Fernando Alonso ruszał do Grand Prix Miami z planem, który powstał w jego głowie podczas parady kierowców.

Podczas zeszłorocznej wizyty F1 w Soczi dwukrotny mistrz świata błysnął wyjątkowym podejściem do otwarcia rywalizacji, które pozwoliło mu zyskać przewagę nad rywalami poprzez zastosowanie się do przepisów w sposób, jaki obnażył ich niedoskonałość.

Hiszpan zauważył wtedy, że jeśli ustawi się odpowiednio na torze, będzie w stanie z dużą prędkością pojechać poboczem zgodnie z przykazaniem ówczesnego dyrektora wyścigu, unikając przy tym bardzo ciasnego miejsca, w którym często dochodziło do kontaktów. Dodatkowo był niemal pewien, że plan się powiedzie, ponieważ na okrążeniach zapoznawczych celowo wyjechał szeroko, testując tamtą linię.

Zawodnik Alpine popisał się podobnym tokiem myślenia także podczas wczorajszej rundy na Florydzie. Tym razem jednak w grę nie wchodziły kwestie przepisów, ale stan nawierzchni, który ocenił nieco wcześniej.

- Miałem dobry start, a po tym zdecydowałem się pojechać po zewnętrznej w zakręcie nr 1 - zaczął, cytowany przez Motorsport. - Widziałem to na paradzie kierowców, która była jedną z [ogólnie] najwolniejszych. Dzięki temu [że była wolna] zatrzymaliśmy się na zewnętrznej zakrętu nr 1, a ja przyjrzałem się tej sekcji przez jakieś 20 sekund.

- Czułem, że była naprawdę bardzo przyczepna, bez kawałeczków gumy, kamieni, niczego. Po prostu było tam bardzo czysto. Powiedziałem więc sobie, że pojadę tamtędy po starcie. Wszyscy [rywale] hamowali bardzo ostrożnie na wewnętrznej, więc zyskałem kilka pozycji.

Alonso miał mnóstwo miejsca na zewnętrznej, gdy wyszedł z cienia Tsunody

Asfalt w Miami był krytykowany przez kierowców ze względu na swoje nietypowe zachowanie szczególnie poza optymalną linią przejazdu, która dawała znacznie mniejszą przyczepność niż na innych obiektach.

Alonso skorzystał więc na możliwości wyhamowania w bardziej przyczepnym miejscu, a później był w stanie pojechać czystym fragmentem nitki. Dzięki temu de facto 10. miejsce (było to 11. pole, ale Lance Stroll "spadł" do pit lane jeszcze przed startem) szybko udało mu się zamienić w 7., kosztem Yukiego Tsunody, Lando Norrisa oraz - mimo małego kontaktu - Lewisa Hamiltona.

Skala problemów z nawierzchnią na Miami International Autodrome była na tyle duża, iż wielu zawodników obawiało się o losy wyścigu. Część wspominała nawet, że wyprzedzanie mogło zostać utrudnione ze względu na konieczność łagodniejszego hamowania poza linią wyścigową.

Stan asfaltu z tego powodu w głowie miał nie tylko Fernando, ale także Charles Leclerc, który na konferencji prasowej wyjaśnił, dlaczego nie blokował wewnętrznej w potyczce z Maxem Verstappenem. Monakijczyk nie odparł jednak ataku Holendra jego własną bronią z rundy w Meksyku z minionego sezonu (szczegóły TUTAJ), ponieważ tor w Miami kolejny raz zaskoczył.

Verstappen, Leclerc, GP Miami

- Zawsze warto się bronić, gdy walczysz o prowadzenie - zaczął lider mistrzostw, pytany o to, czy być może odpuścił pojedynek. - Szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę doświadczenie z treningów, przyczepność w zakręcie nr 1 na wewnętrznej była jakąś katastrofą. Nie oczekiwałem więc, że Max będzie miał jej aż tyle.

- W wyścigu było jednak lepiej - dodał. - Zawsze można zrobić coś lepiej, ale w tamtej chwili uważałem, że pozostanie na linii wyścigowej było odpowiednie, bo dawało możliwość zoptymalizowania punktu hamowania. To akurat mi się udało, ale [obrona] nie wyszła.

- To taka decyzja, którą podejmujesz w trakcie jazdy, czyż nie? - powiedział Verstappen. - Goniłem go, bronił się, a po [ostatnim] zakręcie musiałem ocenić, co było najlepsze. Charlesowi mogło się udać, ale mnie także. Tym razem ułożyło się to korzystnie dla mnie. Jedziemy jednak tak szybko, że na decyzję mamy milisekundy.