Formuła 2 wróciła w bardzo dobrym stylu, potwierdzając, że tegoroczna klasa zgodnie z przedsezonowymi oczekiwaniami może być najmocniejszą od pamiętnego sezonu 2018.

Pierwsze dwa wyścigi dały nam wiele emocjonujących walk koło w koło, zwrotów akcji i niespodzianek, czyli wszystko, czym cechuje się zaplecze królowej motorsportu. Oprócz tego standardowo otrzymaliśmy również więcej znaków zapytania niż odpowiedzi, ale skoro faktycznie coś wiemy, to właśnie temu warto poświęcić więcej uwagi. Cytując klasyka: Siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy!

Zanim przejdziemy do meritum - przed sezonem wypuściliśmy listę kierowców F2  i F3 wartych obserwowania, która może być ciekawym odniesieniem i uzupełnieniem tego artykułu. Dla ciekawskich odnośnik TUTAJ.

 

Pourchaire wciąż daleki od ideału

Bez cienia wątpliwości Theo Pourchaire jest kierowcą, który w obecnej stawce ma na sobie największą presję na osiągnięcie dobrego rezultatu. 19-latek przed sezonem był typowany jako absolutny faworyt do zdobycia mistrzostwa i każdy inny wynik na zakończenie rywalizacji będzie dużym rozczarowaniem, a kto wie, czy i nie zamknięciem drogi do Formuły 1. 

Cóż, niestety początek roku pokazał, dlaczego Francuz nie dostał angażu w królowej motorsportu, bowiem Pourchaire nadal wygląda jak zawodnik, który nie jest gotowy na kolejny krok. Z jednej strony mówimy o wiceliderze klasyfikacji generalnej, który w Bahrajnie absolutnie zdominował kwalifikacje i wyścig główny, ale gdy przyjrzymy się bliżej, nie wygląda to wcale tak kolorowo. 

Kącik F2: Pourchaire zawodzi mimo przewagi ART

Theo Pourchaire

Jeszcze podczas sprintu na torze Sakhir o mały włos nie zakończył rywalizacji na trzecim okrążeniu, gdy w zakręcie numer 1 trafił przednim skrzydłem w oponę Haugera. Tam uszło mu to na sucho i ostatecznie pomimo słabego zarządzania oponami zgarnął finisz w top 5.

Dwa tygodnie później, znów wyścig sprinterski, Arabia Saudyjska i bliźniaczo podobna sytuacja. Theo opóźnił hamowanie do T1, próbując wyprzedzić Victora Martinsa, ale ostatecznie przestrzelił zupełnie i z impetem uderzył w Olivera Bearmana, tym samym kończąc wyścig zarówno swój, jak i Brytyjczyka. 

Następnie kara przesunięcia o pięć miejsc do wyścigu głównego, start z P8 i absolutnie jałowe zawody, które ukończył daleko za punktowanymi pozycjami. Niech wystarczająco wstydliwe dla wychowanka Saubera będzie to, że startujący z P18 Roy Nissany wyprzedził go czystym tempem. Tym samym Pourchaire z Arabii Saudyjskiej wywiózł zero punktów, beczkę dziegciu i bagaż gorzkich doświadczeń. 

Theo stoi teraz przed bardzo ważnym egzaminem dojrzałości, bo stracił dużą część komfortu, na który zapracował sobie wyścigiem głównym w Bahrajnie, a każdy kolejny błąd będzie równał się z wytykaniem 19-latkowi tego, że nie jest gotowy na F1.

 

Dominacja ART na pojedynczym okrążeniu

Jeżeli to, co robi Red Bull w F1, uznajemy za dominację, to aż trudno znaleźć słowo, które celnie opisałoby pierwsze dwa weekendy w wykonaniu ART na pojedynczym okrążeniu. Ekipa z Francji w zaledwie dwie sesje odstawiała kolejny najszybszy bolid na łącznie 1.644 s. Na taki wynik złożyły się okrążenie: Theo Pourchaire'a z Bahrajnu - 0.900 nad trzecim Verschoorem, a także Victora Martinsa w Arabii Saudyjskiej, który był szybszy o 0.744 od drugiego Bearmana. 

Jest to kolosalna różnica i ART na tle swoich rywali wygląda jak Michael Jordan w drugiej połowie „Kosmicznego meczu” przeciwko drużynie potworów. Wchodzą i robią, co chcą. Wsad? Proszę bardzo. Rzut z półdystansu? Z zamkniętymi oczami. Dikembe Mutombo swego czasu się o tym przekonał. Wjazd pod kosz z trzema obrońcami? Dołóżcie dwóch kolejnych, żeby było jakieś wyzwanie. 

Kącik F2: Pourchaire zawodzi mimo przewagi ART

Victor Martins

Wróćmy do sportu, o którym mowa. W padoku wiele mówi się o tym, że Francuzi znaleźli ustawienia pozwalające ich kierowcom bardzo pewnie czuć się w strefach hamowania, a zarówno Martins, jak i Pourchaire robią to znacznie później od swoich rywali. W sprincie w Dżuddzie Ollie Bearman przekonał się aż za dobrze...

