Powrót europejskiej części kalendarza F3 miał dać nam odpowiedź na to, w jakim miejscu znajduje się Kacper Sztuka. Po dwóch nieudanych rundach w Bahrajnie i Australii liczyliśmy, że Polak przełamie się na bardzo dobrze znanej mu z Włoskiej F4 Imoli. Cóż, o ile Sztuka faktycznie zdołał zapunktować, o tyle sam styl pozostawił dużo do życzenia i otworzył wielkie pole do dyskusji wśród kibiców.
Zacznijmy od piątku, który był najlepszą i najmniej dyskusyjną częścią tygodnia wyścigowego, o ile nie nosicie białych koszul z logiem FIA. Co prawda 18-latek był najwolniejszy z tercetu MP, ale najszybsze okrążenie na używanych oponach po zamieszaniu z wynikami wystarczyło do złapania się do top 12 i ruszenia z pole position w wyścigu sprinterskim. Oprócz tego będący na P10 Tim Tramnitz przebił Kacpra raptem o dwie setne, a Alex Dunne finalnie został zdyskwalifikowany za złamanie regulacji technicznych.
Tutaj absolutnie nie można mieć pretensji do Sztuki. Dobrze wykonał swoją pracę, był konkurencyjny na tle kolegów z zespołu, a wejściem do odwróconej stawki zmaksymalizował szansę na wyjechanie z Imoli z powiększonym dorobkiem punktowym. Jasne, to tak naprawdę był 13. wynik, ale dla debiutantów w F3 kręcenie się wokół pierwszej dwunastki jest kluczowe. Jeśli uda się tam wejść, można zgarnąć coś nawet przy słabszej postawie w wyścigach.
Nie bez powodu taki cel stawialiśmy mu przed sezonem, o czym więcej przeczytacie TUTAJ. Zresztą nawet sam Kacper po przejściu do MP mówił o chęci regularnego kwalifikowania się w top 12. To wszystko bierze się z tego, ile znaczą sprinty w F3. Krótko mówiąc, bycie przynajmniej w okolicach P12 to gwarancja kilku sobotnich startów z przodu i paru ładnie prezentujących się wyników. Kończenie czasówek kilka miejsc niżej wyraźnie utrudnia taką szansę i właśnie to widzieliśmy w Australii czy Bahrajnie.
Równie kolorowo nie było przez resztę weekendu, gdzie pojawiło się bardzo znane w polskiej piłce hasło „cierpienie”. Sztuka do sprintu startował z pole position i na podstawie czasu reakcji czy rozpędu wydawało się, że utrzyma prowadzenie. Niestety zachowawczość oraz słabe dogrzanie opon sprawiły, że na dohamowaniu do T1 wyprzedził go Noel Leon, a w drugim sektorze Polak spadł aż na P4, za Tramnitza i Olivera Goethe.
fot. Dutch Photo Agency
Ostatecznie przez zamieszanie na torze dostaliśmy zaledwie kilka okrążeń czystej rywalizacji. Patrząc na to, że mistrz Włoskiej F4 był wyraźnie wolniejszy od czołówki, było to dobrym dla nas czynnikiem. Kacper przy każdym wznowieniu rywalizacji błyskawicznie wypadał z zasięgu DRS i w żadnym momencie nie był blisko wyprzedzenia poprzedzającego go bolidu.
Na plus jedynie można zapisać bardzo dobrą obronę przed Beganoviciem, a chwilę później Browningiem, ale jazda defensywna pod koniec rywalizacji i przepchnięcie punktów to w zasadzie jedyne, za co można pochwalić Sztukę.
Niektórzy zarzucali mu natomiast pozostanie daleko na ostatnim pełnym restarcie, ale w ten weekend systemy po prostu działały niepoprawnie. Kacper Koncewicz dowiedział się na torze, że kierowcy nie dostawali odpowiednich informacji. W rozmowach z nim narzekał na to również Piotr Wiśnicki. Tę sytuację można rozgrzeszyć, bo nikt nie chce dostać głupiej kary.
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Polaka uratował właśnie tak strasznie szarpany wyścig, z licznymi wyjazdami samochodu bezpieczeństwa. Bez tego trudno byłoby dojechać w top 5. Mimo wszystko, jak sam powiedział, punkty to punkty i w obecnej sytuacji trzeba szanować każde oczko w dorobku. Gdyby nie progres w czasówce, nie udałoby się wykorzystać zamieszania z wynikami kwalifikacji, a tym samym nie byłoby też startu z przodu.
Po takiej sobocie uwaga musiała skupić się już nie na piątku, ale na niedzielnym progresie. Niestety były to tylko marzenia. Główny wyścig podkreślił bardzo słabe tempo zawodnika MP. Sztuka po starcie awansował na P11, ale na dystansie wyścigu ponownie wyszło słabe zarządzanie oponami, w wyniku którego nasz rodak osuwał się w tabeli, aż spadł na P15.
