Formuła 1 powraca do Australii po nieco ponad dwóch latach nieobecności, a trzech bez ścigania. Przebudowany tor w Melbourne ma być szybszy i bardziej sprzyjający walce. Czy długo wyczekiwane zmiany zerwą z Albert Park łatkę nudnego i procesyjnego obiektu? Czas na nowe otwarcie.
Zawody w stolicy stanu Wiktoria, począwszy od premierowego wyścigu w 1996 roku, otwierały kolejne sezony zmagań (z wyjątkiem kampanii 2006 i 2010). Piknikowa atmosfera weekendu, dopisująca pogoda i malowniczy Park Alberta, w którym położony jest obiekt, uczyniły z Australii idealny start cyklu Grand Prix. Tor był też godnym (lecz wciąż mizernym) zastępcą Adelajdy, która gościła ten wyścig pierwotnie.
Melbourne miało ugościć pierwszą rundę sezonu również w 2020 roku. Ta zbiegła się jednak z początkiem paraliżu związanego z wybuchem pandemii COVID-19. Po chaosie organizacyjnym i decyzyjnym wydarzenie odwołano na ledwie półtorej godziny przed rozpoczęciem piątkowych zajęć.
Rygorystyczne podejście australijskiego rządu do organizacji imprez masowych oraz reguły dotyczące kwarantanny spowodowały, że tor Albert Park wypadł z kalendarza Formuły 1. Powrócić nie udało się także jesienią 2021 roku, przez co władze serii, do których chętni walą drzwiami i oknami, powiedziały jasno: albo ścigamy się w sezonie 2022, albo see ya, mate.
Tor w 2022 roku, fot. Australian GP
Nadchodzący wyścig będzie zatem wielkim powrotem ojczyzny Daniela Ricciardo. Ekscytacja jest tym większa, że kierowcy po raz pierwszy przetestują zmodyfikowaną na potrzeby ciekawszej rywalizacji nitkę.
Tor w Melbourne zupełnie nie odpowiadał obecnym standardom Formuły 1. Kierowcy znacznie tracili czas do bolidów z przodu w średnio-szybkich zakrętach, od których roiło się na Albert Park. To uniemożliwiało nie tylko skuteczny atak, ale nawet zbliżenie się do rywali na krótkich prostych, z których najdłuższa liczyła ok. 800 metrów. Nie pomagały nawet trzy strefy DRS-u.
Te kończyły się w teoretycznie najlepszych miejscach do wyprzedzania. Wszędzie było jednak na tyle wąsko, że jeśli już udało się zbliżyć do kierowcy z przodu, to wciśnięcie się przed niego graniczyło z cudem lub tyłem bolidu Estebana Gutierreza. Tor wyznaczony jest na drogach publicznych w centrum parku, więc taka już jego natura.
Niedoskonałości nitki powodowały, że procesyjne zawody o Grand Prix Australii przeważnie były potwornie nudne. Preferowana strategia jednego pit-stopu i długa, ciasna pit lane, uniemożliwiały strategiczne szachy i zaskoczenie rywala. Oczywiście w Melbourne zdarzały się genialne wyścigi, takie jak m.in. ten z 2010 roku, gdy John Travolta wymachiwał Buttona Robert Kubica stanął na podium. Główną rolę odgrywały w nich jednak warunki pogodowe lub losowe zdarzenia.
R.Kubica w swoim szerszeniu w walce z Mercedesem i Red Bullem, fot. Red Bull
Położenie i uliczny charakter toru ograniczały gruntowne zmiany w nitce. Niemal niemożliwym było poprowadzenie jej w inny sposób, bo po prostu brakowało na to przestrzeni. Gdy w 2017 roku nadeszła rewolucja techniczna, a wyprzedzanie stało się zdecydowanie trudniejsze, zaczęło się pojawiać coraz więcej głosów na temat konieczności wprowadzenia jakichkolwiek rozwiązań.
