Formuła 1 po kilku latach nieobecności ponownie zawita do Chin, gdzie czekać nas może pełen zawirowań i niespodziewanych rozstrzygnięć weekend wyścigowy. 

Najwyższa kategoria wyścigowa na świecie ostatni raz wizytowała Państwo Środka w 2019 roku i to właśnie podczas tej rundy uczciła swój tysięczny epizod w historii. Po hucznym świętowaniu Szanghaj wypadł jednak z kalendarza mistrzostw świata na kilka kolejnych sezonów. 

Taki rozwój sytuacji był oczywiście następstwem pamiętnej pandemii, która mocno storpedowała środowisko królowej motorsportu. Z uwagi na ten fakt wydarzenie z kampanii 2020 nie mogło oczywiście dojść do skutku, a kolejne coroczne edycje zawodów były finalnie odwoływane z powodu bardzo restrykcyjnych ograniczeń dotyczących podróżowania do tego kraju. 

Sytuacja uległa korzystnej zmianie w ostatnich miesiącach, co w praktyce zaowocowało tym, iż dwudziestka najlepszych kierowców na świecie już za kilka dni ponownie zawita do tej części świata. Podobnie jak 5 lat temu i tym razem czeka nas wyjątkowe ściganie, ale już z innych powodów - takich, które realnie mogą wpłynąć na jakość rywalizacji w tym Grand Prix. 

Kluczowy jest tu format zawodów, gdyż na obiekcie Shanghai International Circuit odbędzie się pierwszy w sezonie wyścig sprinterski. Tym samym z uwagi na zmodyfikowany harmonogram zespoły będą miały do dyspozycji wyłącznie jedną, 60-minutową sesję treningową na odpowiednie dostrojenie swoich maszyn przed głównymi sesjami. To natomiast zawsze może wygenerować pewne problemy w poszczególnych składach - nawet tych najlepszych.

Gdyby tego było mało, inżynierowie nie posiadają aktualnych danych, gdyż nowa generacja bolidów, która została wdrożona do użytku w 2022 roku, nie miała jeszcze okazji ścigać się na tej charakterystycznej pętli. Podobnie jest zresztą z oponami, które teraz znajdują się już na 18-calowych felgach.

Nie jest więc żadnym zaskoczeniem, że taki rozwój sytuacji generuje wśród kierowców pewne obawy. W trakcie pobytu w Japonii głos w tej sprawie zabrał m.in. Carlos Sainz.

- Podczas ostatnich odpraw przekazywaliśmy F1 oraz FIA, że przy obecnych bolidach udział w kwalifikacjach po przejechaniu zaledwie jednego godzinnego treningu jest ryzykowny. Ma to związek chociażby z przepisami dotyczącymi zużycia deski pod podłogą, gdyż najechanie na jakiś wybój może być bardzo problematyczne. Rozgrywanie [weekendu sprinterskiego] na torze, na którym nie byliśmy kilka lat, to nie jest dobry pomysł. 

- Bez wątpienia jest to świetny obiekt. Powiedziałbym nawet, że większość zawodników ma go wysoko w swoim rankingu. Lokalna pętla stwarza sporo okazji do wyprzedzania, więc w przyszłości rozgrywanie sprintu w tym miejscu ma oczywiście sens. 

Ten czynnik może być szczególnie kłopotliwy dla Mercedesa, który obecnie znajduje się na ziemi niczyjej w kontekście korelacji danych pomiędzy symulatorem a rzeczywistymi warunkami torowymi. Więcej na ten temat można przeczytać TUTAJ. W mało korzystnym położeniu jest też Williams, który podczas zbliżającej się rundy w użytku będzie miał dwa ''poklejone'' monokoki - bez zapasowej wersji. Ta z kolei ma pojawić się dopiero podczas wizyty w Miami.

Przypominamy, że od tego sezonu rozszerzony format jazd odbywa się w poprawionej formie: 

- piątek - trening i kwalifikacje do sprintu, 
- sobota - sprint i kwalifikacje do wyścigu, 
- niedziela - Grand Prix.
 

Kolejnym istotnym czynnikiem jest to, że miejscowi zarządcy zdecydowali się w ostatnich tygodniach dokonać wymiany nawierzchni. Co ciekawe, cała procedura odbyła się przy pomocy najnowszej technologii, która dotyczyła wykorzystania druku trójwymiarowego. 

Sainz, kontynuując swoją wypowiedź, podkreślił, że ten czynnik - przez niską aktywność innych serii wyścigowych - może doprowadzić do powtórki z Turcji, gdzie zawodnicy przez cały ówczesny weekend zmagali się z makabrycznym brakiem przyczepności. 

- Z tego co słyszymy, na torze wylany został nowy asfalt, więc niewykluczone, że na miejscu czeka nas powtórka ze Stambułu - dodał Hiszpan. - Mam jednak nadzieję, że w rzeczywistości nic takiego nie będzie miało miejsca. 

- To wszystko tylko pokazuje, z jaką skalą niepewności mamy w tym przypadku do czynienia. Być może z perspektywy kibiców jest to ekscytujące, ale dla nas i inżynierów jest wręcz przeciwnie. Według mnie nie powinniśmy podejmować takiego ryzyka i należałoby rozegrać [w Chinach] normalny weekend wyścigowy.

Krótko i na temat wypowiedział się też Andrea Stella, szef McLarena: - W idealnym scenariuszu nie postawiłoby się na sprint w Chinach. Patrząc z punktu widzenia zespołu, to po prostu wiele dodatkowych komplikacji, lecz wyrzucamy to z głowy i myślimy o swojej pracy. Biorąc natomiast pod uwagę, że nasze auto ma swoje ograniczenia, to nawet jestem za tym, aby inni nie mieli za dużo czasu na przygotowanie - żartował.

Niewykluczone, że do gry postanowi wkroczyć również kapryśna aura, a niskie temperatury powietrza mogą jeszcze bardziej spotęgować potencjalny problem z przyczepnością. Firma Pirelli na tę rundę zdecydowała się nominować mieszanki ze środka swojej obecnej gamy, czyli odpowiednio komplety C2, C3 oraz C4.

 

Inna informacja:
Tekst z wynikami typowania powinien już przekierowywać na GP Japonii. Dlaczego tego nie robił? Też chcielibyśmy to wiedzieć!