Dominacja jednego kierowcy może być irytująca. Brak praktycznie jakiejkolwiek walki o tytuły mistrzowskie może być irytujący. Bicie kolejnych rekordów wszech czasów w najlepszym aucie także może być irytujące. Na szczęście nie musimy się irytować tym, że to wszystko sprawka kogoś, kto kompletnie na to nie zasługuje.
Klasyfikacja generalna: 1. miejsce
Punkty: 347
Najlepsze wyniki: P1 (GP... za dużo by wymieniać)
Kwalifikacje: 11-5 vs Bottas
Wyścigi: 11-4 vs Bottas
Nasza ocena: 8.94 (2. miejsce)
Bo bolid
Chyba nigdy - o ile Lewis nie znajdzie się w wolniejszym aucie i nie wygra w nim tytułu, bo to byłoby jak 102 metry w Sapporo, czyli "koniec, nokaut" - nie uciekniemy od tego, że ma łatwo i zespół mu robi robotę. Nie uciekniemy od tego, że jedyna osoba, dysponująca takim samym bolidem, jest dobrana tak, by była po prostu słabsza, nadal bardzo dobra, ale nie wybitna. Z tego powodu siódmy tytuł może nie być, a raczej nie jest najbardziej przekonujący. Nie ma się co oszukiwać - samo zdobycie mistrzostwa świata w sezonie 2020 przyszło Brytyjczykowi stosunkowo łatwo. Miał w swojej karierze trudniejsze. Wydaje się, że jest obecnie w takiej pozycji, że jeśli sam nie przegra i nie zdarzy mu się jakaś Malezja, ale ze 4-5 razy, to po prostu nie przegra.
Mercedes był w zeszłym roku cholernie mocny. Okej, może przez przedłużoną przerwę wymyśliliśmy sobie, raczej życzeniowo, przeciwnika w postaci szybkiego Red Bulla, ale nic z tego nie wyszło. Przecież w pierwszej fazie sezonu zastanawialiśmy się, co może przeszkodzić ekipie z Brackley w wygraniu każdej rundy, najlepiej po starcie z pole position. Gdy W11 wkładał innym nawet i sekundę w kwalach na mokro i sucho... Zaraz, moment.
To nie sam W11 wkładał. To Lewis wkładał, zazwyczaj, ale od początku. Po GP Austrii - jednym z dwóch najsłabszych w wykonaniu Hamiltona w omawianym sezonie, bo raz nie zwolnił, a potem wyniosło go o metr za daleko - wygranym przez Bottasa, napisałem tekst, w którym wiarę w Fina uzależniłem od podstawy... jego głównego rywala. Jeśli Twoja wygrana nie jest tylko zależna od Ciebie, masz spory problem. Kasy też nie chciałem stawiać. Od lipca nie wszystko zestarzało się dobrze, ale akurat to tak.
Bo Valtteri
Bartek w swoim podsumowaniu nazwał kolejną wersję Bottasa "niestabilną". Lewis ma przeciwnika, który bywa groźny oraz naprawdę potrafi czasem pojechać lepsze kwalifikacje i lepszy wyścig od niego. Słowa kluczowe - "bywa" i "czasem". Ale to nie wynika tylko z tego, że Finowi czegoś brakuje. Brytyjczyk na pewno wyciągnął wnioski po sezonie 2016, bo można sobie mówić o jednym GP Malezji, ale w całym roku wiele takich małych niedociągnięć, na które tylko czekał Rosberg, da się znaleźć. Różnica jest taka, że teraz one praktycznie nie występują, a jeśli jakieś już się pojawi, jest nadrabiane z nawiązką.
Tak było w 2020 roku. Po Austrii Hamilton kompletnie wyrzucił rywala z walki. Bottas o zwycięstwo kolejny raz realnie bił się dopiero w GP Toskanii. W połowie sezonu! Gdzieś tam na drugim Silverstone wkradło się kolejne pole position, ale co z tego, skoro następne miało miejsce dopiero w 11. rundzie mistrzostw. W 2019 roku Lewis miał taki moment przebudzenia po Azerbejdżanie i Hiszpanii, gdzie Fin naprawdę wyglądał konkretnie.
Tu nie czekał na nic, po prostu nie pozwolił na jakiekolwiek rozpędzanie się, łapanie dobrej passy. Przecież przed podwójną rundą na Silverstone już mówiło się, że albo Valtteri wyrwie przynajmniej jeden wyścig, albo będzie po sprawie, bo nikt nie wątpił, że Lewis wygra mniej niż jeden. Ułożyło się pechowo, ale czy bez tego byłoby inaczej? Nie, tylko zachowałby matematyczne szanse dłużej.
Lewis kontrolował to od początku. Ktoś powie, że to jedyne, co musi zrobić. I tak, to prawda. To jego główne zadanie, będąc numerem jeden. Niełatwe zadanie, bo to nie tak, że rywal po prostu odpuszczał. Nie, on naciskał na tyle, by przy spadku formy Lewisa być wyżej. Tylko problem w tym, że spadku formy mistrza nie było, a potem on i tak by nic nie dał, zresztą i absencja nie dała.