Rozważano wówczas wydłużenie prostej przed zakrętami 11-12. Szybka szykana lewo-prawo, pokonywana wtedy niemal pełnym gazem, miała zostać przesunięta i zdecydowanie spowolniona. Organizatorzy usilnie próbowali stworzyć na torze silną strefę hamowania, a tamto miejsce wydawało się być jedyną sensowną opcją. Ostatecznie plany spaliły na panewce, a wyścigi nadal usypiały kibiców. Kto kiedykolwiek wstawał wczesnym rankiem, by je zobaczyć, ten wie, o czym mowa...
Nieobecność Australii w kalendarzu ostatecznie “pomogła” w modyfikacji obiektu. Organizatorzy postanowili w ten sposób zagospodarować okres nieużywalności Albert Park Circuit. Remont miał także pokazać władzom sportu, że Melbourne nadal zależy na tworzeniu dobrego widowiska.
W związku z tym w lutym 2021 roku ogłoszono, że tor zostanie przeprojektowany, aby zapewnić lepsze ściganie obecnym samochodom. Prace miały być podzielone na etapy, aby ugościć kierowców jeszcze pod koniec tamtego sezonu. Ostatecznie wyścig odwołano, a pierwszy test “nowej” nitki odbędzie się teraz.
Szczegółowa lista zmian na Albert Park:
- ZAKRĘT 1 - poszerzenie o 2.5 metra po prawej stronie kierowców i dodanie pochylenia, które umożliwi przejazd kilkoma liniami,
- ZAKRĘT 3 - poszerzenie o 4 metry po prawej, dodanie pochylenia,
- ZAKRĘT 6 - poszerzenie o 7.5 metra po prawej, poprawa prędkości aż o 70 km/h (z minimum 149 na 219),
- ZAKRĘTY 9-10 - usunięcie dawnej szykany i stworzenie tam najdłuższego "prostego" odcinka,
- ZAKRĘT 13 - poszerzenie o 3 metry po prawej, dodanie pochylenia i stworzenie ciaśniejszego zakrętu przez przedłużenie prostej przed nim,
- ZAKRĘT 15 - poszerzenie o 3.5 metra po prawej, dodanie pochylenia,
- ALEJA SERWISOWA - poszerzenie o 2 metry,
- NAWIERZCHNIA - całkowita wymiana, po raz pierwszy w historii toru.
Mapa toru opublikowana jeszcze w 2021 roku
Organizatorzy wykorzystali pełnię możliwości zmian. Swój udział w przeprojektowaniu nitki miało kilku kierowców, w tym Daniel Ricciardo:
- To piękny tor, lecz zawsze był trochę wąski i ciasny, a w związku z tym trudny do wyprzedzania. Bardzo próbowaliśmy zatem wykorzystać niektóre obszary, aby umożliwić więcej podążania w strudze, żeby pozwolić na częstsze wyprzedzanie podczas hamowania. Myślę, że tym razem to będzie zupełnie inny spektakl - tłumaczył Honey Badger, który powróci przed własną publiczność.
- Myślę, że zmiana niektórych wierzchołków [w zakrętach], poszerzenie ich, żeby zapewnić więcej miejsca do “zanurkowania” [aby wyprzedzić], czy nawet żeby zmienić linię jazdy i uniknąć brudnego powietrza, pomoże - dodał kierowca z Perth.
Wiraże faktycznie mogą odegrać kluczową rolę w rewolucji w Parku Alberta. Zawodnicy będą mieli zdecydowanie więcej przestrzeni na to, aby podjąć się manewru. To powinno stworzyć w zakrętach nr 3 i 13 najlepsze okazje do ataku. “Jedynka” wciąż pozostanie dość szybka, zatem bardziej opłacalne będzie jej przeczekanie.
GP Australii 2019, fot. Red Bull
Poszerzenie zakrętów pozwoli kierowcom na obranie różnych linii jazdy. Możemy zatem liczyć na walkę "koło w koło" na wyjściu do kolejnych sekcji. Niemal każda z nich będzie pokonywana szybciej niż w przeszłości. Kierowcy wykażą się więc także w kwalifikacjach, w których będą cisnąć jeszcze mocniej.
