Zwycięstwem Kyle’a Kirkwooda pożegnaliśmy 3-letnią nitkę w Nashville. Od przyszłego sezonu Music City będzie gościło finały sezonów IndyCar.

O nowej konfiguracji toru możecie przeczytać tutaj, ale to przede wszystkim czas na omówienie wyścigu. Po zeszłorocznym festiwalu żółtych flag czekaliśmy na podobnego rodzaju widowisko. Ten rok przyniósł inny rodzaj emocji, ale mała liczba kraks została z powodzeniem zrekompensowana przez sportowe emocje.

Tych jeszcze przed startem dostarczyło Penske Willowi Powerowi, którego zestaw słuchawkowy okazał się nie działać. W akompaniamencie okrzyków rodem z programów Gordona Ramsaya mechanicy szukali zapasowego zestawu, przez co do ostatnich chwil nie wiedzieliśmy, czy Australijczyk w ogóle wystartuje.

Na najwyższym stopniu podium już drugi raz w tym sezonie stanął Kyle Kirkwood. O ile Josef Newgarden jest w tym sezonie królem owali, to nowe oczko w głowie Michaela Andrettiego świetnie radzi sobie na torach ulicznych. Różowo-biały bolid okazuje się póki co jedynym, który poza pole position dowozi zwycięstwa amerykańskiej ekipie o włoskich korzeniach.

Skoro mowa o barwach Auto Nation, to dobrze wyglądali Helio Castroneves i Linus Lundqvist, kierowcy ekipy satelickiej Andretti. Debiutujący nie tylko w Meyer Shank, ale i w samej serii Szwed co prawda rozbił się i tym samym zniweczył szansę na dobry wynik, ale P11 w kwalifikacjach, najszybszego okrążenia i walki o top 10 w niedzielę nie zapomni żaden z szefów ekip, które szukają perspektywicznego zawodnika do swojego składu. Ten kierowca to naprawdę dobry prospekt, więc lepiej, żeby znalazł się niebawem jakiś odpowiednik Palpatine’a, który powie mu: We will watch your career with great interest

Helio Castroneves ostatnio notuje solidne wyniki i tak było także wczoraj. Wyścig zakończył na 11. pozycji, ale przez różnorodność strategii mogliśmy go zobaczyć nawet na prowizorycznym P3 w okolicach 30. kółka.

Umarł król, niech żyje król! Andretti ma nowego lidera!

Linus Lundqvist po kwalifikacjach (fot. Meyer Shank Racing).

Zaledwie trzy neutralizacje miały kluczowy wpływ na wyniki. Oprócz przemieszania stawki i zniwelowania różnic ostatnia żółta flaga zmieniła się szybko w czerwoną, co dało nam trzymający w emocjach finisz. Rok temu Scott McLaughlin walczył desperacko o zwycięstwo z Dixonem - i ponownie musiał obejść się smakiem oraz uznać wyższość konkurencji.

Kyle wygrał zasłużenie, startując z P8 i potwierdzając, że Coltonowi Hercie skończył się czas beztroskiego funkcjonowania w roli lidera zespołu i sztandarowego produktu eksportowego amerykańskiego motorsportu. Paradoksalnie strategiem Kirkwooda jest ojciec Coltona i przyznać trzeba, że wykonuje ze swoim podopiecznym świetną pracę. 

McLaren uparcie walczy z Andretti o tytuł najbardziej spalonego sezonu względem oczekiwań i po Nashville nawet wysuwa się na prowadzenie. Zastanawiała mnie ich niemoc w odniesieniu zwycięstwa w tym sezonie i po tej rundzie dochodzę do wniosku, że wraz z upływem sezonu ta ekipa stoczyła się z rzucania twardych warunków w rywalizacji o triumfy do walki o podia i byt w top 10.

Dziwną strategię miał Pato O’Ward, na którego spadek tempa zareagowano o kółko za późno. Nie z własnej winy na ścianie zakończył Rosenqvist, a Rossi... cóż, próbował i niewiele zabrakło, by zderzenie z VeeKay’em w dojeździe do T9 miało większe konsekwencje. Holender za wspomnianą kolizję został ukarany przejazdem przez aleję serwisową, co doszczętnie zniszczyło mu dobrze zapowiadający się dzień.

W Andretti mieszane nastroje - oprócz Kirkwooda powody do zadowolenia ma też Grosjean, co stanowi zupełne przeciwieństwo do przebiegu wyścigów Herty i DeFrancesco. David Malukas znów miał wybitne kwalifikacje i tyle samo problemów z samochodem. Awaria skrzyni biegów sprawiła, że z bolidu nr 18 odpadło tylne skrzydło i wywołało neutralizację. 

Solidne wyniki dowieźli Ilott oraz Armstrong, który stale plasuje się w okolicach top 10. Jak na debiutanta to dobre rezultaty, ale w przyszłym roku to musi być poziom wyżej, np. robiąc regularne top 10 i może coś więcej. Oby Chip Ganassi postawił na dobrego konia.

Alex Palou znów z podium, znów przed kierowcami próbującymi gonić go w klasyfikacji generalnej. Stratedzy Hiszpana postanowili na alternatywną taktykę i nie ukrywajmy - gdyby nie Lundqvist i kolejne caution, tego podium by nie było.

W domowym Grand Prix Newgarden uplasował się na P4 i jest w drodze po niechlubną statystykę czterech wicemistrzostw z rzędu. Tylko pamiętajmy - Amerykanin w tym roku wygrał Indy 500, a brak triumfu na Brickyard dotychczas traktował jako osobistą porażkę. I to pomimo dwóch tytułów mistrzowskich! 

Za niecały tydzień powrót do Indianapolis. W ubiegłym roku na nitce wpisanej w owal triumfował Alexander Rossi, przerywając tym samym passę braku zwycięstw od sezonu 2019. I uwaga, żebyście się nie pomylili - wyścig będzie w sobotę, a kwalifikacje w piątek!