Dobra, koniec złośliwości, zwłaszcza że wyścigi sprinterskie w Bahrajnie i w Arabii Saudyjskiej pokazują, że w tej teorii może być dużo prawdy. Francuzi w obu rundach błyskawicznie przebijali się przez stawkę, a Martinsowi starty z kolejno P8 i P10 nie przeszkodziły we wskoczeniu na P3 oraz P2. Co więcej, wiele z tych manewrów było wykonywanych bardzo późno i zawodnicy ART wyprzedzali swoich rywali nie na środku prostej czy jej końcówce, a właśnie dohamowaniach po opóźnionych manewrach. 

Pewność siebie i duża przewaga w tej kwestii naturalnie daje bardzo dużo w czasówkach, zwłaszcza w takiej serii jak F2, gdzie przewagi trzeba szukać w detalach i ustawieniach bolidu, a niekoniecznie w budowaniu nowych koncepcji. Na przykład takiej bez sidepodów, prawda, Toto?

 

Duży skok jakościowy Camposa

Campos Racing od powstania F2 w 2017 roku tylko raz zagościł w górnej części tabeli, gdy w 2019 zakończył kampanię na 5. miejscu w klasyfikacji konstruktorów. Od tamtej pory ich forma była wyłącznie gorsza, aż w końcu poprzedni sezon zakończyli jako najgorsza drużyna w stawce. Hiszpanie nie pozostali temu obojętni i już w przerwie pomiędzy sezonami zagraniczne źródła donosiły, że Campos bardzo dużo pracuje nad poprawieniem osiągów w kolejnej edycji. 

Pomimo tego trudno było wierzyć w tak dużą poprawę stajni, zwłaszcza że jej skład na papierze, delikatnie mówiąc, nie należy do ekskluzywnych. Zaczynający siódmy sezon w F2 Ralph Boschung i Kush Maini, który trafił do zespołu jako 14. kierowca klasyfikacji generalnej F3, to ekipa, która nie powala na kolana. 

Kącik F2: Pourchaire zawodzi mimo przewagi ART

Ralph Lauren Boschung

W obu rundach Hiszpanie byli nad wyraz konkurencyjni, czego potwierdzeniem jest to, że prowadzą w klasyfikacji konstruktorów, a Boschung jest liderem generalnki Formuły 2. Oprócz tego razem z MP Motorsport i ART Grand Prix jako jedyni mają obu zawodników w top 10.

Trudno będzie im podtrzymać taką tendencję na przestrzeni całego sezonu, szczególnie że nie mają tak mocnego zaplecza jak reszta stawki, ale samo zrobienie tak dużego progresu zasługuje na pochwałę, a kto wie, czy i nie zapewni im nieco lepszej pozycji na rynku kierowców w nadchodzącym roku. 

 

Spadek formy kwalifikacyjnej Carlina

Czas wrócić do części bardziej pesymistyczno-marudnej. W przeciwieństwie do ART i Camposa martwi dyspozycja ekipy Carlin, która przed sezonem miała wszystko, aby spróbować wypromować jednego ze swoich zawodników do Formuły 1. Przecież zarówno Enzo Fittipaldi, jak i Zane Maloney niewątpliwie mają taki potencjał i nie bez powodu obaj nie tak dawno trafili do akademii Red Bulla. 

Idąc dalej, skład od 2018 roku skutecznie rozwijał kariery Lando Norrisa, Yukiego Tsunody czy Logana Sargeanta, a i Liam Lawson załapał się na podium klasyfikacji generalnej na zakończenie minionego roku kalendarzowego. Tym razem zapisanie sobie kolejnego nazwiska może być problematyczne, patrząc na to, jak słabo w kwalifikacjach prezentuje się Carlin. 

Kącik F2: Pourchaire zawodzi mimo przewagi ART

Enzo Fittipaldi, Zane Maloney

Po dwóch rundach brytyjska stajnia wciąż czeka na wejście do top 10, a najlepszym rezultatem jest 13. miejsce Fittipaldiego z Bahrajnu. Oprócz tego Brazylijczyk może dopisać sobie P14 w Dżuddzie, a reprezentant Barbadosu kolejno P17 i P18. W porównaniu z ubiegłą edycją, w której Logan Sargeant dwukrotnie był najszybszym kierowcą w czasówce, a zarówno Amerykanin, jak i Nowozelandczyk łącznie raptem sześć razy nie byli w najlepszej dziesiątce, tegoroczne rezultaty wyglądają bardzo blado. 

Trudno w tym wszystkim szukać winy w formie kierowców, bo Enzo i Zane pokazali rok temu, że na pojedynczym okrążeniu potrafią bić się o najwyższe lokaty i tempo kwalifikacyjne jest jedną z ich mocniejszych stron. Na tym polu Carlin ma najwięcej do poprawy, bo tempo wyścigowe nadal jest, co pokazał w Bahrajnie Maloney, przebijając się w głównym wyścigu z P18 na P3, ale też Fittipaldi, który dwukrotnie kończył rywalizację na punktowanych miejscach.