Więc tak, kontrolowanie Valtteriego to klucz, by te przebłyski, iskierki, nie rozpaliły pożaru, bo gonienie rozpędzonego i głodnego pierwszego tytułu przeciwnika może się skończyć źle. Szczególnie, gdy nie pasuje dać mu się ograć, bo przegrana z kimś o tyle słabszym, gdy na wyciągnięcie ręki był rekord Schumachera, byłaby niczym wpuszczenie szmaty w doliczonym i bardzo podkopałaby dorobek kariery.
Bo Lewis
Jedną z moich ulubionych cech Brytyjczyka - a naprawdę, nie jestem fanem, nie mam ani takich tatuaży jak on (w sumie żadnych), ani jego zdjęć na ścianach - jest wygrywanie tych wyścigów, których wygrać nie powinien. I tak, czasem to jest fura szczęścia, jak np. w Baku 2018, ale często wynika to ze zrobienia czegoś kluczowego, wybitnego, czy też z bycia na najlepszej pozycji do skorzystania na takim szczęściu. Albo z braku rywali w takiej pozycji, jak... w Baku 2018, bo kto kazał Vettelowi blokować koło? Tak, celowo sobie zaprzeczam, bo tak naprawdę to jest mieszanina. Hamilton pecha w karierze miał mało, niepodważalnie. Szczęścia, które wykorzystał właśnie dzięki czynnikowi Lewisa, czy też którego sam się nie pozbawił, już całkiem sporo.
Spokojnie, wracam do 2020 roku. Tu też były przykłady wyrwania zwycięstw, ale trochę inne, co nie znaczy, że byle jakie. Mocno dyskusyjna była Imola, ale tam, niezależnie od problemów Bottasa i Verstappena, Hamilton zrobił niesamowitą robotę, dbając o opony w brudnym powietrzu i przeciągając zjazd. Tak, reszta ułożyła się pomyślnie, ale to samo w sobie było coś. W Portugalii nagle narzucił genialne tempo, deklasując kolegę, który trochę prowadził. W Toskanii, gdzie start z P1 nie był optymalny, utrzymał prowadzenie po tym najważniejszym, ostatnim starcie. Dwa poprzednie kończyły się utratą prowadzenia, ale kluczowy już nie.
Oczywistym przykładem jest Turcja, gdzie trzeba było grać bezpiecznie i nie szaleć w trudnych warunkach, licząc, że szansa w ogóle się stworzy. I gdy każdy myślał, że już wygra ktoś inny, to i tak skończyło się jak zwykle. Niesamowity występ, a jeszcze zbiegł się w czasie ze słabszym, czy też z błędami tego, którego określa się jako porównywalnie dobrego, czyli Maxa Verstappena.
To był mocny argument w zestawieniach tych kierowców w zeszłym sezonie, a także świetne potwierdzenie tej chyba czasem niedocenianej regularności, dowożenia niezależnie od wszystkiego. Przede wszystkim, był to najlepszy scenariusz wyścigu, którym zaklepywało się łatwy tytuł, bo zwracał uwagę na to, że jak nie jest łatwo, to Hamilton też umie błyszczeć.
Bo chcemy czegoś więcej
Powiem szczerze, chwalenie Lewisa jest trudniejsze, niż myślałem. A ten sezon w jego wykonaniu nawet na mnie, kimś kto prędzej nie doceni, niż przeceni, zrobił wrażenie. Nie czymś, co wybijało wszystkie zęby, ale pewnymi drobnostkami, które oddzielały go od Valtteriego tak wyraźnie. Nie takim banałem, że jest lepszy, chociaż jest, ale tym JAK to udowadniał. Przecież za bycie lepszym przed metą jeszcze nikt nikomu nic nie dał.
Napisałem wyżej, że ten tytuł nie jest przekonujący, ale to dlatego, że na tytuły patrzymy całościowo, zostaje nam wrażenie, że no tak, dojechał z przewagą i ma. A wielu osobom, które chcą przede wszystkim igrzysk, marzy się taka Turcja w wykonaniu Lewisa, ale za każdym razem. Sam łapię się na tym, że przy tej wielkiej dominacji nie tak łatwo jest to dostrzec, choć akurat niemałe oburzenie po naszych ocenach miło mnie zaskoczyło, bo to znaczy, że coś tam widać. Swoją drogą, P1 czy P2 ze średnich ma małe znaczenie. Większe ma to, jak bardzo pierwsza dwójka odstawiła resztę.
Wracając - to jak Lewis rozegrał ten sezon, jak błyszczał na kilku jego etapach, kluczowych dla losów rywalizacji lub zwyczajnie tych najtrudniejszych, przekonujące już jest. Powiem więcej - może i ten tytuł jakiś mega trudny nie był, ale był zdobyty w bardzo dobrym stylu. W przekonującym stylu. W stylu dużo lepszym, niż wystarczyłoby zaprezentować, by go zdobyć.