakacji zmaga się z dużymi problemami dotyczącymi swojego bolidu, który stał się bardzo trudny w użytkowaniu. Sytuacja jest na tyle skomplikowana, że ekipa musi sięgać po starsze części z pierwszej fazy sezonu, w której model RB20 był przewidywalny i dominujący w stawce.
Jak się jednak okazało, strata do McLarena na Zandvoort była tylko zapowiedzią dalszych kłopotów. Wizyta w Świątyni Prędkości jeszcze bardziej obnażyła mankamenty Red Bulla. Dobitnie świadczy o tym fakt, że Verstappen w czasówce zajął odległe siódme miejsce, a w niedzielę zdołał zyskać tylko jedną lokatę.
Wyjścia z trudnego położenia nie ułatwia też kwestia limitu budżetowego, który zablokował przywiezienie na ten weekend specjalnego tylnego skrzydła o niskiej sile docisku. Nie można również wykluczyć scenariusza, według którego RBR wypalił już praktycznie wszystkie przeznaczone na ten rok środki, co w praktyce może oznaczać wdrażanie wyłącznie kosmetycznych ulepszeń na przestrzeni następnych miesięcy.
Max Verstappen podczas niedzielnego spotkania z mediami otwarcie przyznał, że kwestia obu tytułów za sezon 2024 zaczyna powoli wymykać się spod kontroli, czym potwierdził ostatnie słowa Helmuta Marko.
- W tej chwili oba mistrzostwa nie są realne - grzmiał Verstappen. - Moje auto nie nadaje się do jazdy. Mamy gigantyczny problem z balansem i to nie tylko na jednym okrążeniu, ale na wszystkich. W ten weekend byliśmy bardzo słabi na wielu frontach. Strategicznie mogliśmy zrobić lepszą robotę.
- Nie studiowałem inżynierii czy aerodynamiki, ale dałem zespołowi tyle informacji, ile tylko mogłem. Mówiłem to już wielokrotnie, że chodzi o to, aby mocno odmienić samochód, bo przeszliśmy z posiadania dominującego bolidu do takiego, którym nie da się jeździć. I to na przestrzeni 6-8 miesięcy. To bardzo dziwne. Musimy dosłownie wywrócić auto do góry nogami. W tej chwili jesteśmy słabi wszędzie. Potrzebujemy ogromnych zmian.
- Odwrócenie sytuacji tak szybko nie będzie łatwe. Ale to jest potrzebne, aby znów dało się jeździć tym bolidem. Musimy to odkręcić. Nie ma znaczenia, ile tygodni nam to zajmie. Trzeba naciskać i pracować na sto procent, bez wymówek.
Dopytany, czy brak wygranej Norrisa przynajmniej ogranicza jego straty, odparł: - Tak, ale nie w ten sposób patrzę na mistrzostwa. Musimy sami zadbać o swoje szczęście. Dziś i w ten weekend było naprawdę źle.
- Jesteśmy za wolni. Drugi pit stop trochę mnie kosztował. Przez cały wyścig nie mogłem też jechać z pełną mocą, bo mieliśmy mały problem. To dotyczyło procentów baterii, bo czasem jeździmy na pewnych poziomach czy trybach. W pewnym momencie zauważyłem, że bateria się naładowała i pomyślałem, że mogę wejść na wyższy tryb. Zapytałem, a oni powiedzieli, że oj tak, no przecież mogę. Halo, halo, to są oczywiste rzeczy, nad którymi trzeba panować. Wiem, że się z nikim nie ścigałem, ale to nie powinno mieć znaczenia. Jesteśmy w wyścigu F1 i trzeba zmaksymalizować wszystko.
Przy okazji tak mocnych wypowiedzi nie mogło zabraknąć wątku Adriana Neweya, który postanowił odejść z zespołu. Max nie odpowiedział wprost, ale zwrócił uwagę na ciekawą zmianę.
- Zawsze mówiłem, że chciałem, aby Adrian z nami został. Zawsze. Ale teraz nie o to chodzi. Zeszłoroczny bolid był świetny, najbardziej dominujący w historii, a teraz zrobiliśmy z niego jakieś straszydło.