Podczas konferencji, na której potwierdzono Devlina DeFrancesco jako czwartego kierowcę zespołu Andretti Autosport w serii IndyCar na sezon 2022, Michael Andretti opowiedział o szczegółach niepowodzenia swojej operacji wejścia do F1.
Ostatnimi czasy jedną z najgorętszych plotek w świecie Formuły 1 była ta dotycząca Michaela Andrettiego rozmawiającego z właścicielami Saubera na temat przejęcia zespołu.
W pewnym momencie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, iż już niebawem w eter pójdzie oficjalna informacja o zmianie posiadacza szwajcarsko-włoskiej ekipy.
Jednakże, ku zaskoczeniu wielu fanów F1, na koniec października i to jeszcze podczas weekendu w USA otrzymaliśmy wiadomość zupełnie przeciwną. Otóż mimo zaakceptowania oferty rozmowy upadły w końcowej fazie, ponieważ Andretti rzekomo miał nie być w stanie zapewnić gwarancji finansowej ekipie.
Jak jednak zapewnił sam Michael, prawdziwym powodem miała być niezgoda w temacie władzy, jaką 59-latek miałby mieć nad nowo zakupionym teamem. Według jego słów właściciele Saubera nie mieli nic przeciwko wejściu Amerykanów do Hinwil, o ile ci nie przejęliby kontroli.
- Chciałbym uciąć plotki mówiące, że negocjacje upadły ze względów finansowych. Nic bardziej mylnego. Nie miało to nic wspólnego ze sprawą - mówił Andretti.
- To było bardziej związane z kwestią kontroli. Niestety w ostatniej chwili zaszły zmiany i byliśmy zmuszeni zerwać rozmowy. Nie mogliśmy tego zaakceptować. Zawsze mówiłem, że nigdy nie wejdziemy w coś, co nie będzie dla nas w porządku, a ostatecznie ta umowa nam nie pasowała.
Syn mistrza świata z 1978 roku zapytany został także o ewentualną pomoc w negocjacjach ze strony Liberty Media, amerykańskich właścicieli Formuły 1, dla których kolejna drużyna z USA w stawce oznaczałaby więcej tamtejszych kibiców oraz świetny pretekst do zorganizowania trzeciego wyścigu w Stanach.
- Myślę, że spodobałoby im się to, ponieważ bardzo skupiają się na amerykańskim rynku, ale nie zrobili nic, aby nas wspomóc. To byłaby piękna historia [gdyby doszło do porozumienia]. Wielka szkoda, że tym razem się nie udało, ale nie poddaję się.
CEO Andretti Autosport zaznaczył, że to nie koniec jego starań o wejście z zespołem do królowej sportów motorowych, a także innych serii wyścigowych.
- Nasze oczy zawsze pozostaną otwarte. Cały czas będziemy wypatrywali tam [w Formule 1] możliwości. Ale nie tylko tam, także w innych seriach, w innych rodzajach wyścigów. To właśnie robimy. Jesteśmy w wyścigowym biznesie i zawsze będziemy szukać możliwości do rozwoju.
- Jeśli jednak mamy się rozwijać, to musimy mieć pewność, że jest to właściwa umowa, która pozwoli nam na konkurencyjność. To bardzo istotne dla naszej marki: musimy być konkurencyjni we wszystkim, co robimy.
Niedoszły właściciel Saubera dał też kolejny powód do tego, aby wierzyć, że pierwszym kierowcą, który pojedzie w Europie w jego zespole, będzie wymieniany od dłuższego czasu w tym kontekście Colton Herta.
Mocno promowany medialnie w ostatnim czasie 21-latek, któremu Andretti chciał załatwić występ w FP1 w Austin tuż po przejęciu zespołu, pozostanie jednak na przyszły sezon w IndyCar i postara się odebrać tytuł urzędującemu mistrzowi, Alexowi Palou.
- Jeśli chodzi o chęć wprowadzenia [do Europy] amerykańskich kierowców, to myślę, że jest on idealną osobą, żeby to zrobić [jeździć na Starym Kontynencie]. Wierzę, że może być konkurencyjnym kierowcą w Europie, naprawdę w to wierzę - zakończył.