18-latek wyglądał zupełnie bezradnie. Znów nie potrafił gonić rywali przed nim, a gwoździem do trumny była końcówka, gdy Sophia Floersch dokładała Kacprowi kilka dziesiątych na okrążeniu. Pojawiło się nawet widmo spadku za Alexa Dunne’a. Tak, Irlandczyk pomimo startu z P30 miał tempo i był bliski wyprzedzenia Polaka, który ruszał z P12.
Taki weekend wywołał ogromną polaryzację wśród polskich kibiców i myślę, że tutaj warto nieco stonować nastroje zarówno tego bardziej, jak i mniej optymistycznego obozu.
Największym pozytywnym wnioskiem z tego weekendu jest to, że MP i samego cieszynianina stać na walkę o top 12 w kwalifikacjach. O tym, jak dużo znaczy łapanie się do odwróconej stawki F3, rok temu przekonał się Franco Colapinto, który wyjeździł sobie dzięki temu czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej.
Argentyńczyk jako jeden z dwóch zawodników w każdy weekend kwalifikował się w pierwszej dwunastce, co przełożyło się na to, że w samych sprintach zgarnął aż 51 punktów, a sezon zamknął z dorobkiem 110 oczek. Tak, prawie połowa punktów Frana to wyłącznie sprinty.
Równie regularny był Paul Aron, który podobnie jak Colapinto za każdym razem uczestniczył w odwracaniu gridu, a w krótszym formacie uzbierał 47 oczek, co pozwoliło mu na zamknięcie podium klasyfikacji generalnej.
Właśnie dlatego tak ważne w F3 i F2 są kwalifikacje. Wejście do top 12 w przypadku FIA F3 jest równoznaczne z maksymalizacją szans na punkty. Daje to kierowcom dwie bardzo dobre okazje do walki o czołowe lokaty i wyjechanie z weekendu z mniejszą lub większą zdobyczą.
I było to widać na przykładzie Kacpra. Brakowało tempa wyścigowego, odstawał od najszybszych na torze, ale dzięki niezłemu piątkowi i odwróconemu pole position dowiózł P5 i wyszarpał 6 punktów do klasyfikacji generalnej. Ktoś powie, że to punkty darowane formatem i nic imponującego - no cóż, nie jest to powód do mrożenia szampana, ale jakieś wyniki są bardzo potrzebne. Taka po prostu jest ta seria.
Z jednej strony cieszy ogólny progres, zwłaszcza kwalifikacyjny, bo jest na tyle duży, że pozwolił wyciągnąć oczka. Oznacza to, że jest na czym budować pewność siebie. Na pewno doda to nieco więcej luzu w głowie 18-latka, a przed startem sezonu 6 punktów po trzech rundach pewnie przyjęlibyśmy jako rezultat do zaakceptowania. Styl powoduje, że dziś patrzymy na to inaczej, bo nie był to żaden przełomowy weekend Sztuki. Sam dorobek wygląda lepiej niż test oka.
fot. Red Bull
Wiele problemów, które widzieliśmy w Bahrajnie i Australii, dalej nie zostało rozwiązanych. Wciąż tempo wyścigowe wygląda słabo, tak samo jak zarządzanie oponami. Zarówno, jeśli chodzi o wprowadzanie mieszanki w odpowiednie okno pracy, jak i wytrzymałość na dłuższym dystansie. Jak na to, że Imola to tor, na którym Kacper ma największe doświadczenie i na papierze lepszej rundy pod tym względem nie będzie, zwyczajnie trudno liczyć, że kolejne tygodnie dadzą nam wyraźny skok jakościowy Polaka.
Można za to wierzyć, ale... jeżeli w tak niepewnym stylu udało się zgarnąć punkty po wejściu do top 12, to wiara w wyciąganie czegokolwiek z weekendów, w których nie pójdzie mu w czasówce, jest przynajmniej optymistyczna.
Ta chęć dojeżdżania w top 12, o której mówił, zmaterializowała się do tej pory raz, a przy innych okazjach nie był nawet blisko takiego wyniku. Jeżeli sam kierowca twierdzi, że ma taki cel, to powinniśmy go z niego rozliczać, a skuteczność 1/3 w kwalifikacjach i 1/6 w wyścigach raczej nie jest tym, o czym on sam myślał jeszcze przed startem kampanii.
Pomimo mocno pesymistycznego nastroju tego tekstu daleko jestem od narracji, że jest to wielka weryfikacja Sztuki. Choć tempo jest poniżej oczekiwań obu stron, to realnie dorobek punktowy nie wygląda tak źle i dalej można z tego wycisnąć całkiem solidną kampanię.
Kluczem do regularnego punktowania jest utrzymanie formy kwalifikacyjnej i poprawienie zarządzania oponami, bo te dwa elementy to lwia część sukcesu każdego zawodnika F3 i F2.