Po kwalifikacjach okazało się, że blokowanie zawodników na wyjeździe z pit lane nie jest podyktowane chęcią zagrania rywalom na nosie, lecz specyfiką obecnych przepisów.
Wolniejsze i sprytne opuszczanie alei serwisowej było widywane w Formule 1 już w przeszłości, lecz z uwagi na dwa podobne incydenty w niedalekim odstępie znalazło się teraz na świeczniku.
W Singapurze Max Verstappen dostał reprymendę za całkowite zatrzymanie się, ale w Meksyku ani on, ani George Russell czy Fernando Alonso nie ponieśli konsekwencji żółwiego tempa. Stało się tak dlatego, że arbitrzy zrozumieli intencje i trudne położenie kierowców, którzy muszą respektować maksymalny czas przejazdu między liniami samochodu bezpieczeństwa, czyli w uproszczeniu między wyjazdem a wjazdem do pit lane.
W trakcie każdego weekendu dyrektor wyścigu wyznacza odpowiedni czas w taki sposób, aby zawodnicy nie byli w stanie poważnie zwalniać na trasie, szczególnie pod koniec pętli, gdzie w przeszłości dochodziło do bliskich spotkań rozpędzonych bolidów z tymi stojącymi. Przepis spełnia swoją rolę, co dla sędziów jest kluczową sprawą, ale ma jeden efekt uboczny - doprowadza do tego, że kierowcy czekają, aby znaleźć jak najlepszy moment już na samo włączenie się do jazdy i przygotowanie czystej próby.
Choć takie postępowanie może przypominać niesportową postawę, to uczestnicy zarzekają się, że zjawisko jest powszechne i podyktowane wyłącznie względami sportowymi.
- Po prostu każdy chce zrobić sobie miejsce - tłumaczył Max Verstappen. - Widziałem za sobą samochód, który wyprzedzał pięć innych, a następnie próbował zaatakować również mnie. Ja tylko staram się zyskać to miejsce już na wyjeździe z pit lane. Czynią tak w zasadzie wszyscy, więc jestem zaskoczony [wezwaniem]. Myślę, że każdy powinien zostać wezwany za blokowanie, bo przy tej nowej zasadzie każdy jedzie wolno w pit lane. Nie sądzę, że zachowałem się dziwnie czy źle.
- Moim zdaniem w tej chwili to wszystko jest nie do końca optymalne. Musimy coś wymyślić, ale jest trudno. Każdy stara się wypracować przestrzeń już w alei, bo to jedyny punkt, gdzie jest taka szansa. Nie rozumiem więc, jak można uznawać to za blokowanie. Jak dla mnie trzeba podejść do tego trochę luźniej, bo to bezpieczniejsze. Jedziemy naprawdę wolno i tylko tam możemy zrobić sobie miejsce.
- Gdy wyjeżdżamy z garażu, to nie wiemy, co robią inni, więc szacujemy odległości. Nie chcemy zaczynać przejazdów, będąc 3-4 sekundy za kimś, bo to będzie miało negatywny wpływ. Z drugiej strony, gdyby nie ten czas, to pewnie znowu blokowalibyśmy się w ostatnim sektorze. Niełatwo znaleźć odpowiedni kompromis. Zwyczajnie potrzebujemy tych 6-8 sekund i dlatego teraz [czekanie] przerzuciło się na aleję.
Bardzo zbliżonych komentarzy udzielili też kierowcy Ferrari, którzy siedzieli na konferencji prasowej obok Holendra.
- Uważam podobnie - dodał Charles Leclerc. - Najważniejsze, że pozbyliśmy się tych niebezpiecznych sytuacji w ostatnim sektorze. Może nie chodzi o ten obiekt, bo tutaj jedzie się dość wolno, ale np. na Spa różnice potrafiły być szalone. To dobre rozwiązanie. Z drugiej strony pojawiły się problemy. Sądzę jednak, że ten jest najmniejszy.
- Największy, według mnie, dotyczy wyjazdów szczególnie w Q1, gdy dwa auta poruszają się w innej sekwencji. Gdy wyjeżdżasz i miniesz linię SC2 w tym samym momencie co inne auto na torze, to jest już po tobie. Oba samochody muszą zastosować się do czasu przejazdu, więc nie można zrobić sobie miejsca. Trzeba albo powalczyć z tym kierowcą, jak w Katarze z Fernando, albo jest po okrążeniu.
- Dobrze byłoby się temu przyjrzeć, bo jest tu trochę losowości. Koniec pit lane to jedyne miejsce, gdzie można wypracować przestrzeń, więc trudno zrobić to gdzieś indziej. Nie mogę oceniać [Maxa]. Wszyscy działamy mniej więcej tak samo, bo tylko tam jest to możliwe - zakończył.
- Zgadzam się - powiedział Carlos Sainz. - Musimy usiąść i znaleźć jeszcze lepsze rozwiązanie na przyszłość, bo to po prostu przerzuciło problem [z ostatniego sektora] do alei. Nadal nie jesteśmy zadowoleni z efektów. Mamy już kilka pomysłów, ale to wymaga zmian w przepisach.
- Nie chcę kryć rywala, skoro startuje obok i do tego jest faworytem wyścigu - żartował Hiszpan. - Natomiast wszyscy tak robimy, aby zyskać te 6-8 sekund. Oczekujemy wtedy, że inni nas nie wyprzedzą, bo też będą potrzebować takiej odległości. Nie widziałem [zachowania Maxa]. Może był trochę bardziej niegrzeczny! Ale cóż, jedziemy chyba na tym samym wózku.