Koniec sagi Audi, sfrustrowany Lando Norris, zaskakująco otwarty Gunther Steiner i odmienione Spa. Całkiem sporo wydarzyło się przez te dwa dni, ale nadal widać, że Formuła 1 leniwie budzi się do życia po przerwie. Wszyscy sprawiają wrażenie nieco zardzewiałych i trochę odzwyczajonych od codziennych obowiązków. To jednak sprawiło, że można było dowiedzieć się nieco więcej niż zazwyczaj.
Specyficzny, dwupoziomowy padok to mimo wszystko dziwne doświadczenie. Poprzednio, będąc tutaj na ELMS, wszystko było troszkę inaczej. Specyfika obiektu sprawia, że kierowcy mają bardzo długą drogę z motohome’u do garażu. Najlepsza ścieżka dla większości z nich przebiega przez lounge z przekąskami i napojami dla widzów oraz dziennikarzy. Przejście szybko i bycie duchem praktycznie odpada. Chociaż Lewis i Seb jakoś sobie z tym radzą.
Pogodowo klasyczne Spa. W czwartek upał i ponad trzydzieści stopni. W piątek? Od rana dosłownie wisząca w powietrzu woda i 17/18 stopni. Czekam na śnieg w sobotę.
Przebudowa na plus
Infrastrukturalnie zmian nie ma, ale tego samego nie można powiedzieć o torze. Eau Rouge/Radillon to inna para kaloszy, niż byliśmy do tego przyzwyczajeni. Banda po lewej stronie na szczycie przesunęła się o 25 metrów, ale stojąc tam ma się wrażenie, że o dużo więcej. Bardzo szeroko, przez co zakręt powinien wybaczać dużo więcej błędów.
Samo DNA moim zdaniem jest zachowane, ale ryzyko jest sporo mniejsze niż poprzednio. Lando nawet śmiał się, że o rok za późno. Przebudowa też miała miejsce w zakręcie numer 9, ale tam nie zmieniło się zbyt wiele, poza alternatywną drogą do jego pokonania. Nic znaczącego dla F1. Do tego doszło sporo żwiru, chociażby w Les Combes, który dużo lepiej wyznacza granice toru.
Tego też sporo pojawiło się w La Source i to może być najbardziej znacząca zmiana, szczególnie w niedzielę. Przywykliśmy do tego, że często kierowcy decydujący się na szeroki wyjazd na starcie uciekali na pobocze. W tym roku taka wycieczka może zakończyć komuś wyścig lub mocno uszkodzić auto. To powinno mocno zmienić podejście do otwarcia w wyścigu i mocno utrudnić szalone ataki zaraz po starcie. Wszystkie te zmiany są zdecydowanie na plus i uważam, że sporo dobrej pracy wykonano na torze dla poprawienia widowiska.
Haas sam sobie panem
Gunther Steiner mocno zaskoczył i myślę, że nie tylko mnie. Szef Haasa popisał się sporą dawką szczerości, co do przyszłości i teraźniejszości zespołu. Mając dość pewnych doniesień medialnych, postanowił jasno wytłumaczyć, że problemy finansowe są już dawno za nimi. Amerykanie są stabilni finansowo i nie muszą przejmować się zatrudnianiem paydriverów.
Stanowisko jest następujące - obok Kevina Magnussena w 2023 roku znajdzie się najlepszy dostępny kierowca. Złośliwi powiedzieliby, że najlepszy z akademii Ferrari, ale tutaj również Steiner zaskoczył - Scuderia nie ma nic do powiedzenia w kwestii drugiego fotela w Haasie.
Rozmów z Ricciardo nie było, a realnych jest kilka opcji. Sam Gunther powiedział jasno, że doskonale je wszyscy znamy. Z prostej przyczyny - kierowców z superlicencją jest jedynie kilku i ta lista jest krótsza, niż może się wydawać. Schumacher nie wyglądał na nadzwyczajnie pewnego siebie, a dodatkowo na mocno rozkojarzonego. Bardzo uważał na to, co mówił, jak i podkreślał, że jest zadowolony z tego, gdzie jest. Jednak nerwowy śmiech i ogólna niepewność w ruchach nie pomagała w pozytywnym odbiorze tych wypowiedzi. Mick przekonywał, że pod presją działa lepiej niż zazwyczaj, więc w sumie się cieszy.
