Wieloletni sędzia F1, Tim Mayer, świeżo po zwolnieniu z tej funkcji skomentował kolejne zamieszanie w FIA i rzucił kilka ciekawych przemyśleń na temat Mohammeda Ben Sulayema.
Tuż przed rozpoczęciem weekendu wyścigowego w Katarze branżowe media obiegła informacja o kolejnych zwolnieniach ważnych osobistości z Międzynarodowej Federacji Samochodowej. W tym gronie znalazła się Janette Tan, która podczas najbliższego GP miała przejąć stery nad przebiegiem zawodów F2 po niespodziewanym awansie Ruiego Marquesa, a poza tym z dotychczasową posadą pożegnał się Tim Mayer, który należał do grona najbardziej doświadczonych arbitrów.
Więcej o tej sprawie można przeczytać TUTAJ. Jest ona o tyle istotna, że nowy dyrektor wyścigu F1 zmierzy się z gigantycznym wyzwaniem, jakim będzie sprawne i bezpieczne zarządzanie nie tylko królową motorsportu, ale także Formułą 2 i F1 Academy. Co ciekawe, ostatni raz taka sytuacja miała miejsce jeszcze za czasów Charliego Whitinga, który swego czasu łączył wszystkie te funkcje, ale ostatecznie po czasie uznano, że należy rozdzielić te role na więcej osób z uwagi na skale działania.
Podczas dzisiejszej wideokonferencji przed startem rundy F2 kierowcom nie pozwolono wypowiadać się na temat zamieszania w kontroli wyścigu. Nikt nie mógł jednak powstrzymać samego Mayera, który udzielił wywiadu BBC.
Amerykanin poruszył wiele wątków, przechodząc od zwolnienia Janette Tan do kwestii takich jak przeklinanie czy wreszcie powodów swojego rozstania. Był w tym wyraźnie krytyczny i wskazywał na szkody, jakie wyrządza się Federacji. Pożegnanie Singapurki ma być tego przykładem.
- Ona jest dokładnie taką osobą, jakiej chcemy w FIA - grzmiał Mayer. - Jest najlepsza z nowego pokolenia dyrektorów wyścigowych. Nie znam okoliczności [zwolnienia], ale można sobie wyobrazić, że powinni bardzo się starać, aby zatrzymać kogoś takiego.
- Wiem, jak trudne są oba te stanowiska [dyrektora i sędziego]. Bardzo lubię Ruiego Marquesa, ale będzie pod niesamowitą presją. Nie ma zbyt wielu dyrektorów wyścigowych na poziomie platynowym, który jest najwyższym stopniem certyfikacji FIA. Tak się składa, że jestem jednym z nich. Jeśli robisz dobrą robotę, to i tak każdego dnia budzisz się z bólem brzucha, myśląc o tych wszystkich rzeczach, które musisz brać pod uwagę. [Federacja] takimi działaniami zupełnie sobie nie pomaga. Dosłownie brakuje im już rąk do takiej pracy.
Przeklinanie i narzucanie poglądów
Mayer odniósł się również do przeklinania, za co w ostatnim czasie ukarano Maxa Verstappena i Charlesa Leclerca. Jak wiadomo, to Sulayem stał za tym zakazem, powołując się na fakt oglądania zmagań przez dzieci, które mogą czerpać złe wzorce.
Verstappen już podczas swojego protestu sugerował, że sankcje niekoniecznie są winą sędziów, a dokładnie pokazało to mocne oświadczenie kierowców. Były już arbiter potwierdził, że przykaz przyszedł z góry.
- Ten pogląd, że zawodnicy muszą być karani za przeklinanie, to tylko jego punkt widzenia. To, co miało miejsce później, jest już jedynie odzwierciedlenie jego wizji.
- Były takie momenty, gdy bezpośrednio angażował się w to, aby wyrazić te poglądy. Nie za pomocą sędziów, ale za pośrednictwem swoich pracowników. Częścią pracy arbitrów jest egzekwowanie polityki FIA w zakresie przepisów. Technicznie wulgarny język jest zabroniony, więc to nic niesprawiedliwego.
- Inną sprawą jest jednak to, czy rozsądne jest ściganie kierowców za używanie łagodnych przekleństw. Dla wielu zawodników angielski to drugi, trzeci, czwarty język. Każdy dzieciak na początku przygody z gokartami uczy się jednego słowa po angielsku. Są inne sposoby, aby poradzić sobie z tymi rzeczami, o ile nie chcesz się bardzo napinać.
Powody zwolnienia Mayera
Sam zainteresowany w rozmowie ujawnił, że o zwolnieniu dowiedział się od jednego z asystentów Ben Sulayema, który we wtorek wysłał mu krótką wiadomość.
- Jeśli za pomocą SMSa zwalniasz kogoś, kto wyraźnie przyczynił się do działania Federacji, która polega na wolontariuszach, to nie świadczy to dobrze o zarządzie - odgryzł się Mayer.
Powodem rozstania ma być tegoroczna edycja zawodów w Austin. Mayer brał udział w spotkaniach na temat wtargnięcia kibiców na tor, ale uczynił to jako przedstawiciel GP USA, ponieważ jest prezesem stowarzyszenia, które pomaga w organizacji wydarzenia.
Amerykanie otrzymali pół miliona dolarów grzywny, a następnie spróbowali powalczyć o rewizję incydentu - dokładnie tak, jak robią to zespoły F1, gdy odkryją nowy dowód. Finalnie nie udało im się zmniejszyć kary, ale z werdyktu usunięto kilka ostrzejszych słów.
Uruchomienie tego procesu oraz treść wniosku miały nie spodobać się Sulayemowi, który wziął to do siebie i dopatrzył się w tym personalnego ataku. To poskutkowało tak surowymi konsekwencjami.
Z przeprowadzonego wywiadu dowiadujemy się też, że Mayera najpierw odsunięto od sędziowania podczas GP Sao Paulo, co miało związek z trwającą rewizją. Dopiero później, gdy zapadła już ostateczna decyzja ws. inwazji, został zwolniony.
- Powód, który podadzą oficjalnie, to konflikt interesów, ponieważ to ja byłem odpowiedzialny za rewizję od strony organizatora - tłumaczył były sędzia. - Ale nie dlatego mnie wyrzucono. Rolę organizatora pełniłem przez 12 lat, co dawało korzyści również samej FIA. To nie było nic nowego.
- Pomimo tego, że sprawa [GP USA] została rozwiązana po cichu i polubownie, to [Sulayem] nadal był obrażony i postanowił mnie wyrzucić. Po 15 latach dobrowolnego dedykowania mojego czasu na sędziowanie, po dekadzie uczenia innych arbitrów i setek godzin wolontariatu w innych rolach na końcu dostałem SMSa od jednego z jego asystentów.
- Ja w ogóle nie napisałem tej części wniosku o rewizję [którą Sulayem uznał za atak], lecz moim obowiązkiem było przedstawienie [dokumentu]. Nie było naszym celem, aby FIA miała przez to problemy. Zresztą ciągle będę pracował jako organizator trzech wyścigów w USA. To była tak drobna rzecz, że szokiem jest dla mnie, iż ktokolwiek mógł się o nią obrazić.
- Podczas procesu rewizji urażono prezydenta FIA. Moim zdaniem to dziwne, bo nie było ku temu żadnych podstaw, skoro wszyscy inni podeszli do tego profesjonalnie.