Po każdym z krętych miejsc następuje teraz długi odcinek z gazem w podłodze. Najbardziej istotny będzie ponad kilometrowy fragment od zakrętu numer 6 do 9, w którym kierowcy przyspieszą o kilka sekund na okrążeniu. Zastąpienie starej szykany, która rozciągała stawkę, “prostą”, powinno zdecydowanie ułatwić zawodnikom zbliżenie się do rywala w szybkiej sekcji lewo-prawo. Późniejszy manewr w zmodyfikowanej i idealnej do ataku “trzynastce” powinien być zdecydowanie łatwiejszy.
- Poszerzenie niektórych zakrętów i próba utworzenia prostych w niektórych fragmentach, aby umożliwić większe szanse na jazdę w strudze, a także żeby zapewnić lepsze ściganie, były priorytetem. Jestem bardzo przekonany, że to się sprawdzi - zapewniał Ricciardo.
Pozornie niewielka zmiana w alei serwisowej, czyli jej poszerzenie o 2 metry, powinna zrobić sporą różnicę w przebiegu zawodów. Limit prędkości wzrośnie bowiem z 60 km/h do 80 km/h, co z pewnością zachęci stawkę do częstszych zjazdów i rozmaitych rozwiązań strategicznych. Dotychczasowo w Melbourne jechało się przeważnie na jeden pit-stop, bo drugi zjazd po prostu nie był opłacalny.
M.Verstappen, GP Australii 2019, fot. Red Bull
Interesująca będzie też kwestia opon, które dobrano z pominięciem C4. Założenie o dwa czy nawet trzy stopnie miększej mieszanki pod koniec może wiązać się z niesamowitą przewagą i pogonią. Byle tylko Sebastian Vettel nie puszczał hamulca przed T3, a Lewis Hamilton trafiał w wierzchołki szczególnie w bliskiej obecności Alexa Albona.
- Zmiany dostosują aleję serwisową toru Albert Park do obecnych standardów FIA. Pozwolą one na większą elastyczność w zakresie dopuszczalnych prędkości w pit-lane, które są regulowane przez FIA. Każda zmiana czy ewolucja tego typu zawsze poprawi bezpieczeństwo pracujących tam osób - powiedziała Amy Hill, dyrektorka generalna ds. opreacji AGPC
- Połączenie tych czynników stworzy zespołom Formuły 1 okazję do rozważenia taktyk i strategii wyścigowych, takich jak np. liczba wykonanych pit-stopów w trakcie wyścigu - dodała Hill.
Bardzo istotna będzie pierwsza, tak kompleksowa, wymiana nawierzchni na torze. Nowy asfalt ma być złożony z trzech różnych surowców, których połączenie ma zapewnić dobrą przyczepność i odpowiednią degradację ogumienia. Droga ma być także odporna na powstające na niej wypukłości - Albert Park nie powinien się zatem zamienić w drugie Austin.
GP Australii 2018
Melbourne jest gotowe i przyjmie kierowców już w najbliższy weekend. Odpowiedź dotyczącą poprawy warunków do ścigania poznamy jednak dopiero w niedzielę. Wpływ na nie będą miały również oczywiście nowe bolidy, w których walka koło w koło i podążanie za rywalem są - wnioskując po pierwszych wyścigach - łatwiejsze.
Zainteresowanie wyścigiem jest ogromne, a władze toru spodziewają się rekordowych frekwencji. Australia zatęskniła za Formułą 1, a odświeżony obiekt w stanie Wiktoria będzie idealnym miejscem na tak wyczekiwany powrót.
Czas więc nastawić budziki i przygotować się na pierwsze od ponad dwóch lat Grand Prix o tak wczesnej porze. Z pewnością warto poświęcić kilka godzin snu, by samemu przekonać się do nowego/starego toru Albert Park.