Haas jest gotów płacić drugiemu kierowcy i nie potrzebuje nikogo z budżetem. Zresztą podobno sponsorzy są i ma być ich więcej. Pozycja Schumachera chwiała się już od jakiegoś czasu, a teraz wygląda na najsłabszą. To zabawne, bo dosłownie przed chwilą Niemiec zaliczył najlepsze występy w karierze. Z drugiej strony Steiner jasno mówił, że bardziej interesuje go przyszłość niż przeszłość. Przecież McLaren nie pozbywa się Daniela bez powodu. Jednak Haas z budżetem i wolną ręką może być realnym graczem na rynku wolnych agentów.
Lando Norris wybrał przemoc
Kolejnym zaskakująco szczerym rozmówcą był Lando Norris. Brytyjczyk jasno powiedział, że nie ma żadnego współczucia dla tego, co spotkało Daniela Ricciardo. Jego praca to prowadzenie auta, a nie bycie trenerem i pomoc swojemu koledze z zespołu za wszelką cenę. Sam wie, że może go kiedyś spotkać to samo, ale nie będzie wtedy oczekiwać współczucia.
Bardzo kładł nacisk na to, że kompletną nieprawdą jest fakt, iż samochód powstał pod niego. Auto było tak samo obce dla nich obu, a nawet to on miał początkowo większe problemy. Jeżeli chodzi o odczucia z jazdy, tu kierowcy kompletnie się ze sobą nie zgadzali. Jest tak, ponieważ obaj lubią kompletnie inne samochody, a przynajmniej to wynika z jego słów.
Czuć było frustrację Lando i mam wrażenie, że rozwiązanie tej sytuacji mocno mu pomogło. Pierwsze pytanie, jakie usłyszał na spotkaniu z mediami, dotyczyło tego, czy jest zdziwiony. Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, powiedział, że nie. Sam często nawiązywał do Daniela, porównywał i jasno mówił, że miało to wyglądać inaczej. Dodatkowo to wszystko z Netflixem, który nagrywał całość.
Wylewność Norrisa i jego sposób wypowiedzi dość jasno obrazują, że cała ta sytuacja urosła do rozmiaru problemu dla całej ekipy. Zak Brown i Andreas Seidl nie chcieli zbyt wiele powiedzieć w temacie przyszłości oraz nadchodzącego zastępstwa. Za to pierwszy z panów zapytany o to, czy temat Audi jest w ogóle na tapecie, odpowiedział bardzo krótko: nie.
Rings are the new stars
Pierwsze z wyczekiwanych ogłoszeń za nami. Audi jednak wchodzi do F1, na ten moment tylko z nową jednostką napędową. Nie była to wielka niespodzianka, bo praktycznie od czwartkowego poranka dało się wyczuć, że coś jest na rzeczy. Jeden z dziennikarzy nawet ubrał czapkę niemieckiego producenta tego dnia.
Zbyt wiele się nie dowiedzieliśmy, bo dalsze decyzje mają być podejmowane do końca roku. Potwierdził się jednak scenariusz, że Audi nie będzie jedenastym zespołem w stawce. Ta opcja kompletnie nie wchodzi w grę i Niemcy jasno komunikują, że wejdą z istniejącym zespołem, bo to zwyczajnie łatwiejsze.
Opcja Saubera nadal wygląda najlogiczniej i wszystko wskazuje na to, że nic się nie zmieni. Alfa Romeo żegna się ze Szwajcarią po sezonie 2023, a to raczej nie jest przypadek. Podobnie jak fakt, że ochoczo witano każdego z logo Audi w motorhomie ekipy Freda Vassuera. Zresztą tam miejsce miały bardzo długie rozmowy. Wygląda na to, że wszyscy doskonale wiedzą, jak cała sprawa się zakończy i nawet między wierszami da się to dość swobodnie odczytać. To mydlenie oczu na konferencji prasowej na niewiele się zda.
Natomiast dość szybko Audi dało o sobie znać na Twitterze, gdzie nie omieszkali wbić dwukrotnie szpilki w Mercedesa. To ogłoszenie jest dobrą wiadomością dla całej Formuły 1 i teraz zostaje nam zaczekać na